Nowa gwiazda boksu. Pacquiao z Japonii
Nie Canelo Alvarez, nie Ołeksandr Usyk i nie Tyson Fury są obecnie uważani za najlepszych pięściarzy bez podziału na kategorie wagowe. Takowym wedle magazynu „The Ring” jest walczący w wadze koguciej Japończyk Naoya Inoue, legitymujący się rekordem 23-0. W Azji wygrał wszystko, co było do wygrania, a teraz zaczyna podbijać rynek amerykański.
Naoya Inoue nie ma za sobą bogatej kariery amatorskiej, a mimo to zawodowym mistrzem świata został mając zaledwie 21 lat. Przed trzydziestką (obecnie ma 29 lat) stał się posiadaczem pięciu pasów mistrzowskich w trzech kategoriach wagowych (lekkomusza, supermusza, kogucia), a 20 z 23 walk wygrywał przed czasem. Według ekspertów i byłych mistrzów nikt nie miał takiej siły ciosu, ważąc tak niewiele, od czasów Manny’ego Pacquiao. Zdaniem Mike’a Tysona Japończyk uderza jeszcze mocniej niż Filipińczyk, co pokazują nokauty po uderzeniach na korpus.
Inoue to postać znana przez zapalonych fanów pięściarstwa, ale jeśli już zapytamy o Japończyka niedzielnego widza, to mało prawdopodobne, by kojarzył jego nazwisko. Wszystko przez to, że większość dotychczasowej kariery spędził w Azji. W 2012 roku przeszedł na zawodowstwo, podejmując przy okazji niecodzienną decyzję. Wraz z menedżerem postanowił, że nie będą sztucznie pompować rekordu walkami ze słabymi lup przeciętnymi rywalami. Podpisali nawet umowę, w której zostało to zagwarantowane. Nie ma miękkiej gry. Oczywiście nie mogło to oznaczać, że zacznie od walk z mistrzami kategorii koguciej czy muszej. Na te trzeba było sobie zapracować, pokonując m.in. mistrza Filipin, mistrza Tajlandii i ówczesny numer jeden wagi muszej w Kraju Kwitnącej Wiśni Yūki Sano. Wszystkich znokautował, a po czasie każdy z nich przyznał, że nigdy nie walczył z kimś, kto bije tak mocno w tej kategorii. Świadczyły o tym także obrażenia — złamane nosy i kości oczodołu.
Tak mocne wejście do świata boksu zawodowego zaowocowało walką o pas już w szóstym pojedynku. Stanął do walki z Meksykaninem Adriánem Hernándezem i był to ostatni raz, kiedy wychodził do ringu w roli underdoga. Oto dlaczego:
Wszedł w posiadanie pasa WBO kategorii lekkomuszej i od tamtej pory za każdym razem walczył w obronie pasa, lub o zdobycie kolejnego. W 2018 roku został zaproszony do turnieju World Boxing Super Series. W tych zawodach najlepsi przedstawiciele danych kategorii wagowych spotykają się, by toczyć najlepsze walki na zasadach turniejowych. WBSS to wyzwanie, a starcia są zwykle bardzo emocjonujące, ale niekoniecznie tak było w przypadku Japończyka. Inoue w pierwszej rundzie usadził Juana Carlosa Payano, a Emmanuela Rodrigueza w drugiej. Dopiero w finale prawdziwy opór postawił mu Filipińczyk Nonito Donair, z którym wprawdzie wygrał, ale po raz trzeci w karierze na punkty, a nie przed czasem.
Wszyscy chcieli zobaczyć rewanż, ale na ten trzeba było poczekać blisko 3 lata. W tym czasie Inoue trzykrotnie bronił pasów WBA, IBF oraz magazynu „The Ring”. Druga japońsko-filipińska batalia nie przypomniała pierwszej, bo tym razem Inoue załatwił sprawę w drugiej minucie drugiej rundy, nokautując Donaira.
Nabyć rozpoznawalności
Następnym celem Naoya Inoue jest walka z Paulem Butlerem, posiadaczem pasa WBO, czyli jedynego, którego brakuje do zunifikowania całej wagi koguciej Japończykowi. Potem chce przejść do wyższej kategorii wagowej i kolekcjonować kolejne tytuły, tak jak robił to legendarny Pacquiao, z którym jest nieustannie porównywany.
Inoue zrozumiał, że musi walczyć poza Azją, by stać się gwiazdą światowego formatu. Wszak niecodziennie numer jeden bez podziału na kategorie wagowe nie jest rozpoznawalny przez przeciętnego kibica w Europie, Ameryce Północnej i Środkowej, a z tym mamy tu do czynienia. Jego oficjalny profil na Instagramie śledzi około 750 tys. osób, czyli mniej, niż mają porządne influencerki w Polsce. Dopiero w 2017 roku po raz pierwszy pojawił się na gali w Stanach Zjednoczonych (Kalifornia) i od tamtej pory walczył tam jeszcze dwukrotnie (Las Vegas), a po drodze raz w Europie (szkockie Glasgow).
Management Japończyka otwarcie przyznaje, że pora podbić największe bokserskie rynki. Inoue musi stać się marką, by tak jak inni mistrzowie po karierze odcinać od niej kupony. Oby nie zatracił przy tym sportowej klasy, bo mamy do czynienia ze swego rodzaju fenomenem, nokautującym rywali ciosami na wątrobę.