Liga chińska

Co stało się z chińską Superligą? Wzlot i upadek

Jeśli Leo Messi lub Cristiano Ronaldo myśleliby o roku lub dwóch w Chinach przed zakończeniem swojej kariery, mogą to sobie wybić z głowy. Wydatki w chińskiej Super League są teraz ułamkiem tego, co było jeszcze kilka lat temu. Dlaczego zamknięto tam przepływ pieniędzy i ograniczono zagraniczne transfery?

Zaledwie kilka lat temu chińska Super League była największą ligą pod względem wydatków na świecie. Przepływ gotówki był tu większy niż w angielskiej Premier League.

Chiny rynkiem zbytu dla Europy

W oknie transferowym zimą 2016/17 kluby w Chinach wydały 468 milionów dolarów, podczas gdy na angielskich boiskach wydano 304 miliony dolarów. Niektórzy w Europie nie przyjęli z radością wzrostu nowej potęgi finansowej w futbolu. Kiedy Oscar opuścił Stamford Bridge za około 80 milionów dolarów, żeby przejść do Shanghai Port, trener Chelsea, Antonio Conte, wydał poważne ostrzeżenie.

– Chiński rynek stanowi zagrożenie dla wszystkich. Nie tylko dla Chelsea, ale dla wszystkich drużyn na świecie – mówił Włoch.

Podczas gdy szkoleniowcy widzieli w Chinach zagrożenie, włodarze europejskich klubów widzieli okazję – opcję, aby sprzedawać niechcianych lub starzejących się zawodników po wysokich cenach.

– Bardzo trudno przewidzieć, jaki będzie wpływ chińskich pieniędzy. To może być użyteczny rynek do sprzedaży zawodników – mówił w 2017 roku Ed Woodward, dyrektor generalny Manchesteru United.

I tak też się stało. Europejską piłkę opuściło spore grono graczy, ale bynajmniej nie starych i doświadczonych, a w sportowym prime time. Byli to również Hulk (56 mln euro), Alex Teixeira (50 mln euro), Paulinho (40 mln), Ramires (28 mln) czy Yannick Carrasco (27 mln).

  
Chińczycy wydali fortunę od 2010 roku

Łatwo było zrozumieć, dlaczego oczy Europejczyków zaczęły się świecić. Wydatki zaczęły się w 2010 roku i rosły przez lata. Nie pochodziły one znikąd. Chiński rząd, pod przywództwem Xi Jinpinga, uważał, że najludniejszy kraj na świecie, który ciągle osiągał niewielkie sukcesy w najpopularniejszym sporcie na świecie, musi to zmienić. Pieniądze od prywatnych firm, choć z bliskimi powiązaniami z rządem, oraz od przedsiębiorstw państwowych, zaczęły napływać.

Pierwszy gigant, firma deweloperska Evergrande, przejęła Guangzhou w 2010 roku i zaczęła inwestować w najlepszych chińskich zawodników oraz, co najważniejsze, utalentowanych zagranicznych graczy. Inne kluby, takie jak Jiangsu, wspierane przez giganta handlowego Suning, i Shanghai SIPG, które należało do grupy Shanghai International Port, poszły w ich ślady.

Niektóre transfery zrobiły ogromną różnicę. Napływ gwiazd sprawił, że chińska Super Liga stała się najlepsza w Azji pod względem frekwencji, a standardy poprawiły się. Guangzhou Evergrande stało się pierwszą chińską drużyną, która wygrała Azjatycką Ligę Mistrzów w 2013 roku, a następnie powtórzyło to osiągnięcie dwa lata później.

Dochody z transmisji wzrosły, a nowa umowa w 2015 roku była warta 1,2 miliarda dolarów, co stanowiło 25-krotny wzrost. To pomogło w znacznym wzroście krajowych wynagrodzeń, co było ważnym rozwojem w kraju, gdzie futbol często nie był uważany za realny wybór zawodowy.

Tyle Gareth Bale miał zarabiać w Chinach:

  
Kluby z Europy zwietrzyły swoją szansę. Jednym z przykładów był chociażby transfer Jacksona Martineza z Atletico Madryt. Zawodnik kosztował 50 milionów euro, choć wcale nie był pierwszym wyborem w ataku trenera Diego Simeone. Pozostali gracze również byli dalecy od bycia tanimi.

Pieniądze mają zostać

Chiński rząd, zawsze zaniepokojony dużą ilością kapitału wypływającego z kraju, zaczął zwracać uwagę na pogłoski o ofercie Wayne’a Rooneya na kwotę ponad 130 milionów dolarów. Pekin podjął kroki w celu ograniczenia przepływu waluty za granicę, a w 2017 roku Chińskie Stowarzyszenie Piłkarskie (CFA) wprowadziło tzw. podatek od transferu. Oznaczało to, że kluby, które nie osiągnęły zysku (czyli prawie wszystkie w Chinach), musiały, kupując zagranicznych zawodników, płacić sumę równą opłacie za transfer do funduszu rozwoju lokalnego.

– Aby korzystać ze zdrowego i stabilnego rozwoju lig piłkarskich zawodowych oraz ograniczać irracjonalne wydatki na zawodników, kluby, które są na minusie, powinny płacić takie same sumy pieniędzy, jakie wydają na zakup zawodników, do Chińskiego Funduszu Rozwoju Piłki Nożnej – tłumaczyli włodarze CFA.

Niewielki limit wynagrodzeń

Poziom wydatków faktycznie spadł, chociaż kluby szukały luk, a w 2019 roku ogłoszono limit płac. Ten limit został zaostrzony przed sezonem 2021. Zagraniczni zawodnicy nie mogli otrzymywać więcej niż 3,6 miliona dolarów, a krajowi zawodnicy byli ograniczeni do około jednej piątej tej kwoty.

W sumie kluby musiały zmieścić się w limicie wynagrodzeń wynoszącym 90 milionów dolarów, czyli połowie średniej kwoty wydanej w 2019 roku. W grudniu 2021 roku Liu Yi, sekretarz generalny CFA, wyjaśnił, dlaczego to się dzieje.

– W ostatnich trzech-pięciu latach wszyscy rozumieli, że CSL szybko rosła pod względem tożsamości marki i jej wartości. Ale nadmierny wydatek to coś, co odbiega od naszej normy. Z tych 180 milionów dolarów, 70-80 procent trafiało do kieszeni zawodników z zagranicy – tłumaczył.

Takie pensje nie skuszą wielkich gwiazd. Carlos Tevez zarabiał nowy roczny limit w ciągu miesiąca. I nie było już perspektyw na zmianę sytuacji, ponieważ coraz więcej chińskich drużyn borykało się z problemami finansowymi. Drużyny bankrutowały również w wyniku pandemii COVID-19, która tylko dobiła chińską ligę.

Szejkowie nie zakręcą kurka?

Zaledwie trzy lata temu miasto Tianjin miało dwie kwitnące drużyny ze sławnymi zawodnikami, takimi jak Alexandre Pato i Axel Witsel. Jedna z nich zbankrutowała w maju 2020 roku, a druga jest gotowa do podążania tym samym śladem. Jiangsu Suning zdobył swój pierwszy tytuł w zeszłym roku, ale właściciele, którzy prowadzą także Inter Mediolan, zamknęli drużynę po nieudanych próbach sprzedaży klubu tanio z powodu znacznych długów.

Europejskie kluby, które próbowały zdobyć trochę pieniędzy w tych trudnych czasach, dowiedziały się, że Chiny już nie są łatwą i dochodową opcją. Messi, Ronaldo i inni wielcy zawodnicy musieli szukać innych opcji. Znaleźli – w USA i Arabii Saudyjskiej.

Na razie pieniądze na wielkie gwiazdy i jeszcze większe wynagrodzenia są. Włodarze Saudi Pro League wydają znacznie więcej, aby w błyskawicznym tempie nabyć sponsorów i sprzedać prawa telewizyjne oraz przyciągnąć kibiców na stadiony. Pytanie tylko, czy powtórzy się scenariusz z Chin?

Udostępnij

Translate »