Co by nie zrobił, zawsze będzie „synem Beckhama”

Kiedy Brooklyn Beckham instruował TikTokową publiczność jak przyrządzić steka, jego mama musiała wkroczyć, by wyjaśnić rozbawionym do łez oglądającym, że mięso wyszło krwiste, a nie surowe. Kiedy zaś Romeo Beckham w wieku 17 lat zdecydował, że jednak nie zostanie tenisistą i chce kopać piłkę, jego tato znalazł dla niego miejsce we własnym klubie. O ile na starszego brata gwiazdka Michelina z pewnością nie czeka, tak młodszy… jeszcze nie powiedział ostatniego słowa.

Romeo przypomniał o sobie światu, kiedy w ubiegłym tygodniu media społecznościowe obiegło oficjalne potwierdzenie jego transferu do Brentford. Całkiem szumne ogłoszenie, w kilku tweetach i z dedykowanym klipem. Złośliwi nabijali się z Pszczół, że ogłaszanie grajka takiego kalibru z taką „pompą” wygląda groteskowo. Brentford zaś odpowiada, że kilkanaście lat temu byli klubem niemal półprofesjonalnym, dziś goszczą Beckhamów.

Im dłużej by się wczytywać w detale tego transferu, tym mniej jest imponujący. Romeo trafia bowiem do Brentford, ale do drugiej drużyny i to nie na stałe, lecz na półroczne wypożyczenie. Po drugiej stronie też nie stoi pierwsza drużyna MLS-owego Interu Miami, lecz trzecioligowe rezerwy.

Czy ten ruch z piłkarskiego punktu widzenia ma jakikolwiek sens? Jeden rabin powie nie, drugi zapewne mu przytaknie. Poziom MLS Next Pro jest dość niski, a młody Beckham nie pokazał tam nadzwyczajnych umiejętności. Warto jednak odnotować i oddać Romeo, iż w klasyfikacji asystujących był pierwszy, z 10 ostatnimi podaniami.

Ci, którzy go oglądają, chwalą go przede wszystkim za stałe fragmenty gry (klip z trafionym rzutem wolnym swego czasu zrobił w internecie kilka kółek) – po ojcu dostała mu się imponująca precyzja posyłanych piłek z „martwej piłki”. Kiedy ta jednak jest w grze – tu robi się gorzej.

Z Brentford trenował jednak całą zimę i naiwnie chciałoby się wierzyć, że gdyby nie miał czegoś ciekawego w zanadrzu, kontraktu by nie podpisał. Wkładając jednak cyniczne okulary, Beckhamowie wyświadczyli Brentford, czyli najmniejszemu medialnie klubowi Premier League, PR-ową przysługę. Tu i tam rozejdzie się kilka koszulek z ikonicznym nazwiskiem, a może nawet Romeo ukłuje coś z wolnego i będzie można poudostępniać w socialach.

Synowie swoich tatów

Tę niespecjalnie ciekawą historię o rezerwach Brentford zdecydowałem się opisać dlatego, że Romeo jest jednym z licznych przykładów, jak łatwo, a zarazem piekielnie trudno być synem piłkarza. Futbolowych rodzin mieliśmy mnóstwo – wszyscy znają historie Maldinich czy familii Ayew. Kibice uwielbiają takie smaczki – są romantyczne i lekkostrawne, ale przede wszystkim… jest ich za mało.

Dlatego właśnie każdy potomek znanego ojca od urodzenia jest wsadzany w duże buty. Kiedyś co miesiąc widywałem wpis o Benjaminie Aguero, który poza znanym ojcem ma jeszcze w swoim „drzewie genealogicznym” Lionela Messiego i Diego Maradonę. „Bez presji, dzieciaku” – ironicznie dopisywano.

Dziś natomiast, robiąc rozeznanie pod tekst, trafiłem na głupawy twitterowy wpis, w którym jakiś anonimowy użytkownik Twittera porównywał dzieci Van Persiego, Ronaldo czy właśnie Beckhama do synów Messiego, o tych ostatnich pisząc, że są „bezużyteczni i nikt ich nie chce”.

To zupełnie anegdotyczny przykład, ale nie każdy (a raczej – mało kto) jest do znoszenia takiej presji stworzony. Nawet Paolo Maldini mógłby nie zostać Paolo Maldinim, gdyby od urodzenia zaglądano mu w pieluchę.

Dlatego też nie dziwię się Romeo Beckhamowi, który mając 12 lat i będąc w akademii Arsenalu (do której niewątpliwie trafił na bazie swoich umiejętności) podjął dojrzałą decyzję o zostawieniu piłki nożnej. Był „synem Beckhama” i choćby był nie wiadomo jak poprawnym zawodnikiem, tej łatki by nie zrzucił. A poprawność w jego przypadku oznaczałaby tylko i wyłącznie rozczarowanie.

Nawet dziś, gdy dołącza do rezerw Brentford, jego ruch jest z jednej strony wyszydzany, z drugiej pompowany marketingowo. Prawdopodobnie tak będzie wyglądała reszta jego kariery, jeśli zdecyduje się ją dalej prowadzić (w tym miejscu chciałbym przypomnieć przygodę Rivaldinho w Cracovii) – zawsze znajdzie klub, bo każdy będzie chciał się ogrzać w jego blasku, a jednocześnie zawsze będzie nepotycznym rozczarowaniem.

Dlatego też życzymy Romeo Beckhamowi, zawodnikowi rezerw Brentford, który najpewniej do czerwca pomieszka w wartej 31 milionów funtów londyńskiej willi swojego ojca, zrobienia kariery noszącej choć najmniejszy namiastek normalności. Bo choć odpowiednikiem ojca najpewniej nie będzie, ma szansę bez jego pomocy pokazać, że jest krwisty, a nie surowy.

https://superbet.pl/rejestracja?bonus=THESPORT

Fot. Brentford FC

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »