Janusz Sowa: niech walczą do upadłego, ale fair play
9 grudnia w Lublinie ruszają Mistrzostwa Świata WTKU w Karate Tradycyjnym. W oczekiwaniu na to wydarzenie rozmawialiśmy z Januszem Sową – szefem wyszkolenia PZKT i trenerem kadry narodowej juniorów. Czego możemy spodziewać się po nadchodzącej imprezie? Czy karate to tylko sport? Jaki jest główny cel WTKU?
Michał Gabiński: Ile lat trzeba uprawiać karate, aby móc nazywać się karateką?
Janusz Sowa: Karateką może nazywać się każdy, kto rozpoczął treningi i świadomie wszedł w ten sport. Trzeba zdawać sobie jednak sprawę, że ta droga nie ma końca. Można trenować do końca życia. Zawsze można próbować coś udoskonalić albo zrozumieć więcej. Ja trenuję od 40 lat.
Czy mógłby Pan wytłumaczyć laikom, na czym polegają i czym się różnią poszczególne style w karate?
Styli jest bardzo wiele, co ma swoją przyczynę w historii. Karate wywodzi się z japońskiej wyspy Okinawa, która ma swoją charakterystykę. Zostało stworzone do samoobrony, więc styl z Naha – głównego miasta Okinawy – będzie się wyróżniał tym, że jest przystosowany do walki w wąskich uliczkach albo na łodziach. Z kolei styl z głębi wyspy jest bardziej dostosowany do walki na otwartych przestrzeniach. To praprzyczyna zróżnicowania stylów, a reszta to m.in. polityka czy ludzkie ambicje.
W tej chwili mamy cztery główne nurty karate. Przede wszystkim jest to karate tradycyjne, w którym istnieje kilka światowych federacji. Jest również bardziej zjednoczone karate sportowe, które dostało swoją szansę na igrzyskach olimpijskich w Tokio, choć wydaje się, że ta przygoda nie będzie kontynuowana. Nurt sportowy poszedł w stronę czytelności dla publiki, wprowadzając np. kategorie wagowe. Nam wydaje się, że zatracono przy tym pewne ważne aspekty karate. W WTKU traktujemy karate jako system samoobrony, dlatego nie ma u nas podziału na kategorie wagowe, bo przecież na ulicy może zaatakować nas każdy, nie ma możliwości wyboru przeciwnika.
Jest również nurt karate kontaktowego, gdzie najbardziej wiodącą grupą jest karate kyokushin. W grupie tej znajduje się również karate oyama, ashihara i mnóstwo innych styli. Jest jeszcze karate okinawskie, w ramach którego Okinawa jako kolebka tego sportu upomina się o swoje prawa. Karate tradycyjne jest na etapie jednoczenia. W naszej platformie WTKU mamy pięć federacji, ale trzeba powiedzieć sobie szczerze, że proces unifikacji nie jest jeszcze zakończony i nadal trwa. Mamy nadzieję, że Mistrzostwa Świata w Lublinie będą kolejnym, dużym krokiem na drodze do zjednoczenia światowego karate tradycyjnego.
W Lublinie rywalizacja będzie toczyć się w siedmiu tradycyjnych konkurencjach. Czy może je Pan scharakteryzować?
Mamy trzy typowo indywidualne konkurencje – kumite, kata i fukugo. Kumite to walka bezpośrednia. W karate tradycyjnym techniki powinny być wykonywane z pełną siłą, ale również z pełną kontrolą. To czasami trudne do zrozumienia przez laika, któremu wydaje się, że my udajemy uderzenia. Ciosy te niosą za sobą duży potencjał siły, natomiast karateka powinien również umieć kontrolować siebie, jak i również swoje techniki. Walczymy do jednego ippon – czyli do momentu, który w ocenie sędziów zakończyłby taki pojedynek w prawdziwym życiu.
Kata to z kolei sposób, w jaki karate było nauczane i przekazywane. To wiedza o karate zapisana w pewnych formach ruchowych. Jest to pokaz technik i walka z wyobrażonym przeciwnikiem. Tutaj zawodnicy prezentują, który z nich bardziej opanował zasady karate – umiejętność poprawnego oddychania, przemieszczania się czy dynamikę ciała.
Trzecia konkurencja to fukugo, czyli dwubój. W jednej rundzie wykonuje się specjalny rodzaj kata, a w drugiej walczy bezpośrednio i tak dąży się do wyłonienia najbardziej wszechstronnego zawodnika, który jest dobry zarówno w kata, jak i kumite.
Jest jeszcze konkurencja, która nazywa się enbu. To trwający minutę pokaz technik wykonywanych przez dwóch zawodników. Oceniane jest podobnie jak kata. To pokaz możliwości, jakie daje w walce karate – to walka choreograficznie wyreżyserowana. Są jeszcze konkurencje drużynowe kata i kumite. Kumite drużynowe polega na pojedynku zespołów składających się z trzech zawodników podstawowych i jednego rezerwowego. Zawodnicy walczą ze sobą po kolei. W stosunku do kata indywidualnego, w tym przypadku oceniane są zgranie i synchronizacja zawodników. W finale następuje również interpretacja technik kata. Jest to bardzo ciekawa konkurencja, bo widzowie mają możliwość poznać, jakie techniki samoobrony zostały zaprezentowane.
Czy któreś konkurencje cieszą się większym prestiżem od innych?
Bardziej prestiżowe są konkurencje indywidualne. Zamysłem twórcy federacji światowej karate tradycyjnego, senseia Hidetaky Nisihyamy było, aby najbardziej prestiżową konkurencją zostało fukugo, które ma wyłonić najbardziej wszechstronnego zawodnika. Znaczna część widzów i zawodników ceni sobie bardzo medale z kumite. Z kolei trenerzy, wychowawcy i mistrzowie cenią kata jako konkurencję pokazującą dojrzałość w karate. Mi osobiście ciężko byłoby określić najbardziej prestiżową konkurencję.
Pana syn – Michał Sowa to wielokrotny medalista mistrzostw Polski i świata. Czy namawiał go Pan do uprawiania tej dyscypliny?
To dość częste zjawisko, że dzieci trenują karate ze swoimi rodzicami. Moja córka Maria również jest bardzo dobrą karateczką – aktualną mistrzynią Europy i Polski. Moje dzieci same poszły w stronę karate. Nigdy w życiu nie zachęcałem ich do treningów. Myślę, że widzieli moją pasję, widzieli czas, który poświęcam na karate. Po prostu sami się zgłosili. Maria zaczęła ćwiczyć w wieku 6 lat, a Michał w wieku 5,5 lat. Widzieli moją pasję, chwycili bakcyla i trenują do dziś.
Czy na spotkaniach rodzinnych cały czas rozmawiacie o karate?
Karate jest mocno obecne w naszych relacjach, ale gdy spotykamy się z „cywilami”, ograniczamy je do minimum, żeby nie zanudzać innych. Tego pilnuje moja małżonka.
Jaki wynik uzna Pan za sukces na nadchodzących Mistrzostwach Świata w Lublinie?
Sensem istnienia związku sportowego jest szkolenie zawodników i osiąganie jak najlepszych wyników sportowych. Ja jestem trenerem kadry narodowej juniorów, więc moim celem jest również kształtowanie sportowców. Chcę, aby moi zawodnicy byli pełni pasji, odpowiedzialni, wiedzieli, co to jest team spirit, umieli wygrywać i przegrywać z honorem i klasą oraz żeby posiadali jak największą wiedzę.
W karate wierzymy, że nie samym sportem człowiek żyje. Sportowo oczywiście chcielibyśmy zdobyć dużo medali, ale chcemy również zaszczepić naszą pasję u innych. Wiemy, co nam dało karate i jak wspaniałą jest przygodą. To dla nas coś, co podnosi jakość życia. Chciałbym, aby moi juniorzy okazali się dojrzałymi karatekami. Niech walczą do upadłego, ale fair play. Medal jest rzeczą drugorzędną.
Czy WTKU może pojawić się na igrzyskach olimpijskich?
To nasze marzenie i główny cel. Aplikujemy w tej chwili do WADA – to pierwszy krok. Potem można starać się o uznanie olimpijskie. Jeżeli mistrzostwa w Lublinie okażą się sukcesem organizacyjnym – a jestem przekonany, że tak będzie – to myślę, że poszerzymy naszą platformę o kolejne federacje, a już jako duża siła możemy starać się o akces olimpijski.
Fot. FB MUKS Ippon Bytom