Dlaczego każdy kibic powinien znać historię Le Sauxa?

Świat futbolu maleńkimi kroczkami otwiera się na społeczność LGBT (i chwała mu za to). Wielu jednak uważa, że do mentalnej transformacji brakuje jednej wiodącej postaci, która dałaby mocny sygnał do skruszenia muru. A co jeżeli taka postać już w piłce była, lecz 30 lat zbyt wcześnie? Gość, którego David Beckham nazwał peałem, a Robbie Fowler go prowokacyjnie zachęcał, by wyuchał go w dupę? Ten człowiek to Graeme Le Saux, mimowolny ambasador homoseksualności, który od od zawsze był i jest heteroseksualny.

Luty 1999 roku. Trybuny na Stamford Bridge zawrzały, kiedy Robbie Fowler brutalnym faulem powalił Greame’a Le Sauxa, po czym szczeniacko nie pozwalał mu wznowić gry. Widząc, że koledze z reprezentacji zaczyna iść para z uszu, Fowlerowi zapaliły się oczy. Shithousing – tak to lubią nazywać na Wyspach. Klepnął się w zad, po czym, trzymając kontakt wzrokowy z Le Sauxem, krzyknął:

– Chodź, wy*uchaj mnie w dupę, cioto!

– Chłopie, jestem żonaty…

– Elton John też był! (Czy ta riposta rzeczywiście padła, nie wiadomo. Le Saux twierdzi, że Fowler wymyślił ją, żeby wypaść zabawnie w swojej biografii).

Zaczepka rodem ze szkolnego boiska – ani elokwentna, ani wyszukana. Ale dla piłkarza Chelsea to była ta jedna kropla, która przelała czarę goryczy. Przez głowę Le Sauxa myśli przelewały się w takim tempie, że nie nadążał.

Pomyślał o swojej małżonce Marianie, która razem z ich 9-tygodniową córką siedziały na trybunach. Pomyślał o swoim środowisku, z którego od lat nie mógł liczyć na wsparcie. Oczami wyobraźni widział tytuły jutrzejszego „Maila” i „The Sun”. Wreszcie skumulował w myślach całe 8 lat miażdżącego upokorzenia i zamknął je w osobie tego pajaca Fowlera.

Nie wytrzymał.

Zdzielił go z łokcia tak mocno, że zamroczyło ich obu. Szczęśliwie chyba jedynym człowiekiem, który tego starcia nie widział, był arbiter – obaj zostali ukarani przez komisję ligi, choć, co z kronikarskiego obowiązku podkreślić należy, większą karę dostał Fowler, w którego akta dopisano jeszcze prowokacje.

Inny niż wszyscy

Największym „grzechem” Le Sauxa było to, że nie wklejał się w obraz stereotypowego piłkarza lat 90. Nie pchało go w kierunku kultury macho, picia w umór i przepalania fortun w zakładach bukmacherskich. Zamiast tego spędzał czas wśród studentów sztuki, ubierał się jak oni, a w klubowym autobusie wyciszał się czytając lewicowego „Guardiana”.

Niestety, niewiele więcej było trzeba, by stworzyć wokół siebie teorie spiskowe. W szatni kilkukrotnie usłyszał wyburczane pod nosem inwektywy, czasem nawet od trenerów. Nonkonformistycznie jednak trzymał się swojego stylu życia, kosztem szydery i ciągłego wystawiania kondycji psychicznej na próbę.

Latem 91’ roku, 22-letni Graeme, który dopiero zaczął ugruntowywać swoją pozycję w pierwszej jedenastce, wyjechał na wakacje z Kenem Monkou, kolegą z szatni Chelsea. Kiedy wrócili, by zacząć pracę w okresie przygotowawczym, ktoś w szatni, jak to w szatni, szyderczo spytał Graeme’a czy obozował z Kenem.

To była pierwsza kula śniegu, która w mgnieniu oka zamieniła się w lawinę. A pchnął ją, czego do dziś żałuje, sam Le Saux, który – zamiast zbyć „zarzuty” śmiechem, przyjął pozycję obronną i z dużymi nerwami zaprzeczał. I choć nikt w szatni nie wierzył, że jest gejem, nie dawali mu spokoju choć na sekundę. Tak zwany banter, pozwalając sobie znów na sięgnięcie do anglosaskiego.

Nie wiadomo którym kanałem (choć bez większego zaskoczenia – plotki w środowisku są nadzwyczaj nośne), „sekret” Le Sauxa wypłynął i rozprzestrzenił się po trybunach. I tak, za wakacje z przyjacielem i Guardiana pod pachą, Le Saux przypłacił wysłuchiwaniem przyśpiewek o tym, jak bardzo „lubi w dupę”.

Namacalny cynizm

Dlaczego wątek Graeme’a Le Sauxa jest dziś tak ważny? Wygrzebałem tę historię, po tym jak w osłupienie wprowadził mnie Gary Lineker, przekonując „będących jeszcze w szafie” homoseksualnych piłkarzy, by z nich wyszli podczas Mundialu w Katarze. W niezbyt pojemnej czaszce Linekera taki „gest” byłby znakomitym manifestem, aktem czystej złośliwości progresywnego zachodu względem katarskiego ciemnogrodu. Proste i genialne.

Historia Le Sauxa, który z powodu zwykłej plotki rozważał zakończenie kariery, pokazała, jak dużo krzywdy potrafią wyrządzić trybuny. Tysiące ludzi, zbitych w bezkształtną, nienawistną masę, przeciwko tobie jednemu, bezsilnemu i sfrustrowanemu.

Powiecie, że to było ćwierć wieku temu i będziecie mieli rację. Od tego czasu nie tylko barwy tęczy zyskują coraz większą ekspozycję na boiskach, ale i byliśmy świadkami kilku coming-outów. W 2016 roku Le Saux, na łamach Guardiana, wskazał na badanie przeprowadzone pośród angielskich kibiców przez BBC. 92% zadeklarowało, że nie mieliby nic przeciwko, by w ich drużynie grał homoseksualny piłkarz. To ładna liczba, dopóki nie odwróci się medalu – aż 8% badanych uznało, że przestaliby z tego powodu oglądać mecze swojego klubu.

Dlatego też, Le Saux, mimo olbrzymiego szacunku do społeczności LGBT, nie widzi przyszłości w tak błazeńsko kolorowych okularach, jak Lineker. Po tym, jak coming-outu dokonano de facto za niego, stał przez całą karierę w obliczu tragicznej ironii – z jednej strony nie widział pół negatywnej konotacji związanej z homoseksualnością, z drugiej zaś sytuacja zmuszała go, by ciągle tę homoseksualność odpierał i od siebie odrzucał.

Dlatego też, gdy się go dziś pyta o to, czy piłka potrzebuje silnych deklaracji, on odpowiada – z troski o swoich młodszych kolegów – że nie.

– Trzeba mieć naprawdę silną osobowość, by to unieść. Będzie bardzo ciężko, ale dopóki to się nie wydarzy, nie będziemy wiedzieć. Może trybuny przywitają cię z otwartymi ramionami, ale szczerze w to wątpię – mówił, w dziś już zamierzchłej i ciemnej ostatniej dekadzie.

Może i cynicznie, ale to ten właśnie cynizm wlały, a wręcz na siłę wstrzyknęły w niego trybuny, które po jego bramkach zmieniały płytę i skandowały jego imię.

Futbol jest cyniczny i dopóki takim będzie, dopóty aktualna będzie historia Graeme’a Le Sauxa.

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »