Były DJ, 3748. w światowym rankingu – Jamajka wysyła narciarza na igrzyska

W 1993 wytwórnia Walta Disneya wyprodukowała komedię „Cool Runnings”, humorystycznie przenosząc na ekran perypetie pierwszej jamajskiej reprezentacji bobsleistów. Lata później, w swoim mieszkaniu na Ibizie ten film obejrzał brytyjski DJ, Benjamin Alexander. Niesiony inspiracją, postanowił odkryć swoje jamajskie korzenie, zamieniając sale klubowe na stoki narciarskie. W Pekinie będzie pierwszym Jamajczykiem w historii, reprezentującym swój kraj w olimpijskim narciarstwie alpejskim.

– Gdyby moi kumple nie nabijali się ze mnie, że lubię oglądać „Cool Runnings”, pewnie by do tego wszystkiego nie doszło – śmiał się Alexander po uzyskaniu kwalifikacji na igrzyska. O głównych bohaterach tamtej komedii cały świat usłyszał podczas igrzysk w Calgary w 1988. Ówczesny ambasador USA w Kingston zasugerował Jamajczykom, że powinni uwzględnić sporty zimowe, „bo mają fantastycznych atletów, a fantastyczni atleci powinni się sprawdzić w każdym sporcie”.

Wybór, ze względu na tradycje sprinterskie w kraju, padł na bobsleje. Następny krok – rekrutacja zespołu. Nie znalazł się nawet jeden śmiałek, który chciałby uczestniczyć w sporcie, który w państwowych mediach reklamowano jako „niebezpieczny i wymagający”. Wreszcie udało się zebrać czterech chętnych żołnierzy.

Bobslejowa czwórka, z Dudleyem Stokesem na czele, mimo zajęcia ostatniego miejsca w stawce, wygrała serca kibiców zarówno w Calgary, jak i w Stanach (Amerykanie przedwcześnie pożegnali reprezentację hokeistów, więc musieli czymś zapełnić czas antenowy). W finałowym, trzecim biegu, stracili kontrolę nad bobslejem i wypadli z toru. Własnymi siłami dopchali sanie do mety, niesieni gromkimi brawami z trybun.

 

„Nigdy nie widziałem tak dramatycznej techniki”

Benjamin Alexander, jak niektórzy zwykli mówić, wygrał życie. Dzieciństwo spędził w angielskim Wellingborough, gdzie zainteresował się branżą muzyczną. Po uzyskaniu tytułu inżyniera, wskoczył za konsolę DJ-ską, dzięki której zobaczył kawał świata. Grał w klubach w Hong Kongu, na słynnym festiwalu Burning Man w Stanach, aż wreszcie zakotwiczył w stolicy światowych imprez, na Ibizie.

To właśnie w Hiszpanii przyszedł nagły zwrot serca, wywołany właśnie przez „Cool Runnings”. Dopiero w 2016, zainspirowany opowieściami innego DJ-a pierwszy raz chwycił za narty, a już dwa lata później zawiesił swoją karierę muzyczną, żeby w pełni skupić się na sporcie. W 2019 spotkał na stoku swojego pierwszego mentora, amerykańskiego narciarza alpejskiego, Gordona Graya.

To ten powiedział mu wprost, że jego technika jest dramatyczna i nigdy wcześniej nie widział tak kiepskiej jazdy na nartach. Jednocześnie przyznał, że nie może zrozumieć, jakim cudem Alexander dotrzymuje mu tempa. – Nie mogę tego pojąć, jesteś absolutnie nienormalny! Ale przede wszystkim nie czujesz strachu, a to już połowa zwycięstwa – mówił mu wtedy Gray.

Swojego drugiego idola poznał w marcu 2020, kiedy pierwszy raz pojechał na Jamajkę, skąd pochodzi jego ojciec. Po wielu próbach nawiązania kontaktu, wreszcie spotkał się z Dudleyem Stokesem, czterokrotnym olimpijczykiem i pilotem reprezentacji bobsleistów z 1988. Od wtedy pozostają w stałym kontakcie. Alexander przyznał, że kombinezon, w którym wystąpi na igrzyskach będzie inspirowany tym, w którym Stokes napisał pierwszą kartę jamajskiego zimowego sportu olimpijskiego.

Zabawa i ważny przekaz

Przez ostatnie dwa lata, trenował jedynie 450 dni, jako że pandemiczne obostrzenia uwięziły go na Jamajce. Nie ma nawet profesjonalnego trenera – szkolił się w asyście Mike’a Schneidera, instruktora, którego poznał na Reddicie. Cała droga od konsoli na Ibizie do stoku w Pekinie kosztowała go około 72 tysiące funtów – włożył w nią wszystkie oszczędności i cały swój czas, mając w głowie tylko jeden cel.

Który właśnie osiągnął.

 

Kwalifikację do igrzysk uzyskał dzięki zajęciu 7. miejsca w zawodach Cape Verde w Liechtensteinie. To właśnie ten „sukces” pozwolił mu uzyskać rangę B – każdy kraj ma prawo do dowolnej dyscypliny zgłosić po jednym mężczyźnie i kobiecie mającym przynajmniej ten poziom zaawansowania. Liechtenstein nie był przypadkiem – wykorzystując swoje ekonomiczne wykształcenie, spędził 40 godzin rozpisując arkusze kalkulacyjne, z którymi szukał konkursów z najmniejszą konkurencją.

Do Pekinu jedzie więc jako najlepszy jamajski narciarz w rankingach, a jednocześnie zajmuje miejsce 3748 w ogólnej tabeli. I jak sam uważa – to precyzyjne określenie jego umiejętności. – Czy jestem lepszy od standardowego narciarza w panowaniu nad nartami na oblodzonej powierzchni? No raczej, znacznie lepszy. Ale czy jestem lepszy od 14-latka z Austrii, który jeździ od ukończenia 2 roku życia? Bez szans, jest znacznie lepszy – przyznaje Alexander.

Dlatego właśnie strefa medalowa w Pekinie nie jest nawet w sferze najskrytszych marzeń. Jamajczyk chce w Chinach wypromować sporty zimowe w swoim kraju, ale też wysłać jasną wiadomość do ogółu – skoro on zaczął w wieku 32 lat i mając 38 lat jedzie na igrzyska, nigdy nie jest za późno.

autor rafał hydzik

Udostępnij

Translate »