Chciał do NHL, trafił do rosyjskiej armii

W niektórych przypadkach nie trzeba nakładać sankcji na Rosjan, gdyż Rosjanie robią to sami. Hokeista reprezentacji Rosji i CSKA Moskwa – Iwan Fiedotow był już dogadany z Philadelphia Flyers na przenosiny do NHL, ale plany te pokrzyżowało… uprowadzenie go i wcielenie do rosyjskiej armii.

 

Iwan Fiedotow to bramkarz reprezentacji Rosji i wicemistrz olimpijski z Pekinu, a na co dzień zawodnik CSKA Moskwa, występującej w Kontynentalnej Lidze Hokeja, będącej oczkiem w głowie Władimira Putina. Rosyjskie rozgrywki Fiedotow chciał jednak zamienić na prestiżowe lodowiska amerykańskiej NHL. To, że popełnia błąd, szybko postanowiły pokazać mu służby specjalne.

O tym, że transfery na linii USA – Rosja nie należą do najbezpieczniejszych przekonała się już Brittney Griner, która od lutego przebywa w rosyjskim areszcie. Koszykarka została zatrzymana przez rosyjskie służby w Moskwie pod zarzutem przemytu narkotyków kilka dni przed atakiem Rosji na Ukrainę, wracając z Nowego Jorku do Jekaterynburga. Oprócz gry w barwach Phoenix Mercury w WNBA, Amerykanka od 2015 roku jest (a raczej była) również zawodniczką rosyjskiego UMMC Jekaterynburg. Jej sprawa nabrała zupełnie politycznego wydźwięku i według najnowszych informacji pozostanie rosyjskim więźniem co najmniej do końca roku, o czym pisaliśmy TUTAJ.

W wyniku wojny KHL opuściła część zagranicznych zawodników, sponsorów, a nawet klubów. Nic nie wskazywało jednak na to, że ograniczenia w jakikolwiek sposób dotkną także rosyjskich hokeistów. Po raz kolejny przekonujemy się jednak, jak ciężko jest odseparować świat sportu od polityki. Rosjanie nie grają w Wimbledonie m.in. dlatego, że ich obecność lub sukcesy mogłyby zostać wykorzystane przez rosyjską propagandę. Z kolei w Rosji stwierdzono, że w tym momencie źle wyglądałby wyjazd gwiazdora mistrzów kraju oraz reprezentacji narodowej do Stanów Zjednoczonych.

Sęk w tym, że Fiedotowi nie zabroniono wyjazdu do NHL tak po prostu – hokeista został dosłownie porwany, a scena jego uprowadzenia może przypominać scenariusz filmu akcji. Fiedotow kończył akurat trening, podczas którego towarzyszyli mu dziennikarze, kręcący o nim materiał. Gdy hokeista opuszczał lodowisko w Petersburgu, pod halę podjechała furgonetka bez tablic rejestracyjnych. Na parkingu było obecnych dziesięć osób, część ubrana w kominiarki. Fiedotow został wciągnięty przez nie do samochodu. Jak się później okazało – trafił na komisariat wojskowy. Następnie przewieziono go do szpitala, ponieważ „źle się poczuł”. Niektóre źródła podają, że został otruty.

 

Do jednostki wojskowej, do której przywieziono Fiedotowa, trafiają mężczyźni uchylający się od służby wojskowej i właśnie to mu się zarzuca, choć zawodnik zaprzecza. – Nie dostał wcześniej żadnego wezwania ani nie stanął przed komisją lekarską, a jest to obowiązkowe przy powoływaniu do wojska – tłumaczy jego adwokat.

Z Petersburga Fiedotow został wysłany 1000 kilometrów na północ – do bazy wojskowej w Siewierodwińsku, gdzie spędzi co najmniej trzy miesiące na pokładzie okrętu marynarki wojennej Rosji. To i tak nieźle, bo według pierwszych doniesień mówiło się, że trafi za koło podbiegunowe na archipelag Nowa Ziemia położony na Oceanie Arktycznym – na poligon nuklearny.

Armia przypomniała sobie o Fiedotowie dopiero w momencie, gdy ten postanowił zamienić CSKA Moskwa na Filadelfię. Dlaczego? Cóż, rozwinięcie nazwy klubu ze stolicy Rosji to Centralnyj Sportiwnyj Klub Armii, a jego zarząd mimo reorganizacji klubu na przestrzeni lat nadal jest mocno związany ze strukturami wojskowymi. Już wcześniejsze informacje o chęci przeniesienia się przez Fiedotowa do NHL spotkały się w Rosji z krytyką. – Podpisanie kontraktu w państwie, które prowadzi wobec Rosji wrogą politykę, nie mogło doprowadzić do niczego dobrego – skomentował zesłanie hokeisty Roman Teriuszkow, rosyjski poseł.

W NHL występuje kilkudziesięciu rosyjskich hokeistów, ale żaden z nich nie wyjechał do Stanów Zjednoczonych po wybuchu wojny na Ukrainie. Rosyjski gwiazdor Washington Capitals słynący z bliskiej relacji z Putinem – Aleksander Owieczkin zapytany o to, czy chciałby skomentować sytuację Fiedotowa, odpowiedział dziennikarzom „Nie, niby czemu?”. Obywatele Rosji muszą bardzo uważać nie tylko na swoje czyny, ale również słowa. 

Fot. Facebook

Filip Skalski

Udostępnij

Translate »