Czy istnieje życie po Kamilu Gliku? Kto nie pęknie na robocie

Jeśli Kamil Glik zagra we wszystkich pozostałych w tym roku meczach reprezentacji Polski, to spokojnie przekroczy granicę stu występów w kadrze. Brak tego osiągnięcia byłby sensacją, ale Czesław Michniewicz nie może pozwolić sobie, by równocześnie nie inwestować w zawodnika, który zastąpi zasłużonego stopera – twierdzi Michał Zachodny, komentator Viaplay.

To nie tak, że Glika ktokolwiek z reprezentacji wygania. Nie po finale baraży ze Szwecją, gdy na jednej nodze, po kilku tabletkach przeciwbólowych i z zaciętą miną zagrał 90 minut, wybił każdą piłkę, która była kopnięta mniej więcej w jego kierunku. To był występ pomnikowy, którym – niezależnie od formy klubowej – zasłużył sobie na wyjazd na mistrzostwa świata do Kataru. Tam pewnie też odegra ważną rolę w środku obrony reprezentacji.

Ale ten temat wróci, bo już się pojawiał przy okazji poprzednich turniejów: po mundialu w Rosji, po EURO 2020. „Tyle razy już mnie skreślaliście”, „Tyle razy już słyszałem, że nie jestem potrzebny” – tak zdarzało się mniej lub bardziej oficjalnie mówić Glikowi, choć wywiadów udziela bardzo rzadko. Jak na zastępcę kapitana, jak na pozycję w kadrze jego ekspozycja jest po prostu słaba, zwłaszcza w porównaniu do Roberta Lewandowskiego. Tych skrajności w zestawieniu duetu liderów kadry jest więcej, ale łączy nas obawa: nie ma po nich życia w kadrze.

Bo przecież takich modeli jak Glik już nie produkują. Ostatnio Włosi żegnali Giorgio Chielliniego, a przecież to obrońca niemal cztery lata starszy od Polaka. I tam też ten proces rozbijał się o kwestie, które doskonale znamy, choć z innego poziomu, m.in. przystawanie do nowoczesnego futbolu. Tylko w trakcie ubiegłorocznego Euro nie miało to żadnego znaczenia, bo Włoch zagrał fenomenalnie, właśnie dzięki temu, jaki jest na boisku. Prawdziwy. I Glik jest najbliższy w Polsce temu, co mieli Włosi

Przeciąganie liny od środka

Jednak Polska może nie pozwolić sobie przeciągnąć tego okresu o kilka kolejnych lat, w oczekiwaniu na sportowy sukces. Po pierwsze, biało-czerwonych rozlicza się z awansów na wielkie turnieje, nie walki o międzynarodowe trofea. Po drugie, Chiellini poprzedni sezon grał na poziomie Serie A, Glik już jest w lidze niższej. Po trzecie, nie on jeden zawalił w meczu z Belgią, ale poziom rywali i to, co robili z 34-latkiem pokazał, że w pewnych spotkaniach już dzieje się dla niego za szybko. Już nie da się nadrobić blokiem tego, że wcześniejszy brak doskoku oznaczał, iż rywal mógł odwrócić się z piłką.

Powody, by o tej zmianie pokoleniowej zacząć myśleć na bardziej poważnie są przecież także czysto taktycznie. Glik gra na zakładkę. W meczu ze Szwecją była czasami ona nawet kilkunastometrowa, z Belgią – mniejsza, ale i tak wpływająca na to, że przeciwnicy wgrywali sobie piłkę między linię obrony i pomocy jak chcieli. Bo ta druga formacja wyskakiwała do pressingu, a pierwsza – ani drgnęła. To determinuje grę reprezentacji w każdej fazie pressingu, otwiera jej formacje, zamiast spójności zespół się rozłazi. Nie wszyscy rywale to wykorzystają, ale tym najlepszym się to uda kilka razy.

Te problemy pojawiały się w ostatnich latach częściej, niż wam się wydaje. W Lidze Narodów z Włochami i z Portugalią, ale też w spotkaniach, gdy to Polacy musieli być faworytami, rozgrywać i bronić daleko od własnej bramki. Dlatego Paulo Sousa próbował życia bez Glika, choć sparzył się już w swoim debiucie. Zresztą, nawiązując do dwóch kapitanów kadry, to rozdarcie jest widoczne nie tylko po planach kolejnych selekcjonerów. Lewandowski otwarcie mówi po meczach reprezentacji, że chce zespołu odważniejszego, dłużej trzymającego piłkę na połowie przeciwnika. Glik też może tak grać, ale bardziej pasuje mu niska obrona, mało przestrzeni za plecami, wybijanie niż dominowanie. 

I de facto klęska w Brukseli także wzięła się z tego, że Michniewicz chciał pogodzić pomysły liderów. – Mecz z najlepszymi przypominają maraton, do 25 kilometra każdy ma szansę dotrzeć, dopiero potem zaczyna się zabawa – mówił selekcjoner po spotkaniu. I tak było z Polską, ale we wskazanym momencie Lewandowski z boiska zszedł, a wyczerpany próbami skoków pressingowych i gry na utrzymanie zespół został rozbity przez Belgów. Nie było ani doskoku, ani skracania pola gry – tak punktował zespół kapitan w wywiadzie w TVP.

Wiemy, kogo szukamy?

Polskiemu kibicowi też wydaje się, że po drugiej stronie trawa jest bardziej zielona, że ten obrońca, który występuje w klubie, a w kadrze nie, to musi być od Kamila Glika lepszy. Przyzwyczailiśmy się, że te teorie są szybko weryfikowane. Patrzymy za lepszym – za kimś szybszym, zwrotniejszym, z lepszym rozegraniem – ale najlepszy wciąż jest on. Tu nie ma co się obrażać, bo przecież sam Glik grywał nie tylko z Bednarkiem, ale miewał obok siebie Michała Helika, Sebastiana Walukiewicza, Kamila Piątkowskiego, Pawła Dawidowicza, Marcina Kamińskiego… I na dobrą sprawę nikt nie okazał się rozwiązaniem, które dziś uznawano by za realną alternatywę.

Nawet Jan Bednarek gra inaczej jako pół-prawy w dwójce stoperów, niż gdy jest po lewej stronie Glika. To normalne dla prawonożnego zawodnika, że inaczej się ustawia do przyjęcia piłki, innych szuka podań, nawet w grze jeden na jednego z przeciwnikiem różnica jest odczuwalna. Tymczasem ten duet zagrał od pierwszej minuty już w 27 spotkaniach, w dziesięciu nie stracił bramki. Jednak od dwóch i pół roku takich meczów były już tylko dwa: ze Szwecją i Albanią. Wcześniej największa ich liczba przypadła na eliminacje EURO 2020, gdzie rywale byli po prostu niskiej jakości, a i tak kadrę Jerzego Brzęczka krytykowano za pragmatyczny styl.

Czesław Michniewicz też szuka. Nie wybrał ustawienia z trójką środkowych obrońców, bo nie miał do tej pory stopera z lewą nogą, dla którego wprowadzanie piłki z tej pozycji nie byłoby takim wyzwaniem. W Rotterdamie zdecydował się na eksperyment i dał zadebiutować Jakubowi Kiwiorowi, którego znał z kadry młodzieżowej. Przed meczem, gdy udzielał wywiadu TVP, selekcjoner mówił o tym, że „kiedy, jak nie teraz”. Nie brzmiał jednak entuzjastycznie, bardziej wydawał się pogodzony z tym, co może czekać jego drużynę przeciwko Holandii.

Cena inwestycji

Jednak Kiwior nie zawiódł. W pierwszej połowie miał osiem wybić, o dwa mniej niż cała reszta drużyny, po meczu też był w tej klasyfikacji najlepszy. Podobnie w liczbie przechwytów, dorzucił dwa odbiory, przechwyt, wygrany pojedynek w powietrzu i na pewno wrażenie, że (jakby to zapewne ujął sam Glik) „nie pęka na robocie”.

Michniewicz miał powiedzieć Kiwiorowi przed meczem, żeby pokazał się z jak najlepszej strony, ale nie pokazywał wszystkiego. Bo to, czym 20-latek się wyróżnia zrobił w Rotterdamie ledwie raz, puszczając się w rajd z piłką bliżej lewego skrzydła, mijając dwóch rywali, zanim zatrzymał go trzeci. Selekcjoner wiedział, jak efektowne bywają te wycieczki, że są mecze w których tak tworzy przewagę. W kadrach młodzieżowych (U20, U19) jego odważne wprowadzanie piłki pokazywano jako wzorcowe. Jednak Michniewiczowi zależało, by z Holandią skupił się na zadaniach obronnych i z nich wywiązał się jak najlepiej.

Może w tym też leży prawda, że po prostu podejście do poszukiwań zastępcy Glika było błędne. Myślano o cechach, których 34-latek nie posiada, zamiast skupić się na tym, że następca powinien grać podobnie. Być gotowym tyle poświęcać (nawet zdrowie), blokować, wybijać, przepychać się z rywalami, ile tylko trzeba, by osiągnąć wynik. Kiwiorowi daleko do produktu skończonego, przecież w Spezii w Serie A nie gra na nominalnej pozycji, ale znów warto wrócić do najważniejszego: „nie pękł na robocie”. Reprezentacja Polski nie ma takiej puli talentów, by podobne sygnały lekceważyć.

To nie jest apel o pierwszy skład dla Kiwiora. Bardziej: szukając następcy Glika patrzmy na piłkarzy, którzy tych cech wspólnych mają więcej niż mniej. Zresztą w ich historiach jest coś podobnego: wczesny wyjazd zagraniczny do uznanej marki (Real, Anderlecht), brak przebicia się i powrót na futbolową prowincję (ligi polska i słowacka), wczesne wejście w seniorską piłkę i wyjazd do Włoch przy pierwszej okazji. Kiwior ma już ponad sto występów na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, debiut w kadrze i wszelkie predyspozycje, by patrzeć przed siebie. To może jeszcze nie jest pora, by definitywnie żegnać i zmieniać, ale zdecydowanie czas, by w takich piłkarzy inwestować.

Fot. Twitter

Udostępnij

Translate »