Eurobasket: praski egzamin zaliczony (Analiza)

W Pradze rodzi się drużyna, która po każdej porażce wraca silniejsza, a to oznacza, że w niedzielę w 1/8 finałów Eurobasketu możemy zobaczyć wielki mecz w wykonaniu reprezentacji prowadzonej przez kapitana Mateusza Ponitkę. Czeski turniej to egzamin nie tylko dla ekipy trenera Miličica, ale też dla całego koszykarskiego środowiska. W pierwszej fazie turnieju polscy koszykarze zaprezentowali się dobrze, a analizując nasze mocne strony, można mieć nadzieję na zwycięstwo z Ukrainą i występ w ćwierćfinale – pisze w swoim podsumowaniu fazy grupowej Eurobasketu Michał Gabiński.

 

Przed Eurobasketem atmosfera wokół kadry nie była dobra. Media żyły sporem braci Ponitków, a kibice pamiętali rozczarowujące przegrane z jesiennego okienka reprezentacyjnego z Izraelem i Estonią. Osoby związane ze sportem wiedzą, że taka sytuacja może zbudować prawdziwą drużynę — zjednoczoną i stawiającą czoła przeciwnościom albo doprowadzić do sporów w zespole, a takiej sytuacji nie da się łatwo naprawić. Polscy zawodnicy podczas fazy grupowej pokazali dobrą koszykarską jakość. Grali z determinacją, a przede wszystkim byli drużyną, która razem świętuje zwycięstwa i wspiera się po słabszych meczach. Naszym znakiem rozpoznawczym w Pradze był drużynowy atak pozycyjny.

 

Nie ma się co oszukiwać. Nie mamy w Polsce graczy kalibru Giannis’a Antetokounmpo, Nikoli Jokicia albo grupowego rywala z Pragi – Lauriego Markkanena, ale w stolicy Czech mieliśmy na boisku zawsze piątkę koszykarzy, którzy chcieli sobie pomagać. Każdy trener powtarza swoim zawodnikom jedną, najważniejszą zasadę, która obowiązuje we wszystkich grach zespołowych. Grając razem niwelujemy swoje braki, a eksponujemy to, co mamy najlepsze. Taką polską reprezentację oglądaliśmy w meczu z Czechami (99:84). Mateusz Ponitka już w pierwszym meczu udowodnił, że jest zawodnikiem formatu europejskiego. Ostrowianin uzbierał 26 punktów i rozdał aż 9 asyst. AJ Slaughter miał 23 punkty i największy w naszej drużynie wskaźnik plus-minus (plus 25)

Po dobrym meczu z gospodarzem turnieju kibice oczami wyobraźni widzieli naszych koszykarzy pokonujących Finów i rewanżujących się za porażkę z 2017 roku, kiedy to na minutę przed końcem czwartej kwarty prowadziliśmy 66-58, by ostatecznie przegrać spotkanie po dwóch dogrywkach.

Niestety o wrześniowym meczu nie można napisać nic dobrego. Finowie, pomimo że poprzedniego wieczoru musieli zagrać dogrywkę z zespołem z Izraela, sprawiali wrażenie zespołu szybszego. Dzięki agresywnej obronie odepchnęli nas od kosza, a dobrą obronę na jednym końcu boiska zamieniali na otwarte rzuty trzypunktowe w ataku. Lauri Markkanen rzucił 17 punktów i miał 5 zbiórek. Sasu Salin sześć razy trafił za 3 punkty i Finowie cieszyli się z pierwszej wygranej w turnieju 89:59. 

Przed meczem z reprezentacją Izraela koszykarscy kibice zastanawiali się, czy jesteśmy w stanie zapomnieć o laniu, jakie sprawił nam zespół ze Skandynawii. Drużyna od początku wyglądała zupełnie inaczej niż przed dwoma dniami w pojedynku z Finami. AJ Slaughter wykorzystywał przekazy (szybki rozgrywający ogrywał wysokiego zawodnika drużyny przeciwnej) zespołu z Półwyspu Synaj i wygrywał seriami pojedynki jeden na jeden. W całym meczu Amerykanin z polskim paszportem rzucił 24 punkty i 5 asyst. Mateusz Ponitka, kapitan reprezentacji, bardzo personalnie potraktował pojedynek z gwiazdą Washington Wizards – Danim Avdijią i grając znakomitą obronę, wymuszał niecelne rzuty przeciwnika. Przed turniejem wiedzieliśmy, że Ponitka i Slaughter będą zawodnikami decydującymi o końcowym wyniku, ale to znakomita skuteczność Aleksandra Balcerowskiego sprawia, że nasza reprezentacja może zachować balans pomiędzy punktami spod kosza i z obwodu. Balcerowski rozgrywa podczas wrześniowego turnieju najlepsze mecze w reprezentacji, wyprzedając pod względem skuteczności rzutów za dwa nawet gwiazdy NBA, takie jak Nikola Jokić.

 

Dzięki dobrze rozgrywanym akcjom short roll (wysoki zawodnik po postawieniu zasłony do piłki nie ścina pod sam kosz, tylko zatrzymuje się na linii rzutów wolnych i decyduje o ostatnim podaniu) Olek tak samo jak gwiazda Denver Nuggets zalicza bardzo dużą liczbę asyst, obsługując ścinających po linii końcowej kolegów. Polacy po bardzo dobrym meczu wygrali z Izraelem 85:76.

 

Cechą charakterystyczną drużyn wykorzystujących cały swój potencjał jest to, że potrafią wygrywać mecze, w których nie wszystko układa się po ich myśli. Takie właśnie było spotkanie z Holandią. Do przerwy po celnym rzucie Leona Williamsa z połowy boiska przegrywaliśmy 31:40  i nic nie wskazywało na to, że teoretycznie najsłabsza drużyna Eurobasketu podda mecz bez walki. Polacy doskonale wiedzieli, że zwycięstwo w tym meczu zapewnia im bilet do Berlina, gdzie rozegrany zostanie mecz 1/8 finałów mistrzostw Europy. Zawodnicy trenera Milicica stopniowo odrabiali straty. Duży wkład w powrót do meczu mieli rezerwowi, a ojcem zwycięstwa został Michał Sokołowski, który w każdą akcję w obronie i ataku wkładał całe serce.

 

Kadra dzięki wygranej Czechów z Izraelem miała w najgorszym wypadku zagwarantowane trzecie miejsce w grupie D. Oznaczało to uniknięcie w 1/8 turnieju zespołu z Grecji. Stawką piątkowego spotkania było natomiast pierwsze miejsce w grupie D. Mecz rozpoczął się od pojedynku wysokich zawodników. Niestety już od stanu 4:4 Serbowie zaznaczali swoją przewagę, bezlitośnie kończąc szybkie ataki. Presja na piłkę zmuszała Polaków do gry daleko od kosza i nie pozwoliła kreować rzutów z otwartych pozycji. To właśnie mocna obrona bałkańskiej drużyny zdecydowała o rozmiarach porażki kadry Milicicia – aż 69:96. Polscy koszykarze sprawiali momentami wrażenie, jakby byli myślami już przy niedzielnym meczu z zespołem Ukrainy.

 

Mimo to praski etap Eurobasketu był dla polskiej kadry bardzo udany – wykazaliśmy się dużą zespołowością i pokazaliśmy charakter. Aleksander Balcerowski gra najlepsze mecze w drużynie narodowej i jest potężną siłą pod koszem. Awans wywalczony w dobrym stylu pozwala mieć nadzieję na zwycięstwo z reprezentacją Ukrainy, a to szansa da całej polskiej koszykówki. Fani basketu w naszym kraju liczą na nie mniejsze emocje niż w meczach siatkarzy i na pewno nie mieliby nic przeciwko, aby koszykarze także awansowali do kolejnej rundy rozgrywek. Początek meczu z Ukrainą zaplanowaną na godz. 12.00 w niedzielę.

Fot. FIBA.basketball

Autor: Michał Gabiński

Udostępnij

Translate »