Co mówią nam podróże Michniewicza?

Czesław Michniewicz pierwszą medialną burzę ma już za sobą. Teraz skupia się na najważniejszym, czyli poznaniu ze swoimi nowymi podopiecznymi, z których w marcu musi wycisnąć 110%, żeby pojechać na mundial w Katarze i… utrzymać posadę. Oto wnioski, które możemy wyciągnąć z jego dotychczasowych podróży.

Kurz po wyborze nowego selekcjonera powoli opada. Oczywiście wciąż z internetowych zakamarków wyłaniają się niezadowoleni, pięćsetny raz wytykając 711 kontaktów z „Fryzjerem”, ale opinia publiczna jest już tym zmęczona. Nieprzekonanych nie przekona nikt ani nikt, choć Michniewicz próbę podjął. Wiedział, że czasu nie jest dużo, dlatego przeznaczył dwa dni na wędrówkę po wszystkich możliwych stacjach telewizyjnych, radiowych i internetowych. Zaliczył niemal każdy liczący się program piłkarski w tym kraju, nikomu nie odmawiał. Co miał wytłumaczyć – tłumaczył. Na końcu zawsze liczą się fakty, a te są takie, że nie usłyszał zarzutów, nie toczyło i nie toczy się żadne postępowanie w jego sprawie i jest niewinnym człowiekiem, nawet jeśli tak bardzo uwiera to red. Szymona Jadczaka, Dominika Panka i całą nieomylną armię anonimów z Twittera.

Michniewicz wiedział, na co się pisze, ale zrobił tournée po progamach, by nikt nie mógł mu zarzucić, że unika tematu, albo stara się zamieść go pod dywan. Potem wziął się za to, za co mu płacą. Wzorem Adama Nawałki ruszył w długą podróż po Europie, chcąc odwiedzić wszystkie zakątki, w których grają nasi reprezentanci. Kanał „Łączy Nas Piłka” stworzył z tego nieświadomie wręcz mini serial, polegający na pokazywaniu kolejnych zdjęć z kadrowiczami.

Najpierw kapitan i liderzy

Michniewicz dokładnie przemyślał swoje podróże. Kolejność zawodników, z którymi się spotykał, nie jest przypadkowa. Najpierw udał się do Monachium na spotkanie z najlepszym piłkarzem świata 2020 i 2021 roku (przynajmniej według FIFA, bo plebiscyt „France Football” lepiej przemilczeć…), a zarazem kapitanem swojej nowej drużyny. Panowie rozmawiali ponad 3 godziny, a Robert Lewandowski przyznał później, że rzekomy konflikt pomiędzy nim a Michniewiczem, oparty na lekkiej medialnej utarczce słownej podczas gdy ten drugi prowadził kadrę do lat 21, został sztucznie rozdmuchany. Pierwszą wątpliwość mamy już wyjaśnioną.

 

Dzień później był już we Włoszech, gdzie odwiedził Piotra Zielińskiego i Kamila Glika, pokazując, że szanuje i respektuje reprezentacyjną hierarchię. Zwłaszcza obrońca Benevento jest na tym tle wrażliwy, o czym przekonywali się już poprzedni selekcjonerzy. Niektórzy – w tym Paulo Sousa – początkowo w ogóle nie widzieli go w kadrze, ale Michniewicz tego faux pa uniknął, co także jest dobrym prognostykiem w kontekście marcowych baraży.

 

W sieci furorę robiło zwłaszcza zdjęcie z wizyty u Glika, z – miejmy nadzieję! – żartobliwie rozrysowaną taktyką pt. „Laga na Robercika”.

 

Spotkanie face to face + mecz i budowanie atmosfery

Po odhaczeniu liderów pozostał na Półwyspie Apenińskim, gdzie kolonia Biało-Czerwonych reprezentantów jest zdecydowanie najliczniejsza. Grała liga i Puchar Włoch, więc większość z nich mógł zobaczyć na boisku, a nie tylko przy restauracyjnym stoliku. Tak było np. we Florencji, gdzie grają Bartłomiej Drągowski i Krzysztof Piątek:

 

W Bolonii miejscowi z Łukaszem Skorupskim w składzie podejmowali Empoli zbierającego bardzo pochlebne recenzje Szymona Żurkowskiego:

 

W Turynie podstawowy golkiper Juventusu oraz kadry – Michniewcz przyznał w jednym z programów, że Szczęsny pozostanie numerem 1 – zaproponował swoją taktykę na baraże z Rosją i ew. Szwecją lub Czechami. Śmieszki śmieszkami, ale to pokazuje, że to, co mówią o Michniewiczu ludzie, z którymi dotychczas współpracował, jest prawdą: o atmosferę martwić się nie musimy.

 

Myślenie długofalowe

O samym Kiwiorze, który rośnie piłkarsko na Półwyspie Apenińskim, pisaliśmy TUTAJ. Zarówno on jak i Żurkowski nie zdołali jeszcze zadebiutować w pierwszej reprezentacji, ale obaj mają na to papiery i znają się z Michniewiczem z czasów gry w kadrze do lat 21. Zarówno Żurkowski jak i Kiwior debiutowali u niego w drużynie będącej bezpośrednim zapleczem najważniejszej drużyny piłkarskiej w kraju.

 

Mało prawdopodobne, byśmy mieli zaatakować baraże którymś z nich w składzie, ale takie spotkania pokazują, że Michniewicz patrzy na reprezentację jak na projekt długofalowy. Wie, że fiasko z Rosją lub później na Stadionie Śląskim w Chorzowie może (ale nie musi) oznaczać dla niego koniec krótkiej przygody z kadrą, ale nie chce pozostawić po sobie spalonej ziemi. Jeśli uda się awansować, lub zwyczajnie zachować posadę (wówczas decyzja leżeć będzie wyłącznie po stronie Cezarego Kuleszy), to sam będzie miał na czym budować przyszłość Biało-Czerwonej reprezentacji.

Spokojnie Matty, trener cię lubi!

Po Giro d’Italia przyszedł czas na objechanie Wysp Brytyjskich, gdzie nowy selekcjoner odwiedził już m.in. Mateusza Klicha (Leeds United) i Matty’ego Casha (Aston Villa), a w planach ma jeszcze spotkania z Janem Bednarkiem (Southampton), Jakubem Moderem (Brighton), Przemysławem Płachetą (Norwich City) czy naszą dwójką z Derby Krystianem Bielikiem i Kamilem Jóźwiakiem. Pewnie znajdzie się też czas na rozmowę z Michałem Helikiem (Barnsley).

Szczególnie z odwiedzin byłego trenera m.in. Legii Warszawa ucieszył się Cash, którego początkowo dezercja Sousy jednocześnie zezłościła i wpędziła w zakłopotanie. W końcu ledwie otrzymał polski paszport, na czym tak bardzo mu zależało i zadebiutował z orzełkiem na piersi, a już zniknął człowiek, który mu tę szansę dał.

Cash po całym zamieszaniu postanowił zasięgnąć języka w PZPN, o czym w „Hejt Parku” opowiedział sam Michniewicz.

„Siedziałem z rzecznikiem prasowym PZPN, Kubą Kwiatkowskim i w pewnym momencie napisał do niego Matthew Cash z pytaniem: Kuba jak myślisz, trener mnie lubi? Ja na pewno z nim się skontaktuję. Będę jechał do Anglii spotkać się z naszymi piłkarzami, również z Cashem. To jest bardzo dobry piłkarz, regularnie grający w Premier League. Interesuje się nim Atletico Madryt. Posiada polskie obywatelstwo i na pewno będzie okazja, abym go bliżej poznał. Zrobię to najszybciej jak tylko to możliwe, aby czuł się ważną częścią zespołu, a nie zawodnikiem, który po zmianie selekcjonera zostanie nagle zaszufladkowany jako wybór Sousy, którego ja nie chcę” – zapewnił Michniewicz.

Uroku całemu wydarzeniu dodał fakt, że program był emitowany na żywo i Cash go oglądał. Jego znajomość języka polskiego wciąż kuleje, dlatego poprosił Kwiatkowskiego o przetłumaczenie mu fragmentu o nim, a następnie napisał na Twitterze:

 

Mający polskie korzenie obrońca Aston Villi słów na wiatr nie rzuca i tak jak Michniewicz słowa dotrzymał. Oto fotka z ich spotkania na Villa Park:

 

Podróż Michniewicza po Europie trwa. Przed nim jeszcze m.in. Francja, gdzie hat-trickiem popisał się ostatnio napastnik Olympique Marsylia Arkadiusz Milik, a wyróżniającym się skrzydłowym ligi jest Przemysław Frankowski z RC Lens oraz Rosja, gdzie na co dzień grają Grzegorz Krychowiak (FK Krasnodar), Maciej Rybus (Lokomotiv Moskwa) i tak pomijany przez Sousę Sebastian Szymański (Dynamo Moskwa). Nie zabraknie też wizyt w Grecji, a może nawet w Turcji i Stanach Zjednoczonych, bo tam także grają obecni i potencjalni kadrowicze. Na razie jest cukierkowo, Michniewicz robi na reprezentantach dobre wrażenie, a to nie zawsze było normą – ot kolejny plus. Na szczęście piłkarze zdają się być ostatnimi, którzy przejmują się ksywką „711”, a to dobrze wróży temu projektowi.

Fot. PZPN

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »