Futbol z miejskiej kasy. Kto uważa na finanse, a kto gra na kodach?

Temat finansowania klubów piłkarskich z pieniędzy podatników od lat budzi emocje w Polsce. Niedawno znów stał się głośny: wrocławscy radni użyczają miejskie pieniądze Śląskowi, w Płocku radni wsparli Wisłę kwotą 28 mln złotych, a Piast Gliwice… prosi o kolejne pieniądze z miasta, by móc dograć sezon. Pojawiły się pytania: czy miasta powinny wspierać zawodowe kluby piłkarskie?

Po pożyczki i dotacje z miejskiej kasy. Jak to działa?

Publiczne pieniądze są obecne w większości klubów Ekstraklasy. Przykładem jest PKO Bank Polski, sponsor ligi kontrolowany przez państwo. W przypadku głównego sponsora ligi sprawa nie budzi jednak takich kontrowersji, jak w mniejszych jednostkach samorządów. Miasta bowiem często mają duże udziały w profesjonalnych klubach. Finansują je w ramach promocji i „dobra wspólnego”. Twierdzą, że spełniają tym funkcję rozrywki, jak np. miejski przewoźnik spełnia funkcję komunikacji zbiorowej.

Przykładami w Polsce są Piast Gliwice, Górnik Zabrze, Śląsk Wrocław oraz Korona Kielce i Wisła Płock. W każdym z wymienionych klubów o publiczne pieniądze jest… głośno.

Procent akcji samorządów i spółek skarbu państwa w klubach Ekstraklasy:

  • Górnik Zabrze – 84,7 %
  • Piast Gliwice – 67 %
  • GKS Katowice – 87,8 %
  • Zagłębie Lubin – 100%
  • Korona Kielce – 99,1 %
  • Śląsk Wrocław – 99,6 %
  • Puszcza Niepołomice – 100%

Piast Gliwice dostawał od miasta około 6 mln zł rocznie. Mimo sukcesu sportowego (mistrzostwo Polski w 2019), klub ma problemy finansowe i nie otrzymał licencji na grę w europejskich pucharach. Nowe władze Gliwic, na czele z prezydent Katarzyną Kuczyńską-Budką, odkryły poważne problemy finansowe. Klub zmaga się z kumulowaną stratą wynoszącą 33 miliony złotych. Miasto udzieliło już klubowi 4 mln zł pożyczki, lecz do końca roku potrzebne jest kolejne 14 mln zł, by Piast mógł uzyskać licencję na grę w Ekstraklasie.

We Wrocławiu miasto regularnie wspiera Śląsk. W grudniu 2023 roku to 13 mln złotych, a w kolejnym – 21 mln złotych. Ponadto w październiku Miasto zamieniło 7,5 mln długu Śląska na kolejny pakiet akcji. „Wszystko dlatego, że Śląsk nie był w stanie spłacić tego długu” – tłumaczył Piotr Uhle, radny miejski z Koalicji Obywatelskiej.

Przez ostatnie półtora roku Wisła Płock otrzymała z budżetu miasta aż 28 milionów złotych.

Prywatni właściciele mówią coraz głośniej. „Nie wierzę w to”

Po drugiej stronie sceny piłkarskiej w Polsce stoją m.in. właściciel Motoru Lublin Zbigniew Jakubas czy prezes Wisły Jarosław Królewski.

Majątek pierwszego z biznesmenów mieści się w setce największych w naszym kraju. A mimo to, trudno mu nawiązać walkę na równych zasadach z Piastem i Śląskiem. W niedzielnej „Lidze+ Extra” w krytycznych słowach odniósł się do wszelkich przejawów zarządzania klubami przez miasta czy spółki skarbu państwa.

– Nie wierzę w to, że samorządy i spółki skarbu państwa mogą dobrze zarządzać klubami. Bardziej wierzę w prywatne kluby. Taka organizacja musi być czytelna, przejrzysta, nie może być kumoterskich i koleżeńskich naleciałości i wtedy to przynosi efekty – ocenia właściciel Motoru Lublin.

Królewski porównał z kolei pierwszoligową Wisłę z imienniczką z Płocka.

– Wisła Kraków w ostatnim sezonie osiągnęła przychody na poziomie około 45 milionów złotych. Dzięki pracy setek osób, największej frekwencji ligowej i pozyskaniu dziesiątek sponsorów. Tymczasem klub, który otrzymuje bezpośrednie wsparcie miejskie w wysokości 28 milionów złotych. Przy własnych przychodach na poziomie 13 milionów złotych, gra według zupełnie innych zasad. To jest po prostu anomalia. Normalne przedsiębiorstwo czy klub, musi wyrobić w zależności jak wysokomarżowe są poszczególne składowe – pomiędzy 56 mln PLN (50% „marży”) a 112 mln (25% co i tak na piłce nożnej jest dużo) przychodów, by liczyć że zarobi na czysto 28 mln PLN – wskazał Królewski.

Prezes Białej Gwiazdy zasugerował, że ograniczenie wsparcia samorządowego powinno zostać uwzględnione w przepisach licencyjnych.

– Jestem absolutnym przeciwnikiem wsparcia klubów przez samorządy, inne niż na warunkach komercyjnych (badania medialności i ewentualne audytowane pakiety sponsorskie). Samorządy mogą mieć z tego korzyść – wówczas prezentujemy jaką. Dlatego nie będziemy występować do miasta Kraków o wsparcie inne niż to, które wynika z medialności, którą generuje klub. Ogólnie polskie kluby powinny mieć limit wsparcia w postaci podniesienia kapitału, pożyczek i innych instrumentów finansowania przez samorządy na poziomie max ~25% przychodów, które generują – podsumował.

A co z prywatyzacją? Nie wyszło w Zabrzu, nie wyszło we Wrocławiu

Gdy opinia publiczna zwraca uwagę na konieczność „dosypywania” do klubu i kibice oraz dziennikarze podają, że niektóre kluby są „studnią bez dna”, zaczyna się najczęściej temat prywatyzacji.

– Często lokalne środowiska dotyczące konkretnych klubów mówią wprost, że klub jest narzędziem w kampanii wyborczej. Poprzednia prezydent Zabrza obiecywała prywatyzację Górnika, proces się rozpoczynał, a jak było z szukaniem inwestora, wiemy doskonale – mówił na antenie Meczyków Paweł Gołaszewski z tygodnika Piłka Nożna.

Aktualnie miasto Zabrze przedłuża termin składania wniosków o zakup akcji Górnika Zabrze do końca stycznia 2025 roku. Pierwotnie zgłoszenia można było składać do 4 listopada. Ten proces trwa od listopada, ale… zeszłego roku.

Inwestora nie znalazł też Śląsk Wrocław. W najnowszym przetargu miasto umożliwiło nabycie od 5% do 90% akcji klubu, ale nie wpłynęła żadna oferta. Wcześniejsze próby, np. z udziałem spółki Westminster, zakończyły się fiaskiem ze względu na wzrost wyceny klubu. Jak tłumaczyli „Gazecie Wrocławskiej” urzędnicy aktualnie Śląsk jest wyceniany na około 53–55 mln zł, głównie dzięki zdobyciu wicemistrzostwa Polski i awansowi do europejskich pucharów.

”Miejskie pieniądze nie oznaczają złego zarządzania”

W rozmowie z Telewizją Echo24, Patryk Załęczny odniósł się do wsparcia finansowego Śląska Wrocław przez władze miasta.

– Nie ma znaczenia, czy klub jest zarządzany przez samorządy bądź podmioty prywatne. Nasze wicemistrzostwo jest tego najlepszym przykładem. Gdy dobrze zarządzimy budżetem, jesteśmy w stanie osiągnąć sukces. Jeśli to miało być takie łatwe, to czołówka ligi nie zmieniałaby się co rok. Dlatego nie uważam, że miejskie pieniądze oznaczają złe zarządzanie – mówił Dariuszowi Wieczorkowskiemu prezes Śląska.

Były prezes Wisły Płock Jacek Kruszewski podkreślał za to w rozmowie z „Weszlo”, że wsparcie klubów przez miasto ma duży wymiar promocyjny. Większe odzwierciedlenie ma to w mniejszych ośrodkach, gdzie można skutecznie budować swoją markę. Jako przykład podaje właśnie Płock, gdzie Wisła jest znana całej piłkarskiej Polsce, natomiast inne atrakcje miasta – już niekoniecznie.

– Na Wisłę Płock przeznacza się około pół procent z rocznego budżetu miasta. Gdy słyszy się 7 mln zł, ma się wrażenie, że to olbrzymia kwota i lepiej ją wydać na coś innego, ale przy 1,2 mld zł budżetu Płocka na 2023 rok to już tylko kropla w morzu wydatków. Na same inwestycje zaplanowano 254 mln zł. To nie tak, że klub coś dostaje, a brakuje na edukację, transport czy drogi. W takim samorządzie o wiele łatwiej znaleźć takie pieniądze niż prywatnemu sponsorowi – przyznał w rozmowie z Weszło.

Czy naprawdę więcej osób odwiedzi Płock tylko dlatego, że zobaczy herb miasta na koszulkach lub bandach na stadionie? Czy ktoś nagle zdecyduje się zwiedzić Gliwice podczas transmisji meczu Piasta? W końcu, czy ktoś faktycznie chciał przyjechać na mecz Śląska Wrocław z zagranicy, aby obejrzeć w akcji wicemistrzów Polski, będących na ostatnim miejscu w ligowej tabeli?

Udostępnij

Translate »