O włamaniach do piłkarskich domów

Według wyliczeń redakcji VICE, od rozpoczęcia „trendu” w początkowych latach 2000., okradziono domy około 80 różnych piłkarzy lub działaczy najwyższego szczebla. A mówi się, że – mimo technologii rozwiniętej do tego poziomu, że domy bogaczy są obstawiane przez cyborgi – to zjawisko dopiero nabierze tempa. Okazuje się bowiem, że wbrew logice i zdrowemu rozsądkowi, wtargnięcie do domu obrzydliwie bogatego sportowca jest dziecinnie proste. Tak jest – wkrótce i Ty możesz stanąć przed problemem znalezienia miejsca na ukradzione Lamborghini.

W ostatnich latach media dzieliły się z publiką kilkoma iście spektakularnymi kradzieżami. Joao Cancelo i Pierre Emerick Aubameyang stanęli ze złodziejami oko w oko chroniąc swoje rodziny, co przypłacili nie tylko obrażeniami cielesnymi, ale przede wszystkim niewyobrażalnym zastrzykiem traumy.

Istne piekło przeżył nie tak dawno Ashley Cole, który na oczach swojej partnerki i dziecka został związany, po czym zagrożono mu wyrwaniem palców u dłoni. – Byłem przekonany, że już za chwilę będę martwy – mówił Anglik, relacjonując wydarzenia. Mimo że jego oprawców już znaleziono i wrzucono na kilkadziesiąt lat za kratki, w domu Cole’ów wciąż nie ma spokoju. – Odczuwam stany lękowe, będąc sama w domu. Boję się nawet po zmroku wychodzić na ogród – przyznaje partnerka byłego obrońcy.

Prawdziwie nadszarpaną psychikę przez współczesnych piratów mają także państwo Lampard, którym przyszło się mimowolnie podzielić swoim dobytkiem już… 3 razy. Za trzecim razem piłkarza obrabowali już prawdziwi celebryci, którzy tuż po napełnieniu u niego kieszeni udali się do posiadłości Tamary Ecclestone, gdzie dokonali największej kradzieży w angielskiej historii.

Najczęściej z szuflad znika biżuteria i zegarki, jednak od czasu do czasu złodzieje połaszą się na coś o wartości bardziej sentymentalnej, co stawia obrabowanego na równe nogi. Przeważnie w tym przypadku mowa o medalach (np. Reece James „rozstał się” ze swoim złotym krążkiem LM niedługo po tym, jak go schował do sejfu), ale lepkie rączki nie są specjalnie wybredne. Danielowi Sturridge’owi z posiadłości w LA ukradziono bowiem… psa. Anglik wówczas zaapelował, że jeśli ktoś go znajdzie, zapłaci każdą kwotę. Zaskakująco albo i nie, wrócił w try miga.

Czy moglibyśmy być pilnowani… bardziej?

Na początku września, do domu Dantego Carvajala próbowała się włamać szajka złodziei, których plan został jednak udaremniony przez zamontowany u Hiszpana system antywłamaniowy. Pragnę podkreślić: system antywłamaniowy zapobiegł włamaniu, toteż spełnił swoją funkcję. Zupełnie jakby piekarnik upiekł frytki, a klucz otworzył drzwi.

Carvajal jednak z miejsca pobiegł do mediów, za pomocą których zakomunikował, że piłkarzom powinna przysługiwać ochrona policyjna, bo nie są bezpieczni. I trudno właściwie pojąć, co Hiszpan mógł mieć na myśli.

VICE przytoczyło wypowiedzi anonimowego szefa firmy ochroniarskiej, która pod swoimi skrzydłami ma garstkę piłkarzy Premier League: „Uwierzcie mi lub nie, lecz piłkarze bez mrugnięcia okiem wydają 20 tysięcy funtów w klubie nocnym na stół pełen wódki, której nawet nie piją, jednocześnie mając węża w kieszeni kiedy przychodzi zapłacić podobną kwotę za zabezpieczenie własnego domu. Nie mają z tego namacalnej korzyści, więc nie chcą płacić. Zdumiewa mnie to”.

Nie tylko więc wielu zawodowych piłkarzy idzie po linii najmniejszego oporu w kwestii bezpieczeństwa, ale też kompletnie zaniedbuje wszelkie środki ostrożności. Dziś wystarczy wejść na profil w mediach społecznościowych dowolnego zawodnika, by przynajmniej orientacyjnie naszkicować plan jego posiadłości. A jeśli u niego brakuje zdjęć, można zerknąć do jego dzieci.

Najbardziej newralgicznym momentem jest wyjazd danego zawodnika na mecz poza własnym miastem. Wtedy właśnie złodzieje wiedzą, że co najmniej 15 wypchanych banknotami domów stoi pustych, a solidna większość z nich ma co najwyżej założony alarm. Rozwiązanie tego problemu naprawdę nasuwa się samo i nie jest to, drogi panie Carvajal, otoczenie domu każdego sportowca policyjnym kordonem.

Trochę oleju w głowie

Są jednak tacy, którzy do bezpieczeństwa podchodzą z dużą rozwagą. Ostatnim trendem wśród piłkarzy jest inwestowanie w tzw. pokoje paniki (panic rooms), czyli swego rodzaju metalowe komory, które instaluje się wewnątrz pomieszczeń, a otworzyć można je jedynie z wewnątrz (w takiej puszce, odpornej m.in. na strzał z shotguna, zamknęła się partnerka Victora Lindelofa z ich dzieckiem w trakcie włamania).

Jeszcze inni, m.in. Kyle walker czy Marcus Rashford, inwestują w specjalnie wyszkolone psy, które uprzednio przez 12 miesięcy uczą się chronić swoich właścicieli. Koszt takiego pupila to około 40 tysięcy funtów.

No i wreszcie garść piłkarzy inwestuje w systemy na tyle skuteczne, że zabezpieczają posiadłość przez całą dobę, w tym także podczas meczowych delegacji. I taki właśnie system posiada Dani Carvajal, którego przykład stanowi wyraźny dowód skuteczność tego typu rozwiązania. Najprawdopodobniej to właśnie, pukając się w czoło, przekazała mu policja, poproszona o obstawę.

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »