Ciężarowiec, prezes i zawodnik MMA. Co opłacało się najbardziej?

Który okres w swoim sportowym życiu Szymon Kołecki – mistrz olimpijski z Pekinu w podnoszeniu ciężarów uważa za najlepszy i dlaczego? Co robi dziś i czy jest jeszcze szansa, że wróci do sportu?

18-letni Szymon Kołecki wywalczył mistrzostwo Europy i wicemistrzostwo świata. Rok później podczas igrzysk w Sydney stanął na drugim stopniu podium. Osiem lat później na igrzyskach znów był drugi, ale po dyskwalifikacji Kazacha Ilii Ilina został mistrzem olimpijskim. 

  

W sumie w swojej karierze wywalczył cztery medale mistrzostw świata i sześć medali mistrzostw Europy (w tym pięć złotych). Jego karierę przerywały kontuzje, najpierw kręgosłupa, później kolana. Przez tą ostatnią zmuszony był skończyć z rwaniem i podrzutem. 

W 2012 roku, mając zaledwie 31 lat, został prezesem Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów. Podczas niespełna czterech lat jego rządów w Polsce zorganizowano mistrzostwa świata seniorów oraz juniorów. Jego prezesura zakończyła się dymisją po tym, jak na igrzyskach w Rio na stosowaniu dopingu przyłapano braci Adriana i Tomasza Zielińskich. 

Już jako prezes trenował i przygotowywał się do udziału w galach MMA. Dołączył do znanego teamu Nastula/Okniński. Pierwsze dwie zawodowe walki stoczył na galach PLMMA. Obie wygrał. 

Kolejnym przystankiem był Babilon MMA. Wystąpił na czterech galach, trzy pojedynki wygrał, jeden przegrał. W 2018 roku poinformowano, że Kołecki podpisał kontrakt z jedną z największych organizacji MMA w Europie – KSW. Kontrakt obejmował cztery walki i wszystkie cztery wygrał. Przygoda z MMA zakończyła się w 2021 roku. Od tego czasu Kołecki zmaga się z problemami z kolanem, ale zapewnia, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Który ze sportowych okresów swojego życia wspominasz najlepiej?

Zdecydowanie czas, w którym byłem ciężarowcem. Zdobywanie medali igrzysk olimpijskich, mistrzostw świata czy Europy ma dla mnie największe znaczenie. Później MMA, a na końcu czas prezesury w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów.

W związku z aferą dopingową braci Zielińskich?

Też, ale nie tylko. Bardzo się rozczarowałem. Zostałem prezesem i nagle ludzie, którzy do tej pory byli moimi przyjaciółmi, oczekiwali ode mnie cudów. Miałem wrażenie, że niektórzy myśleli, że wszystko zrobię za nich, łącznie z dźwiganiem ciężarów. Wiele osób z przyjaciół bardzo szybko stało się moimi wrogami. Już 1,5 roku przed końcem kadencji powiedziałem na zarządzie, że to moja pierwsza i ostatnia.

Już wtedy myślałeś o MMA?

Tak. To zawsze było moim marzeniem. Ciężarów nie mogłem już dźwigać ze względów zdrowotnych, a ja uwielbiam trenować. Śmiało mogę powiedzieć, że jestem uzależniony od treningów, ale muszę też w nich widzieć jakiś cel. Walki stały się tym celem. Przygotowując się do poszczególnych konfrontacji, wkładałem w trening tyle pracy, co przygotowując się do igrzysk. Zmęczony też byłem na podobnym poziomie, ale to dawało mi szczęście. 

Wielu sportowców, chociażby zapaśników wybiera MMA, bo mogą zarobić tam większe pieniądze. Dla Ciebie to też była motywacja?

Na pewno, chociaż mechanizm był inny. Przeciętny zapaśnik, przechodząc na mieszane sztuki walki, nie zarobi na dzień dobry wielkich sum. Ja miałem tę kartę przetargową, że byłem bardzo utytułowanym i w miarę znanym sportowcem. Dzięki temu rzeczywiście walcząc, zarabiałem spore pieniądze.

A kontrakty reklamowe? Więcej miałeś ich za czasów ciężarów czy MMA?

W ciągu tych ponad 20 lat rzeczywistość bardzo się zmieniła. Kiedy osiągałem sukcesy jako ciężarowiec miałem bardzo konkretne kontrakty z kilkoma firmami. Na tamte czasy nie narzekałam na zarobki. Wydaje mi się, że było mniej osób, które mogłyby być nośnikami reklam, musiały coś osiągnąć, coś znaczyć. Dzisiaj wygląda to zupełnie inaczej. Po pierwsze tych osób jest dużo więcej. Wystarczy za przeproszeniem pajacować w internecie, żeby na kontraktach reklamowych zarabiać krocie.

Po drugie media społecznościowe to obowiązek dzisiejszych sportowców. Nie przepadam za nimi, choć musiałem się zgodzić na ich założenie, bo wiedziałem, że mam obowiązek takimi kanałami reklamować moich sponsorów. Osobiście wolałabym pracować na budowie niż zarabiać na dłuższą metę w ten sposób. Na szczęście mam menedżerkę, która dba o tę sferę.

Co obecnie dzieje się z Szymonem Kołeckim?

Prowadzę swoje siłownie i usiłuję wrócić do formy po trzech operacjach kolana. Nie jest łatwo. Noga mnie boli, a nie na tyle, żebym nie mógł trenować. Staram się odzyskać sprawność. Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa w sportach walki.

AS

FOT. Facebook/szymonkolecki1

Udostępnij

Translate »