Czego uczy nas przypadek Xaviego Simonsa?

Projekt o nazwie „Xavi Simons” od lat nakręcał domorosłych ekspertów, którzy obecnie stawiają kolejny już ostateczny werdykt dotyczący kariery młodego Holendra. Najpierw miało nie wyjść przez Instagrama, potem przez Mino Raiolę, jeszcze kiedy indziej przez katarskie pieniądze. Parafrazując Łonę – „no i co, no i nic, no i jakoś wyszło”. Przypadek Xaviego Simonsa przede wszystkim powinien skłonić do przynajmniej jednej refleksji o tym, dlaczego wszystkie wyświechtane banały i półprawdy czasem warto z kłapiącej gęby nie wypuszczać.

Najjaśniejszy talent słynnej La Masii. Xavi Simons od samego początku swojej piłkarskiej przygody był wręcz skazany na rolę produktu. Wszystko się tu bowiem zgadzało, czego doskonałym (owszem, padło w tym kontekście słowo „doskonały”) przykładem są obrazki publikowane przed laty na facebookowych fanpage’ach taśmowo wypluwających piłkarski content.

Nic więc dziwnego, że grupa mądrych (albo i „cwanych” bądź „chytrych” – zależy od punktu siedzenia) ludzi wokół nastolatka postanowiła ten potencjał skapitalizować. Ledwo wchodząc w dwucyfrowy wiek, mały Xavi miał już nie tylko profil na Instagramie (prowadzony przez profesjonalny zespół!) ale i rzeszę obserwujących.

W wieku 13 lat podpisał pierwszy kontrakt sponsorski z Nike. Rok później miał już milion obserwujących na Instagramie. A to wszystko w ton obiecującego rozwoju – zgarnął młodzieżowy odpowiednik złotej piłki cztery razy z rzędu.

Rozwińmy zatem listę wszystkich powodów, zebranych z kanap na całym świecie, dlaczego kariera Simonsa została spisana na straty.

Powód #1 – za ___ na media społecznościowe.

(w puste pole wstaw dowolną frazę: młody, słaby, głupi, nieokrzesany)

Media społecznościowe to w ogóle drażliwy temat. Używamy ich wszyscy bez wyjątku (i bez chwili wytchnienia), jednocześnie pchając się przed szereg, by w tym zakresie pouczać innych. Ostatnie dinozaury – piłkarze czy trenerzy, którzy wzbraniają się przed założeniem konta, są wynoszeni na ołtarze w chwale swojej mentalności i przyziemności.

A w kontraście 14-latek z twarzą 6-latka, który już wówczas miał czterokrotnie większą publiczność niż oficjalne konto PKO Ekstraklasy. Młody człowiek, który po treningach miał czelność pobawić się swoim wizerunkiem, powrzucać jakieś głupawe nagrania, a nie biegać maratony i na zaś poćwiczyć jeżdżenie na dupie. Woda sodowa. Poprzewracanie w różnych częściach ciała.

Tu posłużę się pokracznie ulepionym przez siebie memem, który powstał kiedy z dziwną przyjemnością czytałem wszystkie twitterowe frustracje dotyczące ekstrawaganckiej fryzury Mariusza Fornalczyka.

Powód #2 – za ____ żeby gwiazdorzyć

(pula słów do wyboru ta sama)

14-letni Xavi Simons ogłaszał na Instagramie logo swojej marki osobistej. 15-letni Xavi Simons, bark w bark z (uwaga, następne dwa słowa mogą u niektórych wywołać niebezpieczną reakcję alergiczną) Mino Raiolą stawiał Barcelonie warunki finansowe.

Otoczenie chłopaka już wówczas wiedziało, że rozchodzi się nie tylko o wybitny talent, ale i równie imponujący produkt. To dla Simonsa ludzie śledzili młodzież Barcelony, zupełnie przypadkiem dostrzegając u jego boku Ansu Fatiego czy Gaviego. To rozwojem Holendra fascynowali się nawet niedzielni kibice.

Xavi otrzymywał ekspozycję w takiej skali, która nawet dziś jest dla wielu nieosiągalna (14-latek miał więcej obserwujących niż aktualnie 8 klubów Premier League, a dziś przebija 13 z nich). I ten fakt, mówiąc wprost, nie mieścił się w wielu głowach.

Odtąd każdy już ruch Simonsa był niechybnie wynikiem uderzenia najsłynniejszej w tym środowisku substancji, czyli wody sodowej. Rozwija się i chce grać? Sodówka. Nie rozwija się? Sodówka. Znalazł się w hotelu, do którego jego koledzy sprowadzili dziewczyny? Ohohooo… sodówka.

Powód #3 – za ____ żeby zarabiać pieniądze

(standardowo)

Zmiana Barcelony na PSG zdemolowała czarę goryczy. Tak mocno przelała ją sodówką, że werdykt mógł być tylko jeden – koniec kariery. Do puli barcelońskich porównań z facebookowego obrazka wyżej dorzucono „zdradza jak Neymar”, po czym postawiono na Simonsie krzyżyk. Chciał pieniądze, to ma.

Tymczasem Holender w Paryżu wynegocjował sobie stawkę mniej więcej równą co bardziej utalentowanym młodzieżowcom w Anglii, jednocześnie – jeśli wierząc doniesieniom – zapewniając sobie zapis w kontrakcie umożliwiający mu rozwój u boku pierwszej drużyny.

Jednym ruchem więc zapewnił sobie, na papierze, dużo większe szanse na przebicie, niż w wówczas naszpikowanej gwiazdami Barcelonie. Mimo to, każdy kolejny jego wpis w mediach społecznościowych zalewała fala emotek z wężem, insynuujących jego perfidną zdradę.

Efekt?

Odkąd kariera Simonsa została spisana na straty, Holender w wieku 19 lat zadebiutował w lidze francuskiej, w której zdążył też zaliczyć asystę, a dwóch meczach towarzyskich strzelił dwie bramki. W PSG postrzegano go jako olbrzymi talent, obok Edouarda Michuta największy w klubie.

Od dłuższego czasu trwały negocjacje nad jego nową umową, jednak Holender, zrażony przez Mauricio Pochettino, zdecydował się na kolejny mądry ruch – przenosiny do Holandii.

W barwach PSV zaliczył najlepszy start w Eredivisie bieżącego stulecia. Choć trudno jeszcze ferować wyroki, już teraz wygląda na piłkarza, na którym w Eindhoven solidnie zarobią. A wedle doniesień, jego nowy i były klub mają między sobą „dżentelmeńską umowę” dotyczącą jego powrotu w ramach pierwokupu.

I tym właśnie sposobem, dostawszy pierwszą w życiu prawdziwą szansę, Simons pokazał że zasługuje na media społecznościowe, pieniądze, a nawet na gwiazdorzenie, a woda sodowa gdzieś magicznie wyparowała.

Przede wszystkim jednak ten przypadek, poza oczywistym przytykiem w stronę rzucających męczącymi banałami, pokazuje wszystkim głęboko przekonanym o upadku moralnym piłkarzy, że nowy gatunek kopacza może radzić sobie równie dobrze. I to bez protekcjonalnego parasola i zakazu korzystania z telefonu.

A na koniec przyznam, że jestem w pełni świadomy ironii swojego tekstu, pisanego po 4 (słownie: czterech) udanych występach Simonsa. Może zatem zajmę się pisaniem, a nie głupotami. Sodówka.

Fot. Twitter

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »