Czy Saudyjczycy znowu schowają się do jaskini na cztery lata?

Mecz Polski z Arabią Saudyjską, poza oczywistym zachwytem nad naszą sytuacją w grupie, wyłonił kolejnego wroga narodowego – pospolite „nurkowanie” należy bowiem do grzechów niewybaczalnych. Między strumieniami łez, Arabowie pokazali się jednak jako drużyna naprawdę mocna i zgrana, z kilkoma nazwiskami, o których po prostu chcielibyśmy słyszeć częściej, niż raz na 4 lata. Czy mundial może być tym bodźcem, który wreszcie skruszy mur?

Saudyjczykom (a raczej – saudyjskim oficjelom) zawsze nadzwyczaj pasowało, kiedy ich reprezentacja z wielkich turniejów wracała na tarczy, bo nie musieli użerać się z jakimikolwiek ofertami naiwniaków z zachodu. Kiedy Saeed Owairan (gwiazda dzisiejszej FIFY) strzelał jedną z najpiękniejszych bramek w historii mundialu, nałożono oficjalny zakaz wyjazdu piłkarzy (by go… ekhem… chronić).

Zakaz ten zniesiono 4 lata później (w 1998 roku), natomiast liga ani myślała ułatwiać drogi poza Arabię. Sami Al Jaber (również znany szerszej publiczności dzięki FIFIE) co prawda trafił na krótkie wypożyczenie do Wolves, ale Al-Hilal stanowczo zablokowało możliwość transferu definitywnego.

Przez następne dwie dekady ten temat niemalże umarł. Sęk w tym, że kultura w której rozwijały się przyszłe pokolenia Arabów, nawet im takich głupot nie podsuwała. Gros piłkarzy wywodzi się z bogatych rodzin, więc pieniądze nie są dla nich znaczącym motywatorem. A wychowanie w ideach (niezbyt lubianego poza Arabią) salafizmu tym bardziej nie malowało w ich oczach zachodniego grania w nazbyt jasnych barwach.

Jedna jaskółka…

Pewnego rodzaju przełamanie nastąpiło w 2012 roku, kiedy to Anderlecht zdecydował się sięgnąć po kapitana reprezentacji, Osamę Hawsawiego. Stoper jednak w ogóle się nie odnalazł w Belgii i zagrał wyłącznie jeden mecz pod wodzą Johna van der Broma, który na odchodne pochwalił etykę treningową Saudyjczyka.

Ważnym przykładem w tej dyskusji jest też profil syryjskiego napastnika, który trząsł saudyjską ligą w ubiegłej dekadzie – Omar Al Soma w barwach Al-Ahli strzelił bowiem 193 bramki w 240 meczach, rok w rok zakładając koronę króla strzelców.

Zapracował sobie na kontrakt w wysokości… 212 tysięcy euro tygodniowo, własnowolnie wyrzucając kluczyk do swojej złotej klatki. – Dobrze wiem ile się zarabia w tej lidze – przyznał Herve Renard. – Może gdyby wpłynęła oferta z Manchesteru City, mieliby nad czym się zastanawiać – śmieje się selekcjoner Saudyjczyków.

https://superbet.pl/rejestracja?bonus=THESPORT

Niestety, analogicznie można opisać położenie Mohamed Kanno, czyli gościa, który po dwóch meczach mistrzostw czyta o sobie w internecie, że jest być może najlepszym dotąd piłkarzem całego turnieju. Porównywany do Pogby czy Moussy Dembele Saudyjczyk rozbudził już wyobraźnię wszystkich social-mediowych skautów, którzy przerzucają się analizami jego gry.

Bo naprawdę jest co analizować. Kanno najpierw zdominował drugą linię Argentyny (poniżej nagranie, w którym zakończył karierę Christiana Romero), a potem odprowadził do szkoły pomocników naszej reprezentacji. Nawet komentujący mecz Marcin Żewłakow się rozmarzył, sugerując, że Kanno bez większych kompleksów mógłby wejść do ligi belgijskiej czy nawet francuskiej.

I tu mamy kluczowe pytanie – ile Kanno zarabia w Arabii? Część źródeł donosi, że 2 miliony dolarów rocznie, czyli 41,6 tysięcy na tydzień. Sugerując się jego wyceną na transfermarkcie, w tym samym profilu co on (wartość, wiek, pozycja) znajdują się m.in. Radosław Murawski z Lecha Poznań czy Jay Fulton ze Swansea. Obaj razem wzięci inkasują ledwo ponad 10 tysięcy dolarów.

Idąc dalej, do porównania dorzucam dwóch (także analogicznych) piłkarzy z lig, w których widziałby Kanno Żewłaków, czyli Xekę i Caspera Nielsena, wartych kolejno 8 i 7 razy więcej od Saudyjczyka. Obaj zarabiają ponad dwukrotnie mniej.

To byłby transfer poza zasięgiem jakiejkolwiek racjonalności.

Spróbujcie go utrzymać

Dwa pozostałe nazwiska, które błyszczą w drużynie Renarda, to Salem Al Dawsawi i Saud Abdulhamid. O ile ten pierwszy już na swojej karierze może powoli stawiać krzyżyk (30 lat i nieudana „przygoda” w Hiszpanii, gdzie trafił dzięki współpracy La Ligi z Saudi Pro League), natomiast drugi z nich jest największą nadzieją saudyjskiej piłki.

Abdulhamid jest 23-letnim obrońcą, który może grać na obu bokach defensywy. Jest szybki, dysponuje świetnym dośrodkowaniem, a do waleczności we własnym polu karnym dokłada duże umiejętności w ustawieniu. Przeciwko ofensywie Argentyny wyglądał jak, nie sięgając po bardziej wyrachowane słownictwo, szef.

Przede wszystkim jednak jest jeszcze w takim wieku, że nie zdążył się jeszcze zaplątać w pajęczynie, jaką jest jego rodzima liga. Nieliczne źródła podają, że zarabia około 14 tysięcy funtów tygodniowo, czyli mniej więcej tyle ile dostawali najbardziej obiecujący piłkarze z akademii w Premier League.

Abdulhamid to przede wszystkim ogromny test dla saudyjskiej piłki – to szansa odpokutować schowanie przed światem Al Owairana i Al Jabera, a zarazem pierwszy od dwóch dekad nacisk z zewnątrz, by pójść na kompromis ze swoją kulturą i przekonaniami (do czego Arabowie nigdy nie byli chętni).

Trzymamy rękę na pulsie (a w drugiej ściskamy kciuk), licząc na integrację zupełnie nowej narodowości na arenie wielkiej piłki. Rozum jednak podpowiada, by nacieszyć się (być może ostatnim) meczem Saudyjczyków z Meksykiem, bo następna okazja by ich oglądać może być za 4 lata.

Podobają Ci się nasze teksty? Wesprzyj nas na BuyCoffee! To dzięki Wam treści na TheSport.pl nadal mogą być ogólnodostępne. Dziękujemy za regularne odwiedzanie naszego portalu!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Fot. Twitter

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »