Agnieszka Ziemczonek: Co roku z Hanią mamy sezon marzeń
Hanna Mazur przez wielu ekspertów uznawana jest za jeden z największych talentów w polskim łyżwiarstwie szybkim. Wspólnie ze swoją mamą i trenerką, Agnieszką Ziemczonek, opowiedziały nam, w jakich warunkach są zmuszeni trenować zawodnicy z Dusznik.
W rozmowie mówią także o systemie szkolenia w swojej dyscyplinie, sukcesach i marzeniach na przyszłość.
Sezon marzeń dla Hanny Mazur i Agnieszki Ziemczonek?
Aleksandra Szumska: Medale mistrzostwa świata, pucharów świata… To był dla Was sezon marzeń?
Agnieszka Ziemczonek: Muszę przyznać, że my chyba co roku z Hanią mamy sezon marzeń. Dwa lata temu Hania zdobywała medale podczas EYOF, czyli Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy. Rok później stanęła na podium Zimowych Igrzysk Młodzieży. W tym roku naszym celem były medale Pucharu Świata. Udało się niektóre edycje nawet wygrać, a do tego Hania dołożyła również medale mistrzostw świata.
Wiem, że po tak udanym i pełnym medali sezonie to może być dość dziwne pytanie, ale czy macie też jakiś niedosyt, który dość często towarzyszy sportowcom?
AZ: Gdyby ktoś przed sezonem pytał, co w najbliższych miesiącach osiągnie Hania, to nawet jeden medal brałabym w ciemno jako sukces. Liczyliśmy na niezłe wyniki z Pucharów Świata, a przyszły nawet zwycięstwa. Myślałyśmy o medalu mistrzostw świata, tymczasem Hania zdobyła ich kilka. Owszem, może chciałoby się też, żeby na mistrzostwach świata stanęła indywidualnie na najwyższym stopniu podium, ale nie nazwałabym tego niedosytem, bo drużynowe złoto jednak wpadło.
W minionym sezonie puchary świata juniorów rozgrywane były także w Tomaszowie Mazowieckim. Jakie to było uczucie startować i wygrywać, można powiedzieć, u siebie?
Hanna Mazur: Imprezy juniorskie nie mają aż takiej oprawy, jak te seniorskie. Nie mamy tylu kibiców, mediów. Mimo to, kiedy startowali Polacy, albo kiedy stawaliśmy na podium, wrzawa była niesamowita. To dodawało skrzydeł.
Rozwój łyżwiarstwa szybkiego
Łyżwiarstwo szybkie w Polsce świetnie się rozwija, ale to sport, który wymaga od zawodników treningów tam, gdzie jest lód. Większość czasu spędza się więc poza domem. Jak łączysz trening ze szkołą, wyjazdami?
HM: Rzeczywiście większość czasu spędzam poza domem. Z reguły wyjeżdżam pod koniec maja, a wracam w połowie marca. Przyzwyczaiłam się już do tego, choć nie ukrywam, że najbardziej męczą mnie podróże. Coraz gorzej je znoszę i czasem mówię sobie, że gdyby nie było efektów w postaci wyników, to nie wiem, czy dalej bym w to wszystko brnęła.
A szkoła?
HM: Jeśli chodzi o szkołę, to uczę się w chmurze. To dla mnie jedyne rozwiązanie i bardzo sobie je chwalę. Nie tracę czasu, nie muszę przeżywać dodatkowego stresu związanego właśnie z uczęszczaniem do szkoły. Są za to inne kwestie. Muszę być poukładana i mieć świadomość tego, że uczyć trzeba się na bieżąco, żeby zdać wszystkie egzaminy.
Stres i ważne wybory
Wspomniałaś o unikaniu stresu. Sport go z pewnością generuje. O tobie wiele osób mówi, że jesteś jednym z największych talentów w polskim łyżwiarstwie szybkim. Rodzi to u ciebie stres i presję?
HM: Staram się nie brać pod uwagę takich opinii i robić swoje. Słucham przede wszystkim ludzi, którzy mają doświadczenie w mojej dyscyplinie. O to, co mówią inni, nie dbam. Wiem, że po pucharach świata, które udało mi się wygrać były głosy, że pewnie zostanę też mistrzynią świata. Złotego medalu indywidualnie nie zdobyłam. Pewnie wielu było takich, którzy to negatywnie komentowali, ja staram się jednak wyłączyć i nie reagować na takie komentarze. Jestem też taką osobą, która sama na siebie nie nakłada zbyt dużej presji. Podchodzę do tego, że uda się, to uda, a nie, to nie i na tym świat się nie kończy, trzeba trenować i startować dalej. Korzystam też z pomocy psychologa sportowego, który pomaga mi radzić sobie z emocjami.
AZ: Mam wrażenie, że młodzi zawodnicy, pnąc się po szczeblach sportowej kariery, uczą się żyć z presją i szybko się do niej przyzwyczają. Inna sprawa jest taka, że w Polsce rzeczywiście jest tak, że kiedy sportowiec zaczyna odnosić sukcesy, zaczyna się pompowanie balonika. Nie da się tego uniknąć, trzeba tylko próbować dziecko przygotować na to wszystko i nauczyć je sobie z tym radzić. Na szczęście Hania jest taką osobą, że rzeczywiście robi swoje i nie zwraca za bardzo uwagi na szum wokół niej.
Czytaj także: Program Złota Łyżwa strzałem w dziesiątkę
Hania, a zdecydowałaś już, którą dyscyplinę wybierasz? Czy to będzie short track, długi tor czy rolki, czy w dalszym ciągu uprawiasz wszystkie trzy?
HM: Jeszcze nie zdecydowałam. Na pewno odpadają rolki. Natomiast czy short track, czy długi tor, tego jeszcze nie wiem.
AZ: Na razie staramy się łączyć obie dyscypliny, a rolki są dobrym uzupełnieniem w przygotowaniach do sezonu. Powiem szczerze, że to trochę taki eksperyment. W Polsce nikt tak nie robi, więc nie mamy z kim się skonsultować. Natomiast obserwujemy zawodników zagranicznych, którzy właśnie tak kierowali i kierują swoją karierą. Dla mnie, jako dla matki i dla trenerki, najważniejszy na tym etapie jest wciąż wszechstronny rozwój zarówno psychiczny, jak i fizyczny Hani, a rozwiązanie, które wybraliśmy to jej w tej chwili zapewnia. W sporcie jest tak, że bardzo dużo czasu spędza się w jednym środowisku. Dzięki temu, że raz jedzie na obóz na tor długi, a raz na krótki, zmienia środowisko, co z pewnością jest z korzyścią dla psychiki. Natomiast należy podkreślić też, że Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego wspiera Hanię w obu dyscyplinach i zawsze możemy liczyć na pomoc związku w indywidualnej organizacji szkolenia.
Po ostatnich dwóch sezonach śmiało można powiedzieć, że łyżwiarstwo szybkie to w Polsce dyscyplina nr 1 spośród tych zimowych. Z zewnątrz wygląda to wszystko świetnie: wyniki sportowe, sukcesy. A jak to wygląda z perspektywy trenerki, zawodniczki i rodzica tej zawodniczki?
AZ: Bardzo dobrze. Obecne władze związku wszystko poukładały i sprawiły, że mamy bardzo przemyślany system szkolenia. Najmłodsi zaczynają do programu „Złota Łyżwa”. Z tego programu m.in. wywodzi się Hania, która w wieku 8 czy 9 lat startowała w tamtych zawodach. Później są kolejne stopnie selekcji, aż do kadry juniorów. Wszystko działa bez zarzutu, nie licząc tego, że wciąż w naszym kraju, a przede wszystkim w naszym regionie ciężko jest o lód.
Treningi w Dusznikach-Zdrój
No właśnie, a propos lodu, jesteście z Dusznik-Zdroju, w których niedawno powstał Centralny Ośrodek Sportu. Plany budowy obiektów, w tym lodowiska, robiły ogromne wrażenie. Jak obecnie wygląda sytuacja?
AZ: Szczerze mówiąc nijak. Kiedy braliśmy udział w przygotowaniach sprzedaży obiektów należących do Dusznik Skarbowi Państwa, mieliśmy obiecane, że powstanie lodowisko, że w końcu będziemy mieli gdzie trenować. Tymczasem lodowiska nie będzie. Za wynajem obiektów należących do COS-u – mowa o torze do jazdy na rolkach i hali sportowej – musimy płacić. Straciliśmy też dostęp do siłowni, więc przez ostatnie dwa lata błąkaliśmy się po miejskich piwnicach, robiąc w nich siłownie tymczasowe.
Nie wygląda to zbyt kolorowo.
Na szczęście w listopadzie otrzymaliśmy środki z urzędu marszałkowskiego na poprawę bazy sportowej. Dołożył się nasz dusznicki urząd miasta, dzięki czemu od grudnia trenujemy wreszcie we własnej nowej i pięknej siłowni, która jest tylko do naszego użytku.
A gdzie trenujecie na lodzie?
AZ: W czeskim Nachodzie. Kiedy usłyszeliśmy przed laty, że w planach jest budowa lodowiska w Dusznikach, postanowiliśmy mocno zainwestować w rozwój łyżwiarstwa szybkiego. Jeździliśmy z dziećmi do Czech i tak pozostało do teraz, bo nie mamy innego wyjścia. Logistyka jest skomplikowana, bo możemy wchodzić na lód w godzinach niedostosowanych dla dzieci, z reguły to 20 lub 21. Wiadomo, u naszych sąsiadów hokej jest najważniejszy i to hokeiści traktowani są priorytetowo, a my nie jesteśmy klubem z Nachodu. Raz nawet zostaliśmy z obiektu wyrzuceni, właśnie z powodu obłożenia lodowiska przez czeskich zawodników. Pomogła interwencja burmistrza z Kudowy-Zdroju, który się wstawił za nami u swojego odpowiednika w Nachodzie.
Co będzie dalej?
Nie wiemy. Bardzo trudno jest przekonać dzieci do treningu, kiedy nie ma się obiektu na miejscu. Dodam, że w takich warunkach udało nam się wychować poza Hanią także innych wybitnych zawodników. A współzawodnictwo dzieci i młodzieży w short tracku w sezonie 2024/25 zakończyliśmy na drugim miejscu, za klubem z Białegostoku, który w tej dyscyplinie jest potęgą. Sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle, bo ktoś mógłby powiedzieć, że skoro mają takie wyniki bez odpowiedniego obiektu, to po co im go budować. Oczywiście to śmiech przez łzy, bo lekko niestety nam nie jest, ale nie składamy broni i co do lodowiska, aktualnie prowadzimy rozmowy z burmistrzem Polanicy-Zdroju. Tam, dzięki potencjałowi turystycznemu miasta, oprócz funkcji sportowej, pojawia się możliwość wykorzystania lodowiska jako kolejnej atrakcji przyciągającej gości.
fot. archiwum PZLS