Czy siatkówka potrzebuje zmian proponowanych przez FIVB?

Podczas tegorocznej siatkarskiej Ligi Narodów światowa federacja postanowiła wprowadzić nowinki oraz zmiany, których celem było usprawnienie meczów, skrócenie czasu ich trwania oraz uatrakcyjnienie widowiska dla kibiców. Jesteśmy już po fazie interkontynentalnej, przed nami turnieje finałowe pań i panów. Czy zmiany te osiągnęły zamierzony efekt i sprawiły, że siatkówka stała się bardziej atrakcyjna i zrozumiała dla przeciętnego kibica? Głosy trenerów, graczy, ekspertów oraz kibiców mówią, że wręcz przeciwnie.

Pierwszą i podstawową zmianą, którą wprowadziła FIVB, była modyfikacja systemu rozgrywek. Dotychczas w VNL startowało 16 zespołów i każdy grał z każdym, więc w fazie zasadniczej każda reprezentacja rozegrała 15 spotkań. W tym roku FIVB odjęła każdej reprezentacji po 3 mecze i tym samym faza zasadnicza liczyła dla każdego z zespołów 12 spotkań. Zmiana ta tłumaczona była mniejszym obłożeniem kalendarza i chęcią zapewnienia graczom większej ilości czasu na odpoczynek. Jednak czy te 3 spotkania zrobiłyby aż taką różnicę? Przez nią system rozgrywek stał się niezrozumiały. Trener Jakub Bednaruk w jednym z programów Kanału Sportowego zastanawiał się, według jakiego klucza te mecze rozdzielała FIVB i nie mógł tego zrozumieć. Doprowadziło to do takiego absurdu, że reprezentacja Polski była obecna razem z reprezentacją Serbii na każdym z trzech turniejów, w których brała udział, czyli w Ottawie, Sofii oraz w Gdańsku. Obie kadry spały w jednym hotelu, zawodnicy mijali się w szatniach na hali, a mimo to nie stanęli ze sobą po przeciwnych stronach siatki. Poza Serbami Polacy nie zagrali również z Japonią oraz Niemcami. Zwłaszcza pojedynek z tą ostatnią reprezentacją budziłby w kibicach duże emocje, ponieważ trenerem naszych zachodnich sąsiadów jest Michał Winiarski – mistrz świata z 2014 roku. Zmiana ta miała wyjść na plus, a jednak wprowadziła konsternację wśród fanów i mało kto rozumie, dlaczego system rozgrywek wygląda w ten sposób.

Następną zmianą w systemie rozgrywek było odejście od klasycznej i słynnej już formuły rozgrywania turnieju finałowego, czyli Final Six. Polegała ona na tym, że 6 najlepszych zespołów po fazie zasadniczej łączono w 3-zespołowe grupy, z których po 2 drużyny wychodziły do półfinałów. W tym roku tę formułę zastąpiono Final Eight. Oznacza to, że 8 najlepszych zespołów po fazie zasadniczej gra ze sobą ćwierćfinały na podstawie klucza 1-8, 2-7, 3-6 oraz 4-5. W półfinałach zmierzą się zwycięzca meczu 1-8 ze zwycięzcą meczu 4-5. Analogiczna sytuacja ma miejsce w przypadku par z miejsc 2-7 i 3-6. W tym nie ma żadnej kontrowersji, wszystko jest jasne, przejrzyste i dla każdego zrozumiałe. To, że gospodarz turnieju finałowego (u pań Turcja, u panów Włochy) ma zapewniony udział w Final Eight też jest zrozumiałe. Kontrowersje wzbudziło co innego. Gdyby gospodarz turnieju finałowego zajął po fazie zasadniczej miejsce poniżej 8. to właśnie z tym numerem byłby rozstawiony w Final Eight. Jednak gdyby znalazł się na miejscach 1-8 po fazie zasadniczej to z automatu rozstawiony jest z numerem 1 w turnieju finałowym. O ile w przypadku panów o kontrowersjach mówić nie można, ponieważ Włosi zajęli pierwsze miejsce po fazie zasadniczej i to rozstawienie im się należy, o tyle w przypadku pań Turczynki zajęły 7. miejsce w fazie zasadniczej. W ćwierćfinale zagrają zatem z 8. zespołem, czyli Tajlandią. Wśród kibiców ten fakt wzbudził duży niesmak. Tego samego zdania jest Zbigniew Bartman, były reprezentant Polski, który na antenie Kanału Sportowego takie postępowanie światowej federacji nazwał wprost „patologią”. 

Embed from Getty Images

Inną zmianą, która w zamyśle FIVB miała upłynnić i usprawnić widowisko była rezygnacja z odgrywania hymnów narodowych przed startem każdego meczu. Zamiast tego gracze wybiegali na boisko w specjalnej oprawie, która na każdym turnieju była inna. Ten fakt również nie spodobał się kibicom i siatkarskiemu środowisku. Wyjątkiem od tego był turniej w Gdańsku, gdzie przed każdym meczem reprezentacji Polski odgrywany był Mazurek Dąbrowskiego oraz hymn przeciwników. Stało się tak za sprawą nacisków na FIVB ze strony Polsatu Sport. Jednakże tylko w polskim przekazie telewizyjnym kibice mogli słuchać hymnów. W przekazie międzynarodowym w tym czasie leciały… kompilacje z innych meczów. Krytycznie do całej sprawy odniósł się Marek Magiera, dziennikarz Polsatu Sport, oraz osoba od lat odpowiedzialna za oprawę kibicowską meczów reprezentacji Polski. W swoim felietonie dla strony polsatsport.pl napisał: „Nie wiem, kto w FIVB podjął decyzję, żeby przed meczami Ligi Narodów nie odgrywać hymnów państwowych i nie chcę wiedzieć, bo nawet przy moim łagodnym usposobieniu, myślę że w najlepszym przypadku co najmniej bym temu komuś dość mocno nawtykał. Naprawdę nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby rezygnować z najpiękniejszej i najważniejszej chwili dla każdego sportowca i przede wszystkim kibica”.


Czas przejść do zmian, które dla kibica były widoczne podczas gry. Standardowo w siatkówce nie ma przerw technicznych, a każdy trener może wziąć w czasie jednego seta dwie przerwy na żądanie, które trwają 30 sekund. Podczas Ligi Narodów zabrano trenerom jedną przerwę, a zamiast niej wprowadzono obowiązkową minutową przerwę techniczną po 12. punkcie zdobytym przez pierwszy z zespołów. Ta zmiana miała skrócić czas trwania poszczególnych setów o kilkadziesiąt sekund, a finalnie… suma przerw i tak wyniosła 2 minuty. Przez zabranie trenerom jednego czasu ograniczono im możliwości taktyczne. Wiele razy szkoleniowcy decydowali się wziąć czas, gdy w pole zagrywki u rywala szedł jego najgroźniejszy w tym elemencie gracz. Podczas VNL trenerzy nie mogą swobodnie brać przerw, bo muszą kalkulować, czy w późniejszej fazie seta ta przerwa nie będzie bardziej potrzebna.

Zmianą widoczną gołym okiem dla każdego kibica jest przeniesienie ławek rezerwowych na stronę sędziego głównego, a nie asystenta. To powoduje, że kibice w przekazie telewizyjnym widzą jak na wydarzenia boiskowe reaguje trener oraz gracze rezerwowi. Dla szkoleniowców jest to jednak uciążliwe. Do wszystkiego odniósł się trener reprezentacji Polski – Nikola Grbić w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”: „Nie mogę teraz swobodnie porozmawiać z asystentem, bo kilka metrów ode mnie stoi sędzia, który teraz znajduje się po tej samej stronie, co ławka trenerska. To wszystko przez telewizję. Decyzje podejmuje osoba, która nigdy nie miała nic wspólnego z siatkówką”.

Następną propozycją ze strony FIVB jest brak zmiany stron pomiędzy setami. Standardowo w siatkówce po każdym secie drużyny zmieniają stronę, oraz po 8. punkcie w ewentualnym tie – breaku. W tej edycji VNL drużyny każdy set grają po tej samej stronie. To również spotkało się z krytycznym odzewem wśród trenerów. Szkoleniowiec reprezentacji Serbii Igor Kolaković w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” zwrócił uwagę na ten problem: „Podczas tegorocznego turnieju Ligi Narodów w Kanadzie moim siatkarzom trochę przeszkadzał jeden z ekranów. Myślę, że to wpływało na ich grę, jednak nie mogliśmy zamienić się stronami, więc byliśmy pokrzywdzeni”.

Embed from Getty Images

Kolejną zmianą zaproponowaną przez FIVB jest wprowadzenie zegara odmierzającego czas do wykonania zagrywki. Normalnie w siatkówce jest tak, że po zakończonej akcji zawodnik idzie w pole zagrywki i od gwizdka sędziego ma 8 sekund na jej wykonanie. Gdy tego nie zrobi drużyna traci punkt. W VNL Światowa Federacja wprowadziła przepis na podstawie, którego wraz z końcem akcji zegar postawiony na bandach reklamowych włączał się i odmierzał 15 sekund. Tyle czasu mają gracze na celebrację punktu, udanie się w pole serwisowe oraz wykonanie zagrywki. Pomimo tego zegara zawodnik i tak musiał czekać na gwizdek sędziego i nie mógł przed nim rozpocząć akcji. Zmiana ta również miała na celu skrócenie meczów. Wśród graczy opinie na temat tej zmiany były podzielone. Jedni byli neutralni, inni ją krytykowali. Do pierwszej grupy zaliczali się Bartosz Kwolek, oraz Marcin Janusz, którzy w rozmaitych wywiadach mówili, że dla nich to nic szczególnego, po prostu biorą piłkę i wykonują zagrywkę. W opozycji do nich stanął Nimir Abdel-Aziz, kapitan reprezentacji Holandii oraz jeden z najlepiej zagrywających graczy na świecie. Powiedział on, że potrzebuje chwili skupienia przed każdą zagrywką, aby mógł jak najmocniej i jak najbardziej precyzyjnie posłać piłkę na drugą stronę, a teraz wszystko musi robić w biegu i nie rozumie tej zmiany. Finalnie gracze znaleźli na to bardzo proste rozwiązanie. Jeśli poprzednia akcja trwała długo to gracze wołali dzieci odpowiedzialne za wycieranie parkietu, a wtedy zegar się zerował i 15 sekund nie odmierzał, a gracz zagrywający mógł spokojnie udać się w pole serwisowe i skupić na wykonaniu zagrywki. Zawodnicy przechytrzyli FIVB i znaleźli rozwiązanie na przepis, który nie do końca im pasował.

Kolejną nowinką, do której musieli przyzwyczaić się szkoleniowcy było to, że według przepisów FIVB, aby skorzystać z wideoweryfikacji, należy niezwłocznie przerwać akcję na tablecie oraz przyciskiem za to odpowiedzialnym gdy tylko dostrzeże się błąd przeciwnika. W ligach europejskich jest inaczej – można akcję dograć i dopiero po jej zakończeniu zgłaszać obiekcje co do jej przebiegu. Ofiarą tego przepisu padła reprezentacja Polski w meczu przeciwko Francji podczas VNL. Trener Grbić zauważył błąd po stronie francuskiej i chciał jak najszybciej zgłosić to sędziemu, ale tablet odpowiedzialny za zgłaszanie wideoweryfikacji… zaciął się. Finalnie punkt przyznany został Francuzom pomimo tego, że należał się Polakom. Grbić w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” bardzo krytycznie odniósł się do sprawy: „Podczas turnieju Ligi Narodów w Kanadzie graliśmy z Francją. Ich zawodnik rzucił się po piłkę. Widziałem, że dotknęła ziemi. Odwróciłem się i chciałem wziąć challenge, ale tam trzeba jeszcze wybrać, co chcemy sprawdzać. Zanim powiedziałem, co i jak, i zanim wcisnęliśmy odpowiedni przycisk, akcja się skończyła. Usłyszałem od sędziego: Nie możesz. Już jest po akcji. Mówię: Ale próbowałem! Co ja miałem zrobić? Rzucić coś na boisko, żeby przerwać akcję?”. Grbić dodaje: „FIVB działa jak chce. Ich doradcami są ludzie od telewizji, którzy nie mają z siatkówką nic wspólnego, więc patrzą tylko na kwestie związane z transmisją. Jako środowisko nie jesteśmy pytani o zdanie, a informowanie nas o zmianach sprowadza się do stawiania nas przed faktem dokonanym. Takie podejście to szaleństwo”. To kolejny kamyczek do ogródka FIVB, która zamiast uatrakcyjniać widowisko, uprzykrza życie najważniejszym jego bohaterom, czyli graczom oraz trenerom. 

Chyba ostatnią już nowinką, którą chce wprowadzić FIVB, aby uatrakcyjnić widowisko dla kibiców są wywiady z trenerami, które mają być przeprowadzane po drugim secie każdego meczu podczas turniejów finałowych. Trenerom jest to jednak mocno nie na rękę. Ogranicza to możliwość rozmowy z zespołem. Tę zmianę krytykują uznani szkoleniowcy, począwszy od trenera naszej reprezentacji, który mówił w rozmowie z PAP: „Między setami mam pięć minut na rozmowę z zawodnikami. To czas, by pewne rzeczy przeanalizować i poprawić, a teraz będą prosić mnie na wywiad do telewizji. I co ja mam powiedzieć?! To nie ma żadnego związku z siatkówką, naszym sportem. Robimy to, bo tak robi UEFA, bo takie rozmowy są w NBA, więc ktoś stwierdził, że dorzuci sobie do tego jeszcze jeden sport. Mam tego dość! Mam dość tego, że musimy się wiecznie do czegoś adaptować!” Wtóruje mu Igor Kolaković, trener reprezentacji Serbii: „Nie wiem, dlaczego ktoś to wymyślił. Ja oczywiście udzielę takiego wywiadu, ale jestem przekonany, że wielu trenerom to będzie przeszkadzało w skupieniu. Będą myśleć o tym, że powinni być w tym czasie z drużyną. Poza tym to będą rozmowy na zasadzie: Dobrze zagraliśmy w obronie, serwis był trochę gorszy, bla bla bla”.

Fabian Drzyzga – dwukrotny mistrz świata powiedział niedawno w programie „Mój pierwszy raz” na antenie Kanału Sportowego, że siatkówka jest sportem „półprofesjonalnym”. Światowa federacja swoimi działaniami zdaje się potwierdzać tę tezę. Zmiany miały uatrakcyjnić i usprawnić widowisko, a spotykają się z dużą krytyką i niezadowoleniem ze strony najważniejszych postaci w siatkówce. W Lidze Narodów, która jest produktem komercyjnym, można sobie na takie „udziwnienia” pozwolić, jednakże na turniejach rangi mistrzowskiej takie zmiany mogą być podwójnie uciążliwe. Na szczęście ze środowiska płyną głosy, że na mistrzostwach świata rozgrywanych na przełomie sierpnia i września bieżącego roku w Polsce i Słowenii, z większości tych zmian FIVB ma zamiar się wycofać.

Autor: Marcin Gałązka

Udostępnij

Translate »