Efekty uboczne wielkich transferów

Letnie okno transferowe 2022 przejdzie do historii – rzadko kiedy mieliśmy do czynienia z tak licznymi, ważnymi ruchami na rynku. Dziś nie przyglądamy się jak kończyły się rekordowe transfery dla pozyskujących klubów, ani nie mówimy o takich ruchach jak Pirlo zabierający mistrzostwo z Milanu do Juventusu, czy o znaczeniu Suareza w wygranej przez Atletico rywalizacji z jego byłym klubem. Uwagę skupiamy na skutkach ubocznych największych transferów w historii i efekcie domina, które powodowały.

Jak transfer Neymara do PSG pomógł zapewnić Liverpoolowi zwycięstwo w Lidze Mistrzów?

Każdy pamięta słynną remontadę Barcelony w starciu z PSG w 2017. Katalończycy odrobili stratę z pierwszego meczu i pokonali paryżan 6:1 w rewanżu. Mówi się, że to właśnie wtedy zbulwersowani katarscy właściciele postawili sobie za punkt honoru rewanż na Barcelonie w postaci ściągnięcia do siebie Neymara. Kontrakt Brazylijczyka wywołał lawinę, co nie dziwi, biorąc pod uwagę fakt, że był to największy transfer w historii (i dalej jest).

Oczywiście każdy wie jak Barcelona „spożytkowała” te pieniądze, co omal nie doprowadziło klubu do pogrążenia się w kompletnej degrengoladzie, lecz na uwagę zasługuje inny fakt. Pozyskując Coutinho Barca ofiarowała spory zastrzyk gotówki dla Liverpoolu, który z kolei mógł dzięki temu pozyskać w kolejnym okienku Virgila van Dijka. Wziął on w ryzy przeciętną defensywę zespołu z Anfield, stając się przedostatnim kluczowym elementem układanki Kloppa w drodze po największe sukcesy (ostatnim ważnym elementem był bramkarz z prawdziwego zdarzenia). Liverpoolczycy dzięki 135 milionom euro otrzymanym za Brazylijczyka nie musieli również oglądać się na finansowe fair play i ze swobodą mogli zakontraktować Fabinho, Keitę czy Alissona, bez których ciężko wyobrazić sobie Liverpool sięgający po Ligę Mistrzów w 2019 czy rok później po wyczekiwane od 30 lat mistrzostwo Anglii. Paradoksem jest fakt, że (oczywiście upraszczają) ten słynny mecz w Barcelonie pomógł Liverpoolowi wrócić na tron angielskiego i europejskiego futbolu.

Wypchnięcie pucharu za Ligę Mistrzów z Barcelony do Interu

Rykoszetem odbiła się również niechęć Pepa Guardioli do Samuela Eto’o. W dużej mierze sprawiła ona, że to Interowi udało się wygrać Ligę Mistrzów w 2010 roku. Sam Guardiola wpadł z deszczu pod rynnę, bo o ile z Kameruńczykiem mu się nie układało, to co dopiero można powiedzieć o współpracy ze Zlatanem, którego pozyskał w transakcji wiązanej, pozbywając się Eto’o? Chichot losu sprawił, że ten ruch i dodatkowe pieniądze z Katalonii wzmocniły Inter przybyciem Lucio, Thiago Motty i Pandeva, a przede wszystkim Sneijdera i Milito.

To był prawdziwy game changer, mediolańczycy w półfinale i finale Ligi Mistrzów zdobyli łącznie pięć bramek i ze wszystkich strzelców i asystentów tylko Maicon nie został zakupiony dzięki wymianie z Barcą. Prawdopodobnie gdyby nie ona, historia potoczyłaby się w całkiem innym kierunku, Inter grający kolejny sezon w podobnym składzie personalnym zadowoliłby się mistrzostwem Włoch, a Barcelona nie napotkałaby na takie trudności w półfinale i podtrzymała supremację w europejskim futbolu. Wątpliwym jest, że Ibra pracowałby w defensywie tak mocno jak robił to Samuel Eto’o, czy dał tyle swobody Diego Milito, a to rozłożenie akcentów i pełne zaangażowanie w obronie było głównym czynnikiem sukcesu Nerazzurrich.

Negatywne, przedłużone skutki transferu Pogby

Manchester United w 2016 roku uruchomił bombę z opóźnionym zapłonem. Transfer Pogby z pewnością zmienił bieg historii, ale nie w sposób w jaki fani Czerwonych Diabłów mogli sobie wyobrazić. Sam Francuz furory w Anglii nie zrobił, nie przywrócił mistrzostwa ani pucharu za Ligę Mistrzów na Old Trafford, a w pewnym stopniu pociągnął w dół również dwa inne kluby.

Jednym z nich jest Real Madryt. W 2018 roku Cristiano Ronaldo postanowił opuścić Madryt, a niewiele klubów mogło pozwolić sobie na pozyskanie i utrzymanie pensji Portugalczyka. PSG wykosztowało się rok wcześniej na Neymara oraz Mbappe i nawet jak na ich przywileje wobec ograniczeń UEFA, nie chcieli aż tak forsować limitów. Niespodziewanie Juventus wyszedł przed szereg i nakłonił CR7 do wyboru słonecznej Italii. Gdyby chcieli ścigać się dwa lata wcześniej z Manchesterem United i zapewnić Pogbie niebotyczny kontrakt, z pewnością nie byłoby ich stać na ten ruch. To z kolei sprawiło, że Real Madryt, opuszczony przez swojego lidera musiał długo miotać się w budowie nowych koncepcji i rozkładu sił w drużynie, zanim ponownie wrócił na szczyt europejskiej piłki w 2022 roku. Dwa razy z rzędu odpadł w 1/8 finału Ligi Mistrzów, gdzie wcześniej przez trzy lata z rzędu ją wygrywał.

Sam Juventus również stracił w ostatecznym rozrachunku. Zachwiana została równowaga w drużynie, dzięki której klub seryjnie zdobywał mistrzostwa, a także dwa razy dochodził do finału Ligi Mistrzów. Od przyjścia Ronaldo tylko raz dotarł do ćwierćfinału, a po dziewięciu latach z rzędu, w ostatnim sezonie z Portugalczykiem oddali również tytuł mistrzowski.

 
Ambicje Rosjanina, a ostatni krok do sukcesów Atletico

W 2011 roku rosyjski oligarcha Dmitry Rybolovlev zapragnął stać się jak Roman Abramowicz i zbudować nową potęgę na mapach piłkarskiego świata przejmując AS Monaco. W wyniku tego w 2013 roku ściągnął do siebie za 60 mln euro gwiazdę Atletico Madryt – Radamela Falcao. Już w 2012 roku madrytczycy zaczęli pokazywać swoje wielkie aspiracje wygrywając Ligę Europy, a rok później Atletico udało się przez chwilę nawet poczuć ważniejszym klubem w Madrycie, gdy pokonali w finale Pucharu Hiszpanii Real.

Brakowało im jeszcze jednego poważnego kroku, lecz latem 2013 roku nie wydawało się, że odejście kluczowego punktu zespołu faktycznie spowoduje poważny krok, ale w tył. Ostatecznie Atletico nie wyszło na tym źle, bo jak zawsze duże pieniądze wiążą się ze sporymi możliwościami. Te na Vicente Calderon wykorzystali perfekcyjnie m.in. ściągając Villę. Mimo, że ówczesny mistrz świata kosztował grosze, tak mając zarabiać grosze z Barcelony by raczej nie przeszedł.

Wzmocnienie kadry takimi nazwiskami jak Léo Baptistão, Josuhe Guilavoguiego czy Tobi Alderweireld nic wielkiego nie zmieniło, ale rozszerzyło kadrę. Dzięki środkom pozyskanym ze sprzedaży Kolumbijczyka Los Colchoneros łatwiej było przedłużyć wypożyczenie z Chelsea kluczowego dla drużyny bramkarza Thibauta Courtoisa, a także kontrakt z młodym talentem, świeżo upieczonym zwycięzcą młodzieżowego Euro U-21, czyli Koke. Wszystko to, a także wolność w ataku Diego Costy, którego talent zrodził się właśnie w tamtym sezonie, oraz Diego Villi sprawiło, że Atletico sensacyjnie sięgnęło po mistrzostwo Hiszpanii przełamując 10-letnią hegemonię Realu i Barcy, a jeszcze bardziej niespodziewanie doszło do finału Ligi Mistrzów.

Przykładów niespodziewanych obrotów spraw po wielkich transferach świat widział mnóstwo. Jeszcze w 2001 roku odejście Zidane’a z Juventusu do Realu pomogło paradoksalnie po czterech latach wrócić na włoski tron turyńczykom, dzięki transferom m.in. Nedveda (późniejszego zdobywcy Złotej Piłki), Buffona (jednego z najlepszych bramkarzy XXI wieku) oraz Liliana Thurama, a rok później dojść do przegranego o włos finału Champions League.

Z kolei transfer Hazarda w 2019 roku nie przyniósł nic dobrego Królewskim, ale sprzedającej Chelsea już tak, bo po wygaśnięciu bana transferowego pozyskali kilku ciekawych, dobrych graczy (Havertz, Werner, Chilwell, Ziyech, Mendy…), którzy tworzyli skład zwycięskiej rok później drużyny w najważniejszych, europejskich klubowych rozgrywkach. Sam Real rok później nikogo za gotówkę już nie nabył i kolejny sezon kończył bez trofeów (2020/21). Tak więc obserwując obecne okienko transferowe, warto zwrócić uwagę nie tylko na główne postaci oraz kluby, które je pozyskują, ale to, co może wydarzyć się w efekcie domina, co stworzy nową, niespodziewaną historię w piłce nożnej.

Autor Sławomir Grajper

Udostępnij

Translate »