Polscy kandydaci skreśleni. Słusznie?

Cała piłkarska Polska rozmawia o kandydatach na selekcjonera. PZPN za bardzo się nie spieszy, a milczący zwykle prezes Cezary Kulesza w końcu puścił trochę pary z ust, najpierw wzburzając, a potem uspokajając nastroje społeczne. Zapewnił, że nowym trenerem kadry będzie obcokrajowiec. Wygląda na to, że jest to decyzja ze wszech miar słuszna.

Cezaremu Kuleszy daleko do mówcy, jakim był jego poprzednik. Co by o Zbigniewie Bońku nie mówić, to potrafił zabrać głos w kluczowych sprawach i najważniejszych momentach. Miał wyczucie pozwalające mu ogniskować całą uwagę na sobie, niejako odciążając związek, reprezentację, trenera czy piłkarzy. Kulesza mediów unika jak ognia i trudno się dziwić. Kamera go nie lubi, gardło mu się ściska, a jak już coś powie, to często wychodzi z tego mniej lub bardziej pożądane zamieszanie.

Tak było na gali 88. Plebiscytu „Przeglądu Sportowego” na Sportowca Roku. Ze świata piłki najwyżej uplasował się Robert Lewandowski (3. miejsce), co niejako obligowało prezesa polskiej federacji do zjawienia się na uroczystości. Tam — jak nietrudno się domyślić — był atakowany pytaniami od dziennikarzy: kto będzie następcą Czesława Michniewicza? Kulesza wypalił, że w jego głowie wciąż jest Michał Probierz, z którym kilkukrotnie pracował w Jagiellonii, ale też Jan Urban, Piotr Stokowiec, Jacek Magiera czy nawet Maciej Bartoszek. W zasadzie chodziło o każdego polskiego trenera, który w ostatnich latach prowadził klub na poziomie PKO Ekstraklasy.

Bez względu na to, czy zrobił to celowo, czy nie, wywołał spore poruszenie w mediach sportowych (zresztą nie tylko) i na portalach społecznościowych. Pojawiło się dużo krytycznych głosów, na co sam Kulesza jest mocno wyczulony. Postanowił więc uspokoić nastroje. W programie „Sportowy Wieczór” na antenie TVP Sport powiedział wprost – Mamy kilka kandydatur, wszystkie pochodzą z zagranicy. Przeprowadziliśmy rozmowy z kilkoma trenerami. Analizujemy przeszłość, rozmawiamy o stylu gry, merytorycznie sprawdzamy każdy detal. Chcemy znać także ich słabe strony. Wybór musi być skuteczny, dlatego poprzedzamy go analizą. To nie trwa jeden dzień. W tej chwili żaden z polskich trenerów nie jest brany pod uwagę.

Ta wiadomość miała być poprzedzona m.in. rozmowami z kluczowymi zawodnikami reprezentacji, którzy także woleliby szkoleniowca z zagranicy. Kogo zatem skreślono i dlaczego — zdradzając puentę — wydaje się to mądre rozwiązanie? Oczywiście skupiamy się na realnie rozpatrywanych kandydatach, a nie — z całym szacunkiem dla tych trenerów — Bartoszku, Magierze czy Stokowcu, który sam nie tak dawno powiedział, że chyba jako jedyny polski trener odmówiłby teraz kadrze, bo nie czuje się gotowy do jej poprowadzenia.

Michał Probierz

Jedno z nazwisk, które najmocniej kojarzy się z Cezarym Kuleszą. Aktualny selekcjoner reprezentacji Polski do lat 21 prowadził Jagiellonię należącą do Kuleszy i osiągał z nią bardzo dobre wyniki jak na klub o takim potencjale. Sęk w tym, że nigdy wcześniej nie był nawet członkiem sztabu żadnej z kadr narodowych. Dopiero uczy się fachu selekcjonera i to po latach, kiedy częściej niż pochwały dostawał po głowie. Przez blisko 4 lata budował i prowadził Cracovię jako menadżer w stylu angielskim. Odpowiadał m.in. za transfery i zasiadał w zarządzie w roli wiceprezesa. Jego „Pasy” kojarzyły się z siermiężnym, brzydkim dla oka futbolem, opartym na grze z kontry i dośrodkowaniach. Styl jeszcze by mu wybaczono, gdyby szły za tym wyniki. Owszem — wygrał Puchar Polski i za to należy mu się szacunek, ale w lidze i eliminacjach europejskich pucharów wyglądało to wręcz fatalnie. Na dodatek potrafił wystawiać jedenastkę, w której znajdowało się 10 obcokrajowców.

  

Nie zbudował w tym czasie żadnego polskiego piłkarza, bo nawet Kamil Pestka i Mateusz Wdowiak w pewnym momencie mieli u niego problemy z regularną grą. Nie jest też człowiekiem specjalizującym się w budowaniu dobrej atmosfery. Częste kłótnie z piłkarzami, dziennikarzami i generalne opinią publiczną to nie jest to, czego potrzebuje dzisiaj reprezentacja Polski.

Jan Urban

Niedawny szkoleniowiec Górnika Zabrze, żywa legenda tego klubu i człowiek, który jako trener sięgał po sukcesy m.in. z Legią Warszawa. Prowadził też zasłużony hiszpański klub, jakim jest Osasuna Pampeluna, gdzie spędził jedne z najpiękniejszych lat swojej kariery zawodniczej. Pod kątem stawiania na młodych Polaków jest zaprzeczeniem Michała Probierza. Robił to nie tylko w Legii, wygrywając przy tym mistrzostwo Polski, ale też w Górniku, Osasunie, Zagłębiu Lubin, a nawet mającym zwykle duże problemy z młodzieżowcami Śląsku Wrocław.

  

Z polskich kandydatów wymienianych w kontekście kadry wydawał się opcją najrozsądniejszą. Jako piłkarz dotknął dużej piłki, zawodnicy go lubią i potrafili dać temu wyraz, wstawiając się za nim, kiedy był zwalniany. Ma 60 lat, swoje przeżył i zobaczył, ale podobnie jak Probierz — nie prowadził dotąd kadry narodowej. Ten czynnik prezes Kulesza i jego świta uważają obecnie za jeden z najważniejszych.

Maciej Skorża

Był jednym z pierwszych trenerów (a niektórzy twierdzą, że nawet pierwszym), z którym skontaktował się Cezary Kulesza. Na pewno miało to miejsce jeszcze przed podaniem informacji o nieprzedłużeniu współpracy z Czesławem Michniewiczem. Skorża teoretycznie ma wszystko, co predestynuje go do pracy z reprezentacją Polski:

  • Sukces na krajowym podwórku (mistrzostwa Polski z Wisłą Kraków i dwa z Lechem Poznań)
  • Doświadczenie z pracy z reprezentacją Polski jako asystent Pawła Janasa
  • Samodzielne prowadzenie kadry U-23 (Zjednoczone Emiraty Arabskie)
  • Dobra prasa i szacunek wśród kibiców
  • Znajomość polskiej ligi, reprezentantów i całej otoczki
  • Ofensywny styl

Zdaniem pracujących z nim ludzi w Lechu Poznań — zarówno piłkarzy, trenerów, jak i działaczy — rozwinął się jako szkoleniowiec i jako człowiek. Potrafił wyprowadzić drużynę z kryzysu, a w kluczowych momentach jej pomóc. Przestał unosić się nerwami i nie jest już konfliktowy, co w przeszłości mu się zdarzało. Problem jest tylko jeden: pod koniec listopada 2022 roku porozumiał się z japońskim Urawa Red Dimonds. Nie chciał wystawiać Japończyków do wiatru, a na dodatek chce zbudować swoją pozycję w tamtej części świata. Ma dopiero 51 lat, więc nie jest to dla niego ostatni gwizdek, by spróbować pracy z reprezentacją Polski.

  
Marek Papszun

Chyba żaden polski trener nie ma tylu zwolenników, zwłaszcza wśród ludzi interesujących się polską ekstraklasą. To trochę zaskakujące, bo wciąż jest szkoleniowcem na dorobku, bez pokaźnych sukcesów. Ok, zdobył dwa Puchary Polski z Rakowem Częstochowa, ale w lidze w kluczowym momencie jego drużyna zawiodła. Zdarzało mu się zrzucać z siebie winę, co nie zawsze jest dobrze odbierane.

Papszun to żywa definicja trenera klubowego. Pracoholik bez reszty oddany temu, co robi. Raków zaczął budować w II lidze (trzeci poziom rozgrywkowy), przez lata robiąc z niego zespół będący dziś głównym kandydatem do mistrzostwa Polski. Sęk w tym, że osiągnął to organiczną pracą, budowaniem wszystkiego od podstaw, niemalże od zera. U niego wszystko musi chodzić jak w szwajcarskim zegarku, a kiedy ktoś tego nie rozumie lub przestaje się sprawdzać — bez względu na to, czy jest piłkarzem, czy np. członkiem sztabu — żegna się z pracą.

  

W reprezentacji na tego typu praktyki nie ma czasu i miejsca. Nie jest powiedziane, że Papszun sobie z tym nie poradzi, ale nie ma też podstaw, by sądzić, że tak będzie. Podobnie jak Urban nigdy nie miał nic wspólnego z pracą z kadrą narodową. Do tego dochodzą relacje międzyludzkie, nad którymi 48-latek stara się pracować, bo w końcu zdał sobie sprawę, że nie był w ich budowaniu najlepszy – i to delikatnie mówiąc.

Każdy z wyżej wymienionych w dalszej perspektywie może jeszcze objąć kiedyś Biało-Czerwonych. Przynajmniej dwójka z nich ma na to całkiem realne szanse, ale PZPN uznał, że na tę chwilę nie są gotowi. Przyglądając się wadom poszczególnych kandydatów trudno się z tą myślą nie zgodzić. Na dziś większość polskich kandydatów zwyczajnie skreśla się sama.

FOT. PKO Bank Polski Ekstraklasa

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »