Czy „farbowane lisy” jeszcze szokują? Tak działa globalizacja!
Na mundial w Korei i Japonii wprowadzał nas Emmanuel Olisadebe, a Roger Guerreiro zdobył pierwszą bramkę na mistrzostwach Europy. Franciszek Smuda stawiał Sebastiana Boenischa nad Jakuba Wawrzyniaka i Eguena Polanskiego nad Rafała Murawskiego. Efekt globalizacji może jednak sprawić, że termin „farbowane lisy” przestanie być modny. W młodzieżówkach i szkółkach piłkarskich jest bowiem masa zawodników z polskimi korzeniami. I chcą dla nas grać!
Od Olisadebe do Casha
Najlepszym „obcokrajowcem” w historii drużyny narodowej był bez wątpienia Emmanuel Olisadebe. Po naturalizacji nigeryjski piłkarz stał się gwiazdą eliminacji do mistrzostw świata 2002, znacząco przyczyniając się do powrotu Polski na wielką scenę po 16 latach. Inny naturalizowany gracz, Brazylijczyk Roger Guerreiro, miał mniej spektakularny udział, ale zapisał się w historii jako autor pierwszej bramki dla Polski na mistrzostwach Europy.
Sukcesy w reprezentacji odnosili również piłkarze wychowani w innych systemach szkolenia, którzy mimo to pozostali związani emocjonalnie z Polską. Przykładem jest Euzebiusz Smolarek, syn byłego reprezentanta Polski, który od najmłodszych lat kształcił się w Holandii.
Porażką było oparcie drużyny na farbowanych lisach. Trener Franciszek Smuda przed rozgrywanym u nas Euro uznał, że polscy piłkarze są poza triem z Dortmundu (Łukasz Piszczek, Jakub Błaszczykowski i Robert Lewandowski) za słabi na reprezentowanie Polski. Postawił na Damiana Perquisa na środku obrony, na lewej obronie widział Sebastiana Boenischa, w środku pola grał Eugen Polanski, a za plecami Roberta Lewandowskiego operował Ludovic Obraniak. Połowa z nich nie potrafiła wypowiedzieć najprostszych słów po polsku, a kadra – całkiem słusznie – odpadła już w fazie grupowej.
Aktualnie w kadrze grają piłkarze, którzy dopiero w trzeciej linii mają polskie korzenie. To m.in. Matty Cash, który otrzymał polski paszport już trzy lata temu. Choć gra w najlepszej lidze świata, to w reprezentacji czasami zawodzi. Poza przebłyskiem w meczu z Holandią, za kadencji Czesława Michniewicza w kadrze nie spełniał oczekiwań. Nadzieja wciąż dotyczy m.in. Nicoli Zalewskiego, którego rodzice wyemigrowali kilkadziesiąt lat temu do Włoch. Nicola zadebiutował w kadrze na oczach chorego na nowotwór ojca. To historia, którą kibice lubią. Niestety, skrzydłowy nie pokazał jeszcze pełni swojego potencjału.
Nie ma już „farbowanych lisów”. To efekt globalizacji
Dzieci pierwszych polskich emigrantów na masową skalę kończą w tym roku 20 lat. Tylko w latach 2004-2019 z Polski wyjechało 2 mln osób. Część z nich osiadła w Wielkiej Brytanii. Mówią po polsku i mają nasz paszport, ale szkoli ich angielski system piłkarski.
Jakub Bokiej, skaut Manchesteru City oraz twórca Polish Football Academy w Anglii, podkreślał już kilka lat temu, że w jego szeregach jest około 100-150 podopiecznych, którzy w przyszłości mogą grać dla dwóch reprezentacji – Polski i Anglii. Stanowią oni ponad 90 proc. wszystkich dzieciaków, którzy trenują w PFA.
Młodych piłkarzy z polskimi korzeniami jest obecnie kilkuset. Arkadiusz Stelmach, zapalony gracz Football Managera, prowadzi na bieżąco ich bazę.
– Założyłem plik w Excelu, bo w pewnym momencie tak często pisałem do różnych ludzi na Facebooku i Instagramie, że nazwiska wypadały mi z głowy. Przejrzałem wiadomości i zacząłem to spisywać. Obecnie wygląda to tak, że na jednej karcie mam ponad blisko 300 piłkarzy zweryfikowanych, którzy potwierdzili mi polskie pochodzenie. Drugi arkusz to gracze bez odpowiedzi. Jest tam około 200 nazwisk. Ukróciłem to sobie wszystko gdzieś o ponad połowę do graczy U-21, żeby śledzić tylko tych najbardziej perspektywicznych – mówił w rozmowie z Newonce.
Wielka Brytania nie jest odosobnionym przypadkiem. W USA są np. Damian Łaś, Gabriel Słonina, Alex Borto czy JT Marcinkowski. Wszyscy z roczników 2002-2004. Wiemy już, że Słonina postawił na „american dream”. Reszta wciąż próbuje dorosnąć do „international level”.
Skauting PZPN-u również ma znaczenie
Jak przekonywał już w 2021 roku Maciej Chorążyk, szef skautingu PZPN, na rynkach zagranicznych skauci obserwują kilkuset zawodników, a w bazie mają ich ponad 1000.
– Mamy dość szeroką sieć skautingową. Nie pokuszę się o stwierdzenie, że nikt nam nie ucieknie, bo też nie jest tak, że my na tych Polaków w jakiś sposób polujemy. Czasem do myślenia daje nam znajomo brzmiące nazwisko. Często to jakieś sygnały z terenu. Bywa i tak, że rodzice zawodników odzywają się do nas, bo słyszeli o takim projekcie – opowiadał Chorążyk w rozmowie z Weszło.
PZPN nie zamierza narzucać piłkarzom gry dla kadry siłą. Jednakże istnieje jasny warunek – zawodnik musi posiadać polskie korzenie i dążyć do uzyskania polskiego obywatelstwa. W przeciwnym razie trudno mówić o szansach na grę w Biało-Czerwonych barwach.
Poza Wielką Brytanią i USA najwięcej dzieci emigrantów jest w Niemczech. O dziwo, wiele nazwisk napływa z Ameryki Południowej, gdzie Polacy udawali się w latach 1915-1940. Żywym przykładem był Thiago Cionek, albo ten, który finalnie nie uzyskał polskiego paszportu – Paulo Dybala.
Tych piłkarzy warto obserwować
Poniżej znajduje się krótka lista zawodników, których warto śledzić w kontekście przyszłej gry dla reprezentacji Polski. Jeśli chcecie zabłysnąć wśród znajomych albo za kilka lat uchodzić za eksperta, wymieńcie przy najbliższej dyskusji te nazwiska:
- Thomas Campaniello – 15 lat, napastnik, Empoli FC
- Miles Obodo – 16 lat, napastnik, Swindon Town
- Mike Huras – 17 lat, napastnik, Ruch Chorzów
- Dominic Vavassori – 18 lat, napastnik/skrzydłowy, Atalanta Bergamo
- Levis Pitan – 18 lat, środkowy obrońca, Sheffield United
- Philip Amaro Buczkowski – 18 lat, skrzydłowy, Schalke 04
- Junior Nsangou – 18 lat, napastnik, Blackburn Rovers
- Guilherme Zimovski – 19 lat, skrzydłowy, Capivariano Futebol Clube
- Gabriel Knesowitsch – 19 lat, środkowy obrońca, Cuiaba Esporte Clube
- Santiago Hezze – 22 lata, defensywny pomocnik, Olympiakos