Bramkarski Łukasz Gikiewicz

W cyklu #GdzieIchWywiało ponownie zaglądamy do Australii. Niedawno przedstawialiśmy postać przymierzanego do kadry Fernando Santosa Oskara Zawady, a teraz odkurzamy postać Filipa Kurto. W Polsce ma status niespełnionego talentu, mimo że przebił się w Holandii, a dziś uprawia najpiękniejszy zawód świata w jednym z najlepszych miejsc do życia na naszej planecie.

Aż trudno uwierzyć, że Filip Kurto w 2023 roku skończy 32 lata. Przecież dopiero co kibice walczącej o mistrzostwo Wisły Kraków nastawiali się na wypromowanie wychowanka Promienia Opalenica, który był etatowym młodzieżowym reprezentantem Polski, ale w ekipie „Białej Gwiazdy” przegrywał rywalizację z takimi „tuzami” jak Sergiej Pareiko, Milan Jovanić czy Mariusz Pawełek. Błyszczał w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy, ale to też rozgrywki, o których praktycznie zdążyliśmy już w Polsce zapomnieć.

  

Miał jednak trochę szczęścia, bo polska szkoła bramkarzy rosła wówczas w siłę i zyskiwała uznanie za granicą. Tomasz Kuszczak w Manchesterze United, Artur Boruc w Celticu, Southampton, Fiorentinie, a w międzyczasie Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny w Anglii. Europejskie kluby szukające bramkarzy zaglądały wtedy do Polski, a co jak nie reprezentacje młodzieżowe ma pokazać, którzy młodzi adepci tego fachu prezentują się obecnie najlepiej? Kurto zaliczył występy we wszystkich najważniejszych młodzieżówkach, czyli U-18, U-19, U-20 i w końcu U-21. Wygrywał tam wówczas rywalizację z Łukaszem Skorupskim, o Jakubie Słowiku, Andrzeju Witanie czy Krzysztofie Kamińskim nie wspominając. To pomogło mu odejść z Wisły Kraków, w której praktycznie w ogóle nie grał… za granicę. Wylądował w klubie Roda Kerkrade, ówczesnym średniaku holenderskiej Eredivise.

  

Nie przez przypadek chciał go właśnie ten klub. Roda szukała bramkarza, ponieważ właśnie sprzedała do PSV Eindhoven Przemysława Tytonia za ponad 3 mln euro (700 tys. za wypożyczenie, a potem 2,5 mln za definitywny transfer). Kurto od razu został rzucony na głęboką wodę. Nie było czasu na adaptację do nowego otoczenia, nauki języka itd. Od 1. kolejki był podstawowym bramkarzem „Górników” z Kerkrade.

Pierwszy sezon był dla niego więcej niż udany. Mimo zainteresowania ze strony większych klubów — także z innych lig — postanowił zostać w Rodzie i ugruntować swoją pozycję w Eredivisie. To nie był najlepszy wybór, ponieważ mocno osłabiona drużyna z hukiem spadła z ligi. Polak wystąpił we wszystkich 34 spotkaniach w sezonie. Puścił 69 bramek i tylko cztery razy zachował czyste konto. Mimo to nie został skreślony. Odszedł, bo skończył mu się kontrakt, a nowy zaoferował mu beniaminek Eredivisie — FC Dordrecht.

  

Tam odzyskał dobrą formę, co pozwoliło mu na dłużej utrzymać się na poziomie holenderskiej ekstraklasy. Dodrecht, mówiąc delikatnie, nie był potęgą. Często musiał grać w niskim pressingu, więc polski bramkarz miał sporo okazji do wykazania się. Raz został nawet wybrany graczem (nie bramkarzem, ale w ogóle piłkarzem) miesiąca w Eredivisie. Odbił wtedy 23 strzały, był bliski zdobycia gola po rzucie rożnym (bramkarz rywala cudem odbił piłkę po uderzeniu głową Polaka) i zanotował asystę przy trafieniu kolegi z zespołu Antohny’ego Biekmana.

Po Dodrechcie w jego CV pojawił się jeszcze Excelsior Rotterdam, a w 2017 roku wrócił do Rody, która ponownie grała w holenderskiej ekstraklasie. Największą zmianą w piłkarskim życiu urodzonego w Olsztynie bramkarza była przeprowadzka na antypody.

Najlepsze miejsce do gry życia

Australia i Nowa Zelandia to destynacje będące marzeniem wielu Europejczyków (i nie tylko). W przeróżnych rankingach te kraje wymienia się jako jedne z najlepszych miejsc do życia. Piłkarsko był moment, w którym wydawało się, że liga australijska będzie się mocniej rozwijała. W 2012 roku zakotwiczył tam Alessandro Del Piero. Mistrz świata z 2006 roku pobawił się w Australii przez dwa lata, zdobywając łącznie 24 bramki w barwach Sydney FC. Z pewnością przyczynił się do popularyzacji piłki nożnej w tym kraju i przyciągał swoim kunsztem kibiców na trybuny.

Filipa Kurtę na przeprowadzę go nowozelandzkiego Wellington Phoenix FC, które jednak już wtedy grało w australijskiej A-League na podobnych zasadach, jak Cardiff City w angielskiej Premier League, namówiono w 2018 roku. Skuszony wizją regularnej gry w tak egzotycznym i jednocześnie ciekawym miejscu dał się przekonać, mimo iż miał na stole ciekawsze finansowo propozycje, o czym sam głośno mówił.

Z grą faktycznie problemów nie było, choć sportowo nie zawsze stawał na wysokości zadania. Raz zrobiło się o nim głośno, po tym, jak w… specyficzny sposób kradł minuty, podejmując interwencje, kiedy piłka była już daleko poza boiskiem.

  

Wtedy faktycznie był obiektem drwin, ale wrócił na właściwe tory. Po roku przeniósł się na kontynent australijski, podpisując kontrakt z mającym siedzibę w Melbourne Western United FC. Po dobrym sezonie 2019/20 w jego wykonaniu przyszedł słabszy 2020/21. Po zakończeniu pandemicznej przerwy zakotwiczył w Macarthur FC. To klub z siedzibą w Sydney.

  

W Polsce mamy wysyp świetnych bramkarzy, dlatego o Kurto słyszymy stosunkowo rzadko. Szkoda, bo to naprawdę ciekawy przypadek. Można go śmiało porównać do Łukasza Gikiewicza, w ekstraklasie napastnika co najwyżej przeciętnego, który jednak podobnie jak Kurto ma w CV mistrzostwo Polski (Gikiewicz ze Śląskiem Wrocław, gdzie był głównie zmiennikiem, a Kurto z Wisłą Kraków, gdzie praktycznie wcale nie grał). Gikiewicz, zamiast obijać się o kluby pokroju Korony Kielce, Sandecji Nowy Sącz, Stomilu Olsztyn czy KKS-u Kalisz, jeździ po świecie. Niemalże co roku zmienia klub i zwiedził w ten sposób sporą część Azji, solidnie przy tym zarabiając.

Kurto wyrobił sobie markę w Holandii, dzięki czemu ciągle spada na cztery łapy. Podobnie było po przenosinach do ligi australijskiej. Ostatnio w barwach Macarthur FC sięgnął po Puchar Australii i zabłysnął obronieniem dwóch rzutów karnych w spotkaniu ze swoim byłym klubem z Wellington. Raz zatrzymał szalejącego na antypodach rodaka — Oskara Zawadę.

  

W tych okolicznościach niespieszno mu do powrotu. Żyje i gra w piłkę, powszechnie uważaną w naszym kraju za najlepszy zawód świata, w jednym z najfajniejszych miejsc na ziemi. Na powrót do rodzimej ekstraklasy pewnie jeszcze przyjdzie czas. Na swojej piłkarskiej drodze miał już co najmniej dwie konkretne propozycje z Polski, ale najwyraźniej uznał, że zamiast u nas być jednym z wielu, postara się być kimś gdzie indziej. Gdzieś, gdzie przez niemal cały rok świeci słońce, a codzienność jest zdecydowanie bardziej przyjazna i pozytywna. Tak trzeba żyć.

FOT. Futbol Australia

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »