Dwie minuty twitterowej nienawiści wobec sportowców

Koalicja największych federacji światowego sportu zna skalę problemu przemocy psychicznej względem zawodników i zawodniczek, efektem czego ____. I tu musimy pozostawić puste miejsce, bo dysproporcja problemu i przeciwdziałania jest zwyczajnie niepokojąca. Świeże badania tzw. „Threat Matrix”, przepuszczając ocean treści przez sito, ujawniły setki obelg kierowanych do sportowców (a przeanalizowano wyłącznie Twittera). Chcąc nie chcąc, znormalizowaliśmy przestrzeń, w której anonimowe awatary prześcigają się w rzucaniu mięsem. A symbolem całego tego zjawiska jest ot, przecież nieszkodliwa, brązowa małpka 🐵

Media społecznościowe są wspaniałym miejscem. To dość nietypowe zdanie otwierające, bo dziś już z dużą mocą trenduje socialmediowy opozycjonizm (z bardzo, bardzo silnym uzasadnieniem). Można jednak z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że każdy w jakimś stopniu regularny użytkownik wyniósł z nich wymierną korzyść, począwszy od wiedzy, na relacjach i znajomościach wcale nie kończąc.

Sęk w tym, że są też szalenie niebezpiecznym miejscem. Właśnie z takiego założenia wyszła koalicja FIFPro, NBPA i WNBPA, zwracając się do grupy Signify z misją wyłuskania z zalewu internetowych treści te, które w ewidentny sposób można wpisać w kategorię mowy nienawiści.

Tym sposobem:

  • Przebadano ponad 7 milionów tweetów kierowanych do piłkarzy/piłkarek i koszykarzy/koszykarek
  • Odnotowano 1,558 obelżywych wpisów, z 1,455 różnych kont (jak nietrudno wyliczyć, 133 „użytkowników” pozwoliło sobie na więcej niż jeden wylew frustracji)
  • Prawie 200 z nich skategoryzowano jako „groźby wysokiego ryzyka”
  • Podobne badania prowadzono w ubiegłym roku – wówczas (z podobnych liczb) wyliczono, że co trzeci obelżywy wpis jest homofobiczny, a co czwarty – rasistowski.

Można by było założyć, że skoro wykryto i skompletowano tak obszerną bazę danych, ukarano delikwentów, albo PRZYNAJMNIEJ usunięto ich wpisy. Otóż nie do końca – 87% z nich pozostało nietkniętych, co szczególnie rozzłościło piłkarzy, którzy jeszcze przed erą mediów społecznościowych ponosili rzucone im pod nogi banany.

Troy Deeney powiedział, że w jego oczach te raporty są niczym więcej, niż żałosnym prężeniem muskułów. – Pokazują, że są w stanie coś z tym zrobić. Ale zdecydowali się nie robić nic – grzmił były napastnik Watfordu. Niemal identyczne zdanie wyraził Rio Ferdinand, natomiast Thierry Henry zadeklarował swój eksodus z mediów społecznościowych, dodając, że nie wróci, dopóki nie zacznie się przeciwdziałać mowie nienawiści.

Co z tego wynika?

Większość zawodowych sportowców nawet nie zagląda w sekcje komentarzy pod swoimi wpisami. Budują barierę między sobą a kibicami, często wręcz oddając swoje profile do prowadzenia specjalistom. W efekcie pod ich nazwiskiem pojawia się ściana sztucznych i polukierowanych treści, bez jakiejkolwiek interakcji z obserwującymi.

Dlaczego? Bo – co może się wydawać wielu zaskakujące – mają swoje granice. Psychologowie wskazują istotny wpływ online’owej przemocy na ich kondycję psychiczną, styl życia, a nawet występy na boisku. Co więcej, badania wskazują, że gros obelżywych treści płynie zza ich własnych pleców – od własnych kibiców. Nigdzie nie czują się bezpiecznie.

Jednym z kluczowych wniosków badawczych jest zidentyfikowanie tendencji do atakowania sportowców za elementy ich pozasportowej osobowości. „Kibice” wchodzą z butami w ich poglądy, style życia, prywatność. To właśnie tego pokroju hejt okazuje się być często hamulcem dla tych, którzy chcieliby zabrać głos w ważnej dla nich sprawie, ale obawiają się konsekwencji w postaci obelg w social mediach.

To przede wszystkim z tego powodu dopiero w 2021 pierwszy homoseksualny piłkarz dokonał coming outu (bo naiwnym, wręcz głupim byłoby wierzyć, że Josh Cavallo jest jedyną osobą homoseksualną w piłkarskim środowisku).

Football is coming home!

Punktem kulminacyjnym i jednym z kluczowych wydarzeń w dyskusjach o przemocy psychicznej wobec sportowców był finał Euro 2020 (2021), w którym Anglicy na Wembley ulegli Włochom. Wówczas jedenastki zmarnowali Jadon Sancho, Marcus Rashford i Bukayo Saka, w mig z „bohaterów” stając się „czarnymi”.

Skala hejtu przybrała niespotykaną dotąd skalę, a pierwszymi do mieszania młodych Anglików z błotem byli, a jakże, Anglicy. Wówczas analiza ponad 650 tysięcy komentarzy ustaliła, że aż 80% obelg było na podłożu homofobicznym lub rasistowskim.

Moderatorzy mediów społecznościowych nie wyrabiali z obciążeniami. W doniesieniach z wewnętrznych konwersacji pracowników Facebooka czytamy, że wielu z nich tak namiętnie zgłaszało komentarze, że algorytm aż zablokował im tę funkcjonalność. Wysuwali pomysły o ograniczenie możliwości komentowania świeżym kontom, skontrowania fali nienawiści sztucznie wygenerowaną kontr-falą pozytywnych treści, albo… zablokowaniu możliwości używania niektórych emotek.

I właśnie wtedy cofnęliśmy się do przedszkola. Rio Ferdinand powiedział, że musiał tłumaczyć swoim dzieciom co oznacza emotka małpy. I nie tylko on, bo okazało się, że umiejętności wyciągania prostych wniosków i analizy kontekstu pozbawiony jest zatrważająco duży odsetek społeczeństwa.

 

Podczas gdy komentarze pod profilami Anglików przypominały wybiegi szympansów, znikąd wyłaniali się tzw. „pożyteczni idioci”, z groteskowo ostentacyjną ignorancją kwestionujący proste fakty. „Ale jak to, przecież to tylko małpa. Czy żółwie też są złe?”. Oszczędzając sobie sił na tłumaczenie, przytoczymy to, które znaleźliśmy na stronie Emojipedia:

„Historia zna wiele przypadków, w których osoby czarnoskóre określało się mianem ‘małp’. To zjawisko jest zakorzenione w białej supremacji. To dehumanizyjące i rasistowskie. Czy emotka małpy jest więc rasistowska? W kontekście wysyłania jej ciemnoskóremu piłkarzowi, owszem.”

Nas kibicować nie uczono…

Najbardziej w tym zjawisku niepokojące jest to, do jakiego stopnia zostało znormalizowane. Mowa nienawiści to „tylko upust emocji po meczu”. Sceny, które przypominają Orwellowskie 2 minuty nienawiści są rzekomo inherentną częścią „bycia zaangażowanym”.

Jeśli więc tak wygląda bycie kibicem, pozostaje sięgnąć po tweeta Gary’ego Linekera, napisanego we wczesnej dobie pandemii. Bo chyba wypada zacząć od samego początku:

fot. Twitter

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »