Amerykanin znalazł sposób na wielką piłkę za małe pieniądze [ZOBACZ JAK]

W światowej piłce zaczyna się rozpychać nowe nazwisko, które może sporo namieszać. John Textor, czyli – Forbesowskim nadaniem – „Hollywoodzki guru wirtualnej rzeczywistości 2016”, uznał, że potencjał ekonomiczny klubów piłkarskich jest wręcz niepokojąco niedoszacowany, jednocześnie frustrując się, że jedyną drogą do sukcesu w dzisiejszym sporcie jest pompowanie gigantycznej kasy. I co by nie mówić, na poziomie samego konceptu (bo na realizację jeszcze czekamy), nowy właściciel m.in. Crystal Palace czy Olympique Lyon, umie porwać tłum. Jest jednak jeden felerny element, o którym wszyscy Amerykanie lubią zapominać – gdzie miejsce na tradycję?

– Straszliwie nie lubię takich projektów, jak PSG – przyznał pół roku temu Textor, tuż przed, wydawałoby się, dopełnieniem formalności w Lyonie. „Wydawałoby się”, bo proces zakupu trwał karykaturalnie długo, a Textor raz przychodził do Francuzów z deklaracją zakupu, by dzień później dzwonić, że wysypał mu się inwestor. Na początku grudnia jednak klepnięto wreszcie umowę.

Tym samym Lyon dołącza do grupy Eagle Football, obok Crystal Palace, RWB Molenbeek i Botafogo. Projekt ten zakłada zbudowania grupy skoordynowanych podmiotów, podobnej (acz całkowicie innej) do City Football Group czy ekosystemu Red Bulla.

Jeden za wszystkich…

(Następne akapity, drogi Czytelniku, będą pozbawionym refleksji nakreśleniem koncepcji Textora, przy czym trudno będzie uniknąć nader entuzjastycznych określeń pokroju „projekt” czy „rozwój”. Zaopiniujemy ją sobie w dalszej części tekstu)

Eagle Football zakłada zbudowanie sieci klubów funkcjonujących nie – jak w przypadku City i Red Bulla – w piramidzie z wyraźnym wierzchołkiem, lecz w modelu bardziej płaskim, można powiedzieć, że symbiotycznym. Punktem wyjścia dla Textora jest bowiem rozdrażnienie restrykcjami Brexitu, który wymaga zebrania odpowiedniej liczby „punktów”, by uzyskać pozwolenie na pracę w Wielkiej Brytanii.

Eagle Football nie tylko widzi możliwość obejścia tych restrykcji poprzez umożliwienie skompletowania punktacji w klubach satelickich (patrz: Leicester i USG), ale przede wszystkim – poprzez płynną wymianę talentów chce zapewnić wszystkim członom symultaniczny rozwój.

*chwila przerwy na łyk wody*

Co to oznacza w praktyce? Że na celowniku Textora i jego ludzi nie będą maluczkie kluby (jak choćby Mumbai City), lecz potencjalni przodownicy w swoich kategoriach. Z tego właśnie powodu, ku dużej dezaprobacie lokalsów, Amerykanie robili kilkukrotne podejścia pod Benficę czy Porto.

Piłkarze mają się więc względnie swobodnie przemieszczać pomiędzy klubami, ciągle rosnąc na wartości rynkowej (w przeciwieństwie do potencjalnej stagnacji, jaką byłaby gra w rezerwach). Jeden klub będzie rozwiązywał problemy drugiego i vice versa.

I teraz, co najważniejsze – Textor wierzy, że tylko drogą takiej współpracy kluby pokroju właśnie Palace, Lyonu czy Botafogo są w stanie wedrzeć się do czubów swoich tabel, gdzie płyną olbrzymie pieniądze.

Dodatkowym elementem (mówimy wszakże o VR-owym celebrycie, nie omieszkam przypomnieć) tego projektu jest inwestycja w nowoczesne technologie. Ta ma odbywać się równolegle z rozwojem sportowym – im będzie lepiej szło na boisku, tym większy sukces w Apple Storze.

Textor posłużył się dość znamiennym przykładem – w 2014 roku jego firma zaprojektowała aplikację Makeup Genius dla L’Oreal. Kobiety mogły „testować” makijaż, zanim dokonały zakupu. Według Amerykanina, to rozwiązanie wygenerowało około 22 miliony dolarów czystego zysku, czyli… więcej niż Crystal Palace w swoim najlepszym roku.

Gdzie więc szkopuł?

John Textor – na chwilę obecną:

  • Portugalczycy go nienawidzą i dostają konwulsji na samą myśl, że któryś z ich czołowych klubów miałby zostać częścią jego projektu;
  • Brazylijczycy go ubóstwiają za wprowadzenie Botafogo z powrotem do elity i obietnice finansów, których tak bardzo potrzebowali;
  • Zarówno Anglicym jak i Belgowie są sceptyczni. Palace co prawda dostało zastrzyk gotówki, szczególnie w postaci inwestycji w akademię, ale brakuje im wrażenia trwałości. Kibice Molenbeek z kolei wiedzą, że zobaczą w swoim klubie ciekawe nazwiska, natomiast mają świadomość, że w tym modelu „symbiozy” to oni są najłatwiej zbywalnym zasobem.

A Francuzi…

Francuzi mają szereg powodów, by wstrzymywać swój entuzjazm. Dopiero co wykaraskali się z groteskowego, trwającego pół roku procesu sprzedaży udziałów. Później dowiedzieli się, że mimo wykupu przez Textora 77.49% udziałów za (podaje się różne kwoty) od 600 do nawet 800 milionów euro, za sterami pozostaje Jean-Michel Aulas.

Francuz, który przez ponad trzy dekady był niemalże synonimiczny z OL, zajmie pozycję „niezależnego dyrektora: w Eagle Football przez przynajmniej trzy lata – to cena za niewykupienie jego udziałów.

Textor rzucił kilka pięknych i okrągłych słów, które warto dla kontaktu przytoczyć: „Lyon będzie epicentrum naszej nowej organizacji i wszystkich jej inwestycji, podstawą całego projektu”.

Widzicie już, gdzie pojawiają się wątpliwości? W mediach społecznościowych trwają sprzeczki pomiędzy Anglikami a Francuzami o to, czyj klub będzie „feederem”, a czyj „matką”. Trudno powiedzieć czy wynika to z nieznajomości całego konceptu, czy z braku wiary w jego powodzenie.

Pojawiają się bowiem wątpliwości czy Textor, czyli bądź co bądź niekoniecznie przodownik list Forbesa, udźwignie tak rozproszony projekt. Z jednej strony nie wykłada się ponad pół miliarda za klub mający być jedynie dostarczycielem, a z drugiej strony to Lyonowi będzie łatwiej o wejście i zaistnienie w pucharach.

I w tym miejscu pojawia się wywołana w leadzie tradycja – gros kibiców, w tym zupełnie neutralnych, łapie się za głowę na samą myśl, że klub o tak bogatej historii jak Olympique Lyon mógłby być „feederem”… Crystal Palace. To dość niebezpieczny koncept, zakładający swoiste obdarcie klubów z dotychczasowych wartości i tradycji w imię nowych, wspólnotowych.

To w zasadzie stały motyw w dzisiejszej piłce – tradycja jest istotna, ale czy powinna stać na drodze rozwoju? Jak daleko można zajść kurczowo trzymając się tego co było? A z drugiej strony – czy właśnie na tym nie polega kibicowanie i całe piękno tego sportu?

Wracając do Textora – dotychczas popiera każde swoje słowo udanymi inwestycjami. Poza awansem Botafogo, udało mu się podnieść jakość szkolenia w Palace, a następnym jego celem będzie wygrzebanie Lyonu z odmętów francuskiej tabeli.

Czy wielkie kluby zaczynają już trząść portami? Niekoniecznie. Ale pamiętajmy, że John Textor jeszcze nie wdrożył VR-owych aplikacji.

Fot. Twitter

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »