„Kpina”. PKOl przedstawił raport wydatków wyjazdu na IO
Opinia publiczna wymagała od Radosława Piesiewicza przedstawienia kosztów organizowanego przez PKOl olimpijskiej reprezentacji Polski na IO w Paryżu. 30 września ukazał się raport. Według ładnie namalowanych tabelek koszty były najmniejsze w XXI wieku. Wiele osób ze świata polityki i sportu ma jednak większe oczekiwania i żąda dodatkowych wyjaśnień.
Koszty wyjazdu polskiej ekipy na Igrzyska 2024 w Paryżu
Wydatki Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) na organizację wyjazdów polskiej delegacji na igrzyska olimpijskie w latach 2004–2024 pokazują znaczną zmienność. Szczególnie pod względem inflacji i realnych kosztów.
Najwięcej kosztowały igrzyska olimpijskie w Atenach w 2004 roku. PKOl wydał wówczas 21 mln zł, co po uwzględnieniu inflacji wyniosło ponad 40 mln zł. Były to zdecydowanie największe wydatki w porównaniu do późniejszych igrzysk.
Dla porównania, na igrzyska w Pekinie w 2008 roku wydano znacznie mniej – około 10,6 mln zł. Po inflacji przełożyło się na 18,7 mln zł. Podobny poziom wydatków PKOl poniósł na organizację wyjazdu do Londynu w 2012 roku, gdzie ostateczny koszt wyniósł 18,58 mln zł.
Z kolei wyjazd na igrzyska do Rio w 2016 roku wiązał się z wyższymi wydatkami. PKOl wydał na organizację delegacji ponad 20 mln zł, a po inflacji koszty wzrosły do 30,75 mln zł. Były to drugie najwyższe wydatki po Atenach.
W przypadku Tokio 2020, chociaż nominalne wydatki wyniosły ponad 15 mln zł, po inflacji ostateczny koszt sięgnął około 20,5 mln zł. To uplasowało te igrzyska na trzecim miejscu pod względem wydatków.
Najniższe koszty w analizowanym okresie dotyczą igrzysk w Paryżu w 2024 roku, gdzie PKOl wydał 16,14 mln zł. Co istotne, te koszty są o ponad 24 mln zł niższe niż te związane z organizacją wyjazdu na igrzyska w Atenach w 2004 roku, co pokazuje znaczną oszczędność.
Pensja prezesa nadal budzi wątpliwości
Dokument, mający blisko 70 stron, przedstawił sekretarz generalny PKOl Marek Pałus oraz rzeczniczka Katarzyna Kochaniak-Roman. Kluczowym elementem stały się ujawnione informacje o wynagrodzeniu prezesa PKOl-u, Radosława Piesiewicza, który w 2024 roku zarobił 426 518 zł, co daje średnio 35 500 zł netto miesięcznie.
Zarobki prezesa PKOl wzbudziły kontrowersje, szczególnie w kontekście tego, że jego poprzednicy pełnili tę funkcję społecznie, bez wynagrodzenia. Raport zaznacza, że środki na pensję Piesiewicza nie pochodzą ze źródeł publicznych ani z dotacji Ministerstwa Sportu.
Decyzja o jego wynagrodzeniu została podjęta zgodnie ze statutem PKOl, jednak wątpliwości co do jej legalności zgłasza prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski, który publicznie domaga się wyjaśnień.
– Sprawdzamy, na jakiej podstawie i kto wydał taką decyzję? Wydaje nam się, że to być może zostało zrobione z naruszeniem prawa. Wszystko na to wskazuje. Pytamy, jakie to są pieniądze i odpowiada nam osoba, która nie jest do tego uprawniona, więc oczywiście musimy prosić jeszcze raz o wyjaśnienia. To klasyczna gra na czas, a do tego jeszcze są to bardzo zdawkowe informacje. Przecież wszyscy mamy prawo wiedzieć, na jakiej podstawie prezes PKOl-u zarabia pieniądze i ile zarabia? – stwierdził Trzaskowski na antenie TVN.
„Kpina”. Burza po raporcie o wydatkach PKOl-u
Minister sportu Sławomir Nitras również krytykuje brak transparentności PKOl-u. W sierpniu 2024 roku zażądał szczegółowych rozliczeń z wydatków związanych z igrzyskami. W raporcie brakuje jednak precyzyjnych informacji na temat wynagrodzeń działaczy czy szczegółowych rachunków za organizację. Nitras wskazuje, że działacze PKOl-u sypiali w luksusowych hotelach, co nie znajduje odzwierciedlenia w przedstawionych danych.
– Dużo pohukiwań ze strony PKOl-u, natomiast mało woli do transparentności. Nie ma informacji o tym, ile poszło na działaczy – krótko skwitował Nitras.
Wątpliwości budzi również sposób wydatkowania środków publicznych. Minister Nitras poinformował, że w latach 2022-2024 PKOl otrzymał ponad 92 mln zł z budżetu państwa, a polskie związki sportowe 786 mln zł. Mimo to sportowcy zgłaszali braki sprzętowe i problemy organizacyjne, co stawia pod znakiem zapytania efektywność wydatkowania tych środków.
– Coś ktoś napisał, ktoś coś komuś pokazał, powiedział, że inny o tym wiedział, ale ten inny nie został wywołany do tablicy, żeby potwierdzić, że wiedział albo co wiedział. Generalnie to jest takie w myśl zasady: „Nie mam pana płaszcza i co mi pan zrobi? Niech go pan sobie dalej szuka”. Kpina, kpina, kpina – podsumowuje Robert Korzeniowski, były reprezentant Polski w chodzie sportowym.
Dodatkowe kontrole finansowe są już prowadzone przez Krajową Administrację Skarbową oraz Najwyższą Izbę Kontroli.
FOT: Polski Komitet Olimpijski