Dominika Sztandera: Weszłam na właściwe tory
Dominika Sztandera – jedna z najlepszych polskich pływaczek – podsumowuje rok olimpijski, opowiada o zmianach jakie zaszły w jej życiu i treningu, a także opowiada o planach i o tym dlaczego po igrzyskach nie mogła odpocząć.
Rok poolimpijski jest dla ciebie luźniejszy?
Dominika Sztandera: Trochę pewnie tak, ale nie było i nie ma czasu na to, żeby zrobić sobie przerwę, zregenerować się. A ja jestem coraz starsza i mój organizm nie jest już tak wydajny jak to było jeszcze kilka lat temu. Trzeba trenować dalej.
Dlaczego nie ma czasu?
Pływanie – tak jak wiele dyscyplin olimpijskich w Polsce – ma to do siebie, że żeby się z niego utrzymywać trzeba odnosić powtarzalne sukcesy, które zapewnią państwowe finansowanie. Jeżeli pozwoliłabym sobie na dłuższą przerwę, a co za tym idzie straciła formę i nie wywalczyła kwalifikacji na kolejne imprezy mistrzowskie, to trudno będzie kontynuować karierę i finansowanie na tym poziomie. A mogę zdradzić, że podjęliśmy z trenerem decyzję, że „pchamy tez wózek” razem do Los Angeles.
A jak zmieniło się życie Dominik Sztandery po zdobyciu podwójnego mistrzostwa Europy i starcie na igrzyskach olimpijskich?
Szczerze mówiąc niewiele się zmieniło. Na pewno jestem bogatsza o wiele przeżyć, emocji, doświadczeń. Poza tym, my pływacy nie jesteśmy celebrytami, więc dalej robimy swoje w ciszy, spokoju. Co jeszcze się zmieniło? W Paryżu się zaręczyłam, co budziło w naszym kraju dość skrajne emocje.
Naprawdę?
Tak, sporo osób gratulowało, ale były też takie, które mocno krytykowały i to było dla mnie szokujące. Jakby nie patrzyć, nie jestem sportowcem z pierwszych stron gazet, a podczas igrzysk przez chwilę na nich byłam. Media dotarły do informacji, że mój narzeczony oświadczył mi się podczas igrzysk i wycieczki na której byliśmy w Luwrze. Czytałam więc o sobie komentarze, że zrobiliśmy to specjalnie, żeby zaistnieć, że powinnam się zając sportem, a nie szukaniem poklasku w mediach.
Dla nas było to tak zaskakujące, bo nasze zaręczyny w Luwrze były bardzo spontaniczne. W związku z tym, a także faktem, że raz na cztery lata przeciętny Kowalski staje się ekspertem w każdej dziedzinie sportu i wie lepiej od zawodnika i trenera co zrobili dobrze, a co źle, byłam w lekkim dołku psychicznym. Ja chyba nie do końca dźwignęłam te wszystkie negatywne komentarze odnośnie startu polskich pływaków w stolicy Francji. Potrzebowałam czasu, żeby to przetrawić.
Ale igrzyska w Paryżu ostatecznie wspominasz chyba dobrze?
Sam start niekoniecznie. Powiem też szczerze, że pod względem organizacyjnym się trochę zawiodłam. To były mój pierwszy start w tej najważniejszej dla nas imprezie, więc nie miałam porównania. Natomiast bywałam na uniwersjadach np. w Chinach i tam organizacja była na dużo wyższym poziomie niż w Paryżu. Często czekaliśmy na transport na basen, bywało że działy się różne dziwne rzeczy.
Trener mówił mi wcześniej, że igrzyska są specyficzne i że tam nie będziemy tak zaopiekowani jak na mistrzostwach świata czy Europy, które rozgrywane są tylko w naszej dyscyplinie. Rozumiem, że zgrać tyle dyscyplin i tyle ludzi w jednym czasie jest bardzo trudne i ten trud w Paryżu było widać. Piękna natomiast była ceremonia otwarcia, w której miałam okazję wziąć udział. Jestem pewna, że śpiewu Celine Dieon nie zapomnę nigdy.
Pomijając już Paryż, ostatnie dwa lata były zdecydowanie najlepsze w twojej karierze: wywalczyłaś indywidualną kwalifikację olimpijską, zdobyłaś podwójne mistrzostwo Europy, biłaś rekordy Polski. Z czego wynika taki skok Twojej formy?
W bardzo dużym skrócie to w końcu mój organizm i trening jaki wykonuję wjechał na odpowiednie tory. A rozwijając temat to na tę formę miało wpływ bardzo wiele czynników i aż nie wiem od którego zacząć.
Zdiagnozowanie i leczenie ADHD też było jednym z tych czynników?
Zdecydowanie. Zawsze czułam, że działam trochę inaczej niż moje koleżanki, czułam, że coś jest nie tak i w końcu zdecydowałam się to skonsultować ze specjalistą. Okazało się, że mam ADHD, co było przyczyną wielu zachowań na które do końca nie miałam wpływu. Jestem obecnie pod stałą kontrolą, przyjmuję leki i jest mi dużo łatwiej. Bardzo duży wpływ na ustabilizowanie i rozwój mojej kariery miało także poukładanie życia osobistego. Mam narzeczonego, mam do kogo wracać do domu, mam osobę, która bardzo bardzo mnie wspiera i na którą mogę liczyć w każdej sytuacji.
A w samym treningu też coś zmieniliście z trenerem Widanką?
O treningu najlepiej mógłby wypowiedzieć się sam trener, ale tak – zmieniliśmy bardzo dużo. Przede wszystkim mam obecnie bardzo zindywidualizowany plan. Rozpoczęliśmy współpracę z fizjologiem i po badaniach wyszło, że mój organizm jest na tyle specyficzny, że nie mogę trenować tak jak pozostałe dziewczyny z naszej ekipy. Dostosowaliśmy więc sposób treningu do mnie. Mamy trenera przygotowania motorycznego, współpracuję też z psychologiem. Jestem też bardzo wdzięczna Wojsku Polskiemu za wsparcie. Jak widać było po ostatnich dwóch sezonach to wszystko w połączeniu ze sobą zaczęło działać.
Przed tobą kolejny sezon startów, co będzie imprezą docelową?
Będą dwie docelowe. Jestem obecnie w trakcie zgrupowania na Teneryfie. Szlifuję formę, bo w najbliższych tygodniach będą walczyć o wypełnienie minimum i zakwalifikowanie się na mistrzostwa świata. W grudniu natomiast w Polsce rozegrane zostaną mistrzostwa Europy na krótkim basenie. Bardzo się cieszę, bo gospodarzem imprezy będzie Lublin, a ja uwielbiam pływać na tym basenie. Będę więc chciała przed własną publicznością pokazać się z jak najlepszej strony i powalczyć o najwyższe cele.
Fot. Archiwum D. Sztandera