7 grzechów głównych Michniewicza

Stało się. Czesław Michniewicz mimo osiągnięcia celów, jakie przed nim postawiono, przestał być selekcjonerem piłkarskiej reprezentacji Polski. Kraj podzielił się na pół: jedni uważają, że to błąd, inni chcieli jego odejścia. Jakie zachowania samego Michniewicza doprowadziły do takiego rozstrzygnięcia? 

Cel, który (nie)uświęca środki

Michniewicz najpierw miał trochę szczęścia (wykluczenie Rosji, z którą mieliśmy zagrać w półfinale baraży o awans na mundial), potem w swoim stylu idealnie rozpracował Szwedów, zapewniając nam wyjazd do Kataru, a następnie wymyśli sposób na wyjście z grupy. Cel osiągnął, zakładając, że znalezienie się w ⅛ finału mistrzostw świata będzie tak wielkim sukcesem, iż nikt do stylu nie powinien się przyczepić. Wmówił reprezentantom (i chyba nam wszystkim), że nie możemy grać skutecznie i jednocześnie znośnie dla oka. Opinia publiczna się z tym nie zgodziła, a kibice podzielili. 

Czesław Michniewicz ma w środowisku piłkarskim opinię trenera defensywnego. Zadaniowca, który sposobem jest w stanie wygrać z teoretycznie mocniejszymi rywalami, co pokazywał nie tylko w reprezentacji Polski do lat 21, ale też w Legii Warszawa (mecze Ligi Europy ze Spartakiem Moskwa czy Leicester City). Już po nominacji Michniewicza pojawiały się opinie, że nie będzie w stanie przekonać do swojego pomysłu gwiazd europejskiej piłki w postaci Piotra Zielińskiego czy Roberta Lewandowskiego, ale rzeczywistość okazała się inna.

Wojna z dziennikarzami

Może opinia publiczna nie byłaby dla byłego już selekcjonera (formalnie pozostanie nim do 31 grudnia, ale to już kompletnie bez znaczenia) tak surowa, gdyby nie jego prywatne wojenki z niektórymi dziennikarzami. Michniewicz pozwalał sobie nawet na wycieczki osobiste, atakując m.in. Jacka Kurowskiego z TVP (rozmowy w programie „Oko w oko”), Radosława Przybysza z Meczyków („uśmiechasz się kiedyś? Bo minę masz taką, jakbyś cały czas musztardę miał w buzi”) czy nawet sprzyjającego mu od samego początku Sebastiana Staszewskiego z Interii (tekst w stylu „chyba w kateringu byłeś, zamiast mecz oglądać” na oficjalnej pomeczowej konferencji prasowej). Oberwało się też młodemu Wojciechowi Górskiemu z Interii, za bardzo zasadne pytanie o odniesienie się do słów Lewandowskiego i Zielińskiego, krytykujących selekcjonera za defensywne nastawienie w pomeczowych rozmowach z TVP Sport.  

Ktoś powie, że to styl trenera, że lubi pożartować itd. Ok, ale trzeba mieć wyczucie i instynkt samozachowawczy, by samemu nie stać się pośmiewiskiem, albo narazić na niepotrzebną krytykę, która rzutuje na całej reprezentacji i atmosferze wokół. Byłem uczestnikiem słynnej pogadanki trenera z dziennikarzami po spotkaniu z Meksykiem (pytałem wówczas, czy nie korciło go, by wpuścić Kamila Grosickiego na pomęczonego rywala) i słyszałem teksty o zamienianiu wody w wino oraz pytanie: jak wy sobie radzicie tutaj bez alkoholu. Tylko że to była luźna rozmowa po porannym rozruchu piłkarzy i to był czas i miejsce na takie żarty. Podkreślam ŻARTY, bo oczywiście znaleźli się tacy, którzy tego nie zrozumieli, podłapali wątek, a potem jedna dziennikarka wypaliła do selekcjonera, że robi z dziennikarzy pijaków. Absurd, ale w kontekście innych wymienionych sytuacji to też stało się kroplą drążącą skałę.

Przeszacowanie Meksyku

O Grosickiego pytałem nie bez powodu. W spotkaniu z Meksykiem, który nie był w stanie poważnie nam zagrozić — także dzięki obranej przez Michniewicza taktyce — aż prosiło się, by wypuścić „Turbo Grosika” na ostatnie 15-20 minut, tak jak miało to miejsce w ostatnim przedmundialowym teście z Chile w Warszawie. Wówczas skrzydłowy Pogoni Szczecin przeprowadził kilka rajdów i wypracował akcję bramkową.

Czesław Michniewicz zwyczajnie przeszacował Meksyk. Wbił sobie do głowy podczas objazdu po wszystkich żyjących byłych selekcjonerach, że nie może przegrać pierwszego meczu za nic w świecie. Z tym polemizować nie warto, ale szkoda, że hasło „nie przegrać” stało się ważniejsze niż wygrać, bo mieliśmy do czynienia z najsłabszą reprezentacją Meksyku w XXI wieku. Kto jak kto, ale zawsze perfekcyjnie przygotowany sztab trenera Michniewicza z tytanem pracy, jakim jest jego asystent Kamil Potrykus czy wieloletni szef banku informacji Hubert Małowiejski musieli znać problemy naszego pierwszego rywala na mundialu w Katarze. Wiedzieli, że Meksyk ma problemy na środku obrony i w ataku jest bezzębny, bo mimo różnych teorii do kadry nie wrócili Javier „Chicharito” Hernandez ani Carlos Vela, a Raul Jimenez od pół roku nie grał. Mimo to nie bardzo miał kto zastąpić napastnika Wolverhampton, przez co do Kataru i tak poleciał. 

Michniewicz cały czas podkreśla, że „gdyby Lewandowski strzelił wtedy karnego”, ale na litość boską! To było na początku drugiej połowy i było jeszcze mnóstwo czasu, by Meksykanów zaatakować, zwłaszcza że od około 70 minuty wyraźnie opadli z sił. Trener zwyczajnie pomylił się w ocenie siły tego przeciwnika.

Złe rozegranie afery premiowej

Ilu ludzi, tyle opinii, ale w naszej ocenie selekcjoner i jego otoczenie nie wybrnęli z tej sytuacji tak, jak należało. Trzeba mieć na uwadze fakty: ani piłkarze, ani sztab, ani działacze nie prosili nikogo o publiczne pieniądze. To premier Mateusz Morawiecki wpadł niezapowiedzianie i zaczął mówić o rządowej premii. To tak, jakby ktoś podszedł do grona milionerów i zaproponował im kolejne za to, że będą robili to, co do nich należy. Potem zniknął, a gdy wybuchła afera, umył ręce i powiedział, że premii nie będzie.

Skandal to mało powiedziane, ale tak to właśnie jest, jak politycy na siłę chcą ogrzać się w blasku chwały sportowców i jakoś im się przypodobać. Niemniej dyskusja, jaka potem przetoczyła się przez kraj, o rzekomym sporze o podział tych środków, który okazał się klasycznym dzieleniem skóry na niedźwiedziu, jeszcze bardziej uderzyła w i tak nadszarpnięty wizerunek tej kadry. 

Brak stanowczych deklaracji i chowanie głowy w piasek

Czego wówczas zabrakło? Stanowczego wyjścia do mediów przez trenera, kapitana, albo kogoś z drużyny. Powiedzenia: stop! My o te pieniądze nie prosiliśmy, może znajdziemy dla nich lepszy cel, może przeznaczymy je na szkolenie młodzieży albo domy dziecka. Kimś, kto powinien stanąć na czele takiego frontu, jest właśnie selekcjoner. Błędnie uznał, że odcinając się od tych pieniędzy (przy braku zgody piłkarzy na równy podział między wszystkich zawodników, członków sztabu i ludzi pracujących przy kadrze Michniewicz zadeklarował, że on i Kamil Potrykus nie wezmą ani złotówki) umywa ręce i jest czysty. Niestety, jego przeszłość nie zadziałała tutaj na jego korzyść.

Zaniki pamięci

Poniekąd sam jest sobie winien, gdyż nigdy nie rozwiał wątpliwości dotyczących słynnych 711 połączeń z Fryzjerem. Uciekanie w tłumaczenia, że „nie pamięta, o czym rozmawiał z Ryszardem Forbrichem” nigdy mu nie służyło. Trzymając się faktów, podkreślmy, że prokuratura nigdy nie postawiła mu nawet jednego zarzutu w aferze korupcyjnej, ale historia tych telefonów pozostaje niewyjaśniona. Dziennikarz śledczy Wirtualnej Polski Szymon Jadczak udowodnił, że kontaktował się z szefem piłkarskiej mafii o bardzo różnych i budzących wątpliwości porach (w przerwie meczów itd.), ale sam Michniewicz nigdy nie wykorzystał żadnej z wielu nadarzających się okazji, by te wątpliwości rozwiać. 

Obaj panowie się znali i to dobrze, bo Forbrich był wieloletnim działaczem klubu, w którym grał Michniewicz i miał rozległą wiedzę o tym, co w piłkarskiej trawie piszczy. Jak najbardziej mogli rozmawiać o innych rzeczach niż kupowanie meczów, lecz były bramkarz cały czas chowa się za zasłoną słabej pamięci. Często jest łapany na tym, że pamięta szczegóły meczów i anegdoty z lat 80’, a nie pamięta zdecydowanej większości tych rozmów. Jest w tym konsekwentny, ale to zdecydowanie mu nie służy i przy aferze premiowej w trakcie mistrzostw od razu wywołuje niezdrowe skojarzenia u ludzi patrzących na niego jak na człowieka umoczonego w korupcję. Osobiście uważam, że to krzywdzące, bo żadnego wyroku nie ma, ale też nie potrafi wyjaśnić tej sprawy należycie. Także przez to afera premiowa odbija się na nim.

Ukryty konflikt z Jakubem Kwiatkowskim

Choćby Michniewicz jeszcze 100 razy powiedział, że żadnego sporu z dyrektorem reprezentacji i rzecznikiem PZPN-u Jakubem Kwiatkowskim nie było, to nie warto mu wierzyć. Osobiście wdziałem screena prywatnej rozmowy Kwiatkowskiego, w którym ten już obawia się narracji selekcjonera po zwolnieniu. Sam ma do niego wielki żal i jeśli kiedyś te rozmowy wyciekną (to prywatna korespondencja), to jeszcze bardziej podważą i tak mizerne zaufanie do Michniewicza i poddadzą w wątpliwość wszystko to, co do tej pory mówił.

_________

https://superbet.pl/rejestracja?bonus=THESPORT

Podobają Ci się nasze teksty? Wesprzyj nas na BuyCoffee! To dzięki Wam treści na TheSport.pl nadal mogą być ogólnodostępne. Dziękujemy za regularne odwiedzanie naszego portalu!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

FOT. PZPN

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »