1024px-Football_ultras

Bandyci bezkarnie niszczą Ligue 1

Francuska Ligue 1 ma poważny problem. W lidze, w której grają Leo Messi, Neymar czy Kylian Mbappe organizatorzy nie są w stanie zapewnić piłkarzom bezpieczeństwa. Brzmi absurdalnie, zważywszy na fakt, że mówimy o jednym z najbogatszych krajów zachodniej Europy. Pseudokibice po pandemii wyszli ze swoich nor i terroryzują rozgrywki.

To, co dzieje się na trybunach Ligue 1 już dawno wymknęło się spod kontroli. Latające butelki z wodą, alkoholem, a nawet fiolki z perfumami. Do tego monety, zapalniczki, telefony komórkowe, a nawet ładowarki. Francuscy pseudokibice ciskają w piłkarzy czym popadnie i czują się praktycznie bezkarni.

Najgorszym przykładem był mecz pomiędzy Niceą a Olympique Marsylia. Około 75 min zmierzający do narożnika boiska Dimitri Payet w końcu nie wytrzymał. Za każdym razem kiedy szedł wykonywać rzut rożny, w jego stronę leciały różne przedmioty. Tym razem doleciała butelka z wodą, którą w nerwach odrzucił w stronę wrzących trybun zajmowanych przez „kibiców” Nicei. Ci nie wytrzymali i ruszyli w stronę murawy. Stewardzi nie byli większą przeszkodą. Na murawie wybuchła awantura.

 

Sytuację zaognił trener przygotowania fizycznego Marsylii Pablo Fernandez. Na powyższym nagraniu widać, jak podbiega do jednego z pseudokibiców, który wtargnął na murawę i nokautuje go jednym ciosem w głowę, po czym… ucieka. To ten jegomość bez włosów w pomarańczowym plastronie.

 

W takich okolicznościach trudno było przywrócić spokój. Dziwi fakt, że piłkarze i członkowie sztabu Marsylii nie wyciągają żadnych wniosków, bo akurat na ich meczach podobne wybryki zdarzają się nadwyraz często. Obiektem ataków najczęściej jest właśnie Payet, postać niezwykle nielubiana nad Sekwaną. Pochodzący z Saint-Pierre, zamorskiej wspólnoty terytorialnej Francji, z której kilkukrotnie bliżej jest do Montrealu czy Nowego Jorku niż Paryża, wygląda na wroga publicznego numer jeden.

– Tu nie do końca chodzi o samego Payeta, ale o bardziej o to, że to on wykonuje stałe fragmenty i często idzie do narożnika – mówił zapytany o ten problem jego były reprezentacyjny kolega Éric Abidal.
Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że Abidal spłyca problem, ponieważ Payet zanany jest ze swojego krewkiego charakteru i nienadającej się do stawiania za przykład etyki pracy.

– Gdyby mu się chciało, to byłby jednym z najlepszych ofensywnych pomocników na świecie. Sęk w tym że nie za często mu się nie chce – powiedział jeden z jego byłych trenerów dziennikowi „L’Équipe”.

Kiedy już miał lepszy okres, jak np. w West Hamie w sezonie 2016/2017, szybko się rozleniwiał, zaniedbywał dietę i spóźniał na treningi po nieprzespanych nocach. Był stałym bywalcem londyńskich nocnych klubów. To nie podobało się kibicom reprezentacji „Trójkolorowych”, których na dodatek – już po powrocie do Maryslii – potrafił wielokrotnie prowokować. Nic jednak nie usprawiedliwia takiego zachowania:

 

Od razu zaznaczmy – nie, to nie jest sytuacja z tego samego spotkania, tylko z meczu w Lyonie gdzie miejscowy Olympique podejmował ten z Marsylii. Pseudokibic, który trafił Payeta w głowę został zidentyfikowany i zatrzymany przez Policję. Na przesłuchaniu 32-latek miał powiedzieć, że w sumie nie wie czemu to zrobił, bo w zasadzie nic nie ma do Payeta, ani nawet do Marsylii. Po prostu wszyscy tak robili…

Równie skandaliczna co zeznania tego człowieka (nazwane przez „L’Équipe”, który upublicznił jego słowa – „tłumaczeniem kretyna”) była zwłoka organizatorów, którzy zamiast szybko przerwać mecz i ukarać gospodarzy walkowerem, zastanawiali się przez… dwie godziny(!), co z tym fantem zrobić. Dopiero potem poinformowano, że mecz kontynuowany nie będzie.

Poczucie bezkarności

Co grozi francuskim pseudokibicom za tego typu zachowania? Tu dochodzimy do sedna problemu. Kary są kompletnie nieadekwatne, czasami wręcz śmieszne. 32-latek, który rzucił w Payeta nie widząc w tym nic złego, bo przecież „wszyscy to robili”, usłyszał wyrok: 6 miesięcy w zawieszeniu i pięcioletni zakaz stadionowy. Nie było nawet kary finansowej. Śmiech na sali.

Szef Ligue 1 Vincent Labrune wzywa wszystkich do uderzenia pięścią w stół, bo ma już dość przerzucania się odpowiedzialnością. Niestety francuski rząd nie jest skłonny do tak radykalnych kroków, jakie przed laty podjęto w Anglii, by wyplewić tego typu zachowania, co zresztą się udało. Świadczą o tym słowa wiceminister sportu Roxany Maracineanu, której zdaniem to kluby odpowiadają za swoich kibiców i to one muszą szybciej wyłapywać takich gagatków i wyrzucać ich ze stadionów na lata.

Najwyraźniej pani Maracineanu ma problem z odróżnieniem kibiców od zwykłych bandytów. Problem nie dotyczy tylko Marsylii, bo tylko w ostatnim czasie mieliśmy do czynienia m.in. z:

Bitką ultrasów w Angres przed meczem z Marsylią:

Konfrontacją pseudokibiców Lens z Lille podczas derbów:

Rzutem butelką w Rogniera z Olympique Marsylia, po którym wyglądał tak:

 

Racami na murawie w Saint-Etienne:

 

Czy w końcu rzutem ładowarką w Messiego, który minimalnie chybił celu:

 

Najgorsze jest to, że WSZYSTKIE przytoczone przykłady pochodzą z obecnego sezonu, a ledwie zaczął się grudzień… Pseudokibice we Francji są jak zaraza, która drąży tamtejszy futbol, a przecież Ligue 1 miała błyszczeć geniuszem Messiego, szykiem Neymara czy przebojowością Mbappe, a nie burdami, o których mówi się na całym świecie.

Brak zdecydowanej reakcji ze strony władz krajowych to swego rodzaju przyzwolenie dla tej hołoty, która posuwa się coraz dalej. Francja ma problem i o tym wie. Najbardziej przerażające jest to, że nic z tym nie robi.

Udostępnij

Translate »