Afryka chce igrzysk. Ale dlaczego akurat w Egipcie?

Pięć kół olimpijskich symbolizuje unię pięciu kontynentów – zjednoczenie pod egidą rywalizacji sportowej na czas trwania igrzysk. Nic dziwnego, że o swój równy udział w dzieleniu tortu chce powalczyć też Afryka, która jako jedyna dotąd nie wcieliła się w rolę gospodarza. I zdaniem wielu, w tym Thomasa Bacha, igrzyska na „Czarnym Lądzie” byłyby pięknym dopełnieniem ducha olimpijskiego. Problem w tym, że na przetargach nie pojawiają się oferty od np. Cape Town, Tunis czy nawet Nairobi, a jedynie Kairu – stolicy egipskiej dyktatury o chwiejnej ekonomii i nadzwyczaj luźnym podejściu do przestrzegania praw człowieka.

Afryka, a szczególnie właśnie Egipt, pukała już do olimpijskich drzwi dawno temu. Aleksandria przegrywała przetargi trzykrotnie – w 1918, 1936 i 1940 roku. Pomysł igrzysk w Kairze pojawił się w 2008, ale był na tyle kiepsko skonstruowany, że nie trafił nawet na krótką listę komitetu.

W zasadzie jedyna poważnie rozważana afrykańska oferta została złożona w 1997 roku przez Cape Town. RPA wnioskowało o możliwość organizacji igrzysk w 2004, ostatecznie przegrywając z Atenami. Po latach eksperci uważają, że kraj, który dopiero wyzwolił się z jarzma apartheidu i nie miał jeszcze ugruntowanej kultury olimpijskiej, przegrał wówczas w przedbiegach.

Od tego czasu niewiele się w tym kierunku zmieniło. Pierwsze przełamanie wróżono Afryce po piłkarskim mundialu w RPA, nie nastąpiło. Następnie Thomas Bach, gorący zwolennik promocji kontynentu, przekazał młodzieżowe igrzyska w 2022 senegalskiemu Dakarowi, puentując wybór dobitną sentencją” „Brawo Afryko, teraz jest twój czas!”

Bach liczył, że przetargi dotyczące igrzysk w 2032 i 2036 odbędą się już z udziałem państw z Afryki. Prawdopodobnie miał jednak na myśli choćby kolebkę olimpijskich mistrzów, Nairobi, powrót inicjatywy Cape Town, czy też prężnie rosnące w siłę Casablancę lub Tunis. Tymczasem przed szereg wyskoczył Egipt.

 

Nie w jeden dzień piramidy postawiono

Egipcjanie stabilnie, krok po kroku przygotowywali podłożę pod tę kandydaturę. Przez lata pokazali, że są zdolni do organizacji imprez światowej rangi. Dwukrotnie gościli mistrzostwa w pięcioboju nowoczesnym. Czterokrotnie organizowali Puchar Narodów Afryki. W ubiegłym roku chwalili się Mistrzostwami Świata w piłce ręcznej, a obecnie Kair szykuje infrastrukturę pod mistrzostwa w szermierce.

To wszystko w dużej mierze efekt propagandowej polityki dyktatora Abdela Fattaha el-Sisiego, który chce zaznaczyć „nową erę” w historii kraju. Koronną częścią tej rewolucji jest „wymiana” stolicy – Egipt porzuca przeludniony i zanieczyszczony Kair na rzecz nowo-powstającej metropolii, przyszłego domu 6,5 miliona ludzi. A miasto, które dziś jeszcze nie ma nazwy, ma zaznaczyć się na mapie świata jako gospodarz igrzysk olimpijskich.

Już teraz trwa przygotowywanie infrastruktury, co ma zwiększyć szanse Egiptu w przetargu. W skład olbrzymiej inwestycji, prowadzonej przez chińskie koncerny budowlane, wejdzie m.in. stadion z 90 tysiącami miejsc czy pełnowymiarowy basen olimpijski.

 

Minister sportu, Ashraf Sobhy, przekonuje, że Egipt ma wszystko, by dźwignąć tej skali imprezę. Porównując się m.in. do Kataru przez pryzmat organizowanego tam mundialu, nie ma żadnych kompleksów.

Africa-washing

Ponadto, w swoich wypowiedziach Sobhy deklaruje pełne poparcie projektu ze strony ANOCA, czyli Afrykańskiego Związku Komitetów Olimpijskich. I to właśnie ambiwalentność tej pro-afrykańskiej narracji wydaje się być w całej tej sytuacji najbardziej kontrowersyjna.

Pojawiają się głosy, m.in Camilli Swart, która pomagała RPA skompletować wspomnianą ofertę z 1997 roku, że ta kandydatura może być błogosławieństwem dla Afryki. Przede wszystkim może zakwestionować powszechne stereotypy i krzywdzące przekonania. – Afryka wciąż jest postrzegana jako uwsteczniony kontynent, w którym lwy i inne zwierzęta chodzą po ulicach. Igrzyska narysowałyby inny obraz. Mają siłę by sprawić, że świat zacznie postrzegać Afrykę poważniej – mówi Swart.

Egipt nie jest odzwierciedleniem tego obrazu. Choć geograficznie jest częścią Afryki, nigdy nie był postrzegany w tych samych kategoriach, co choćby Kenia czy Senegal. Retoryka kształtowania nowego wizerunku kontynentu byłaby więc w obliczu egipskiej kandydatury nie tylko na wyrost, ale i kompletnie nietrafiona.

Tymczasem o kraju faraonów słyszy się wiele informacji z innego nurtu. Zbyt wiele, by el-Sisi mógł swobodnie budować nową egipską erę. Human Rights Watch stworzyło obszerny raport dotyczący łamanych w kraju praw człowieka, szczególnie koncentrując się na nagminnym, nieszczególnie utajanym eliminowaniu dysydentów.

Powtórka z Soczi i Pekinu? Tak właśnie to wygląda. Choć niektórzy widzą w tym alternatywną narrację. Wspomniana Camilla Swart choćby sugeruje, że igrzyska mogą stanąć naprzeciw reżimowi. – Widzę w tym pozytywy. Czy igrzyska nie mogłyby być okazją do zwrócenia uwagi na problemy, celem ich naprawienia? – hurraoptymistycznie mówi naukowczyni.

Kolejną kwestią jest gospodarka. W obliczu drastycznie spadającej liczby chętnych do organizowania igrzysk i proporcjonalnie rosnącej społecznej świadomości względem ekonomicznego zaplecza takiej przyjemności, kandydatura Egiptu wydaje się być nieco oderwana od rzeczywistości. Olbrzymie koszty pochłonięte przez nową stolicę i jeszcze większe zadłużenie wydają się być przepisem na katastrofę finansową – powszechnie przecież wiadomo, że igrzyska się nikomu nie zwracają.

Według doniesień, sam pomysł jeszcze nieszczególnie rezonuje z egipskim społeczeństwem – nie zaobserwowano większego entuzjazmu, a media dotykają tematu głównie z powierzchni. Być może tykająca bomba, jaką jest „nowy Egipt” jeszcze nie jest gotowa, by wybuchnąć. Z całą pewnością rykoszetem oberwie jednak cała Afryka.

autor rafał hydzik

Udostępnij

Translate »