Boks: Podsumowanie roku

Kończący się rok był bogaty w wielkie wydarzenia na światowych ringach. W Polsce tak efektownie nie było, ale za to zyskaliśmy kolejnego pretendenta do walki o pas i to nie byle jakiej federacji, bo mowa o WBC. Kto najbardziej zaskoczył, kto oczarował, a kto rozczarował nas w 2021 roku?

Walka roku

Już dawno w tej kategorii nie było takiego bogactwa wyboru. Mając na uwadze stawkę oraz klasę walczących pięściarzy, należy ograniczyć się do trzech starć: Anthony Joshua – Ołeksandr Usyk, Francisco Estrada – Román González i Deontay Wilder – Tyson Fury, którzy już trzeci raz spotkali się w ringu. Walka Joshua – Usyk była zbyt jednostronna, a Estrada i González, choć walczyli kapitalnie, to nie było w ich starciu tylu zwrotów akcji, co w wojnie o pas królewskiej kategorii. Stawiamy więc na pojedynek „Bronze Bombera” z „Królem Cyganów”, który był pokazem boksu w starym stylu, czyli walczymy tak długo, aż ktoś zaniemoże. Fury dwukrotnie leżał na deskach, a Wilder liczony był trzykrotnie. W zasadzie sędzia ringowy liczył go dwa razy, bo za trzecim już nie było na to szans i przerwał pojedynek. Pas wagi ciężkiej federacji WBC zawisł na biodrach Brytyjczyka.

Nokaut roku na świecie

W tej kategorii postanowiliśmy docenić nokaut w wadze, w której aż tak często się one nie pojawiają, a co dopiero tak spektakularne. Zobaczcie sami, jak w nazwanej meksykańską wojną walce Oscar Valdez położył spać swojego rodaka Miguela Berchelta…

Stawką tego pojedynku był pas WBC wagi superpiórkowej.

Pięściarz roku

Nie zapraszamy do dyskusji, bo nie ma o czym. Santos Saúl Álvarez Barragán, znany szerzej jako Canelo Álvarez, zdemolował każdego z trzech rywali, z jakimi mierzył się w 2021 roku, choć tak naprawdę na przestrzeni nawet nie 12, a 11 miesięcy stoczył aż cztery walki, wliczając tę z grudnia 2020 roku. Od lat żaden mistrz wagi super średniej (ani de facto żadnej innej), nie walczył z taką częstotliwością, nie mówiąc już o efektach. Każdy z jego rywali miał mieć coś, czym będzie w stanie zaskoczyć mistrza. Callum Smith zasięgiem ramion, BJ Saunders szybkością i charakterystyczną tylko dla tego zawodnika pozycją, a skończyło się tak, że obaj zostali znokautowani.

Canelo musiał jeszcze wyjść do ringu z obowiązkowym pretendentem Avni Yildrimem, który przez 90% starcia przypominał trzymający gardę worek treningowy. Zresztą była na tyle nieszczelna, że jego narożnik po 3. rundzie przerwał pojedynek. Kontynuacja byłaby ryzykowaniem ciężkiego nokautu na Turku, który już wtedy stracił mnóstwo zdrowia.

Pod koniec 2021 roku Meksykanin zunifikował wszystkie trzy pasy wagi super średniej (WBC, WBA i WBO). 6 listopada stanął do walki o pasy WBC, WBA, IBF, WBO wagi super średniej z Amerykaninem Calebem Plantem, który miał dać mu najlepszą walkę w karierze. Tak też się stało, lecz bynajmniej nie oznacza to, że reprezentant USA miał realne szanse na zdetronizowanie wielkiego mistrza. Canelo znokautował go w 11. rundzie i został pierwszym w historii pięściarzem, który zunifikował tytuły wszystkich czterech najważniejszych federacji w kategorii do 76,2 kg.

 

Oczarowanie roku

W walce roku minimalnie ustąpił ostatniej odsłonie trylogii Wilder – Fury, pięściarzem roku według nas zostać nie mógł, bo stoczył tylko jeden pojedynek, ale za to taki, że nie można go zostawić z pustymi rękoma. Ołeksandr Usyk, bo o nim mowa, to w naszej ocenie zawodnik, który zaskoczył wszystkich stylem i pewnością, z jaką wygrał z Antonym Joshuą. Faworytem ekspertów i bukmacherów był Anglik. Ukrainiec pokazał, że zmiana kategorii z junior ciężkiej na ciężką przeszła u niego niewiarygodnie płynnie. Nie stracił na szybkości i kapitalnej technice, która była kluczem do wypunktowania Brytyjczyka.

Nokaut roku w Polsce

Nie zapominając o krajowym podwórku, należy docenić to, co stało się w walce Mateusza Masternaka z Felipe Nsue na gali Knockout Boxing Night 17 w Mrągowie. Wprawdzie Gwinejczyk nie był najtrudniejszym wyzwaniem w karierze Polaka, ale to jak zakończył walkę wieczoru w trzeciej rundzie, zasługuje na wyrazy uznania. Wiele o sile ciosu „Mastera” mówi spustoszenie, jakie wywołał u swojego rywala. W pierwszym odruchu Nsue chciał wstać, ale wszyscy dookoła widzieli, że nie ma to sensu. Pięściarz z Gwinei nie doszedł do siebie i musiał zostać przetransportowany do szpitala w Olsztynie, gdzie zdiagnozowano u niego krwiaka mózgu. Wiadomo, że przyczyną był cios Masternaka, ponieważ przed wejściem do ringu miał robione wszystkie badania, w tym rezonans głowy. Wyniki nie budziły najmniejszych wątpliwości.

Polski pięściarz roku

Na tym polu bezkonkurencyjny okazał się Mateusz Masternak. Mieszkający we Wrocławiu bokser wagi junior ciężkiej przeszedł bardzo ciekawą i niecodzienną drogę. Zrezygnował z boksu olimpijskiego, do którego wrócił po latach, marząc o igrzyskach w Tokio i wrócił na ścieżkę zawodową. Na przestrzeni roku – choć tak jak u Canelo zaliczamy tutaj pojedynek z grudnia 2020 roku – stoczył cztery pojedynki i wszystkie wygrał, w tym trzy przed czasem. Najpierw zwyciężył przez TKO w 7. rundzie z Argentyńczykiem Jose Gregorio Ulrichem, następnie jednogłośnie pokonał na punkty uważanego do niedawna za jedną z nadziei polskiego boksu Adama Balskiego po 10-rundowym boju, ciężko znokautował Nsue, o czym już wspominaliśmy, a na zakończenie dał lekcje pięściarstwa Armendowi Xhoxhajowi. W 7. rundzie narożnik Albańczyka w obawie o jego zdrowie po serii ciosów Polaka rzucił ręcznik.

Niestety przygoda z boksem olimpijskim miała swoje konsekwencje. Polak przez kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt miesięcy (przepisy nie są tutaj jednoznaczne) nie był klasyfikowany w rankingach najpoważniejszych federacji. Wtedy sprawy w swoje ręce wziął jego promotor Andrzej Wasilewski i zabrał go wraz z dwójką innych zawodników na kongres WBC w Meksyku. Tam panowie spotkali się z prezydentem tej organizacji Mauricio Sulaimanem i po długich rozmowach oraz kongresie, którego zwieńczeniem jest prezentacja rankingów poszczególnych kategorii wagowych, „Master” wrócił do Polski jako trójka WBC w junior ciężkiej To oznacza, że w niedalekiej przyszłości zawalczy o pas tej prestiżowej organizacji, lub stoczy eliminator do walki o tytuł zawodowego mistrza świata. Żaden z naszych rodaków nie jest tak blisko prestiżowego pasa, jak Masternak.

Rozczarowanie roku

Tu już bez podziału na Polskę i świat chcemy wskazać dwa nazwiska, oba ważne z punktu widzenia Biało-Czerwonych sympatyków pięściarstwa. Niestety obaj to Polacy, a konkretnie Adam Kownacki i Artur Szpilka.

Szpilka grubo ponad rok temu wrócił do junior ciężkiej, wygrywając na punkty w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach z Ukraińcem Serhijem Raczenką (dwukrotnie leżał na deskach). To było w marcu 2020 roku. Na kolejną walkę „Szpili” musieliśmy czekać do maja bieżącego roku, ale za to wychodził do ringu bić się o stawkę, a konkretnie o pas WBC International kategorii bridger. Jego rywalem był niepokonany dotąd Łukasz Różański (13-0, 12 KO) i choć już w 5 sekundzie Szpila posłał go na deski, to charakterny 33-latek wstał i jeszcze w pierwszej rundzie trzykrotnie nokautował powtarzającego stare błędy Szpilkę. Za trzecim razem był to już ciężki nokaut.

Kownacki do niedawna legitymował się bilansem 20-0 i wyglądał na pierwszego po Tomaszu Adamku „ciężkiego” z Polski, który będzie w stanie w niedalekiej przyszłości powalczyć o coś więcej w królewskiej kategorii. Jego marsz przerwały dwie porażki z Robertem Heleniusem. Fin wygrał przez TKO w marcu 2020 roku, a także w rewanżu w tym roku, podczas gali w Las Vegas, na której starciem wieczoru była walka Fury – Wilder. Polak był wolny, ociężały i cały czas faulował, uderzając poniżej pasa. Była to jego jedyna walka w tym roku.

– Nie robił nic, nad czym pracowaliśmy. Atak bez lewego prostego, brak ruchu głową, Nie mam wytłumaczenia, dlaczego Adam tak walczył. Naprawdę nie mam – mówił po walce jego trener Keith Trimble. Polak stracił szansę na przebicie się do ścisłej czołówki wagi ciężkiej, a Helenius jest jednym z kandydatów do walki z Usykiem.

Autor: Piotr Janas

Udostępnij

Translate »