Exposito – historia pewnego ślubu i transferu

W kończącym się zimowym oknie transferowym mieliśmy do czynienia z niecodziennym przypadkiem. Napastnik Śląska Wrocław Erik Expósito jedną nogą był już w lidze chińskiej. Transfer był na tyle blisko, że postanowił szybko… pobrać się ze swoją partnerką, żeby ta mogła z nim polecieć i żyć. Tylko że finalnie żadnego transferu nie było.

Erik Expósito piłkarzem Śląska Wrocław jest od lipca 2019 roku. Przychodził jako 23-letni rosły napastnik, który nie tak dawno zaliczył kilka występów, a nawet gola w rozgrywkach La Liga. Potem jednak ruszył w tułaczkę po niższych ligach, skąd wyciągnął go Śląsk. Władze klubu wiele sobie po nim obiecywały, ale kibice i dziennikarze podchodzili nieco bardziej sceptycznie. W końcu był 23-letnim napastnikiem, który przed przyjściem do WKS-u strzelił na poziomie seniorskim… 5 bramek.

Początkowo faktycznie zawodził, nie licząc jednego magicznego występu w derbach z KGHM Zagłębiem Lubin, w którym ustrzelił hat-tricka. Mecz zakończył się remisem 4:4, a jego ostatni gol uratował gospodarzom punkt.

Wydawało się, że od tego momentu już pójdzie, będzie z górki, a kolejne trafienia są tylko kwestią czasu. Rzeczywistość okazała się dużo trudniejsza, dlatego klub zaczął rozglądać się za realnym konkurentem dla Hiszpana, bo w gruncie rzeczy wówczas go nie miał. O miejsce w składzie rywalizował z takimi „tuzami” jak Daniel Szczepan czy młody Sebastian Bergier, który do tej pory nie poradził sobie z przeskokiem do piłki seniorskiej. Jako nastolatek dwukrotnie był królem strzelców Centralnej Ligi Juniorów, ale na poziomie ekstraklasy ani razu nie trafił do siatki.

Przełamanie nastąpiło, kiedy we Wrocławiu pojawił się Czarnogórzec Filip Raičević. Hiszpan, czując na plecach oddech poważniejszego konkurenta, złapał regularność. Sezon 2019/20 zakończył z 8 bramkami i 4 asystami, a w kolejnym jego 9 trafień i 3 asysty walnie przyczyniły się do tego, że WKS zakwalifikował się do europejskich pucharów. Tam w eliminacjach do Ligi Konferencji UEFA także pokazał się z dobrej strony.

Zainteresowanie przerosło oczekiwania

Już latem pojawiały się zapytania i oferty. Pod sam koniec okna przyszła taka (z jednej z lig azjatyckich, lecz nie wiadomo dokładnie skąd), która dawała Śląskowi pokaźny zarobek i oferowała piłkarzowi kilkukrotnie wyższe zarobki.

– W tamtym momencie nie chcieliśmy wystawiać trenera i całej drużyny, bo nie zdążylibyśmy sprowadzić wartościowego następcy. Oferta była – oczywiście w porównaniu do wcześniejszych, jakie do nas wpływały za tego piłkarza – z kosmosu. Gdyby to było wcześniej, pewnie byśmy go puścili – tłumaczył tamtą sytuację prezes klubu Piotr Waśniewski. Wedle nieoficjalnych źródeł na stole leżało wówczas grubo ponad 3 mln euro.

Expósito został, mało tego – przedłużył swój wygasający w czerwcu 2022 roku kontrakt, by klub mógł na nim w przyszłości więcej zarobić i od 15 lipca do 18 grudnia dołożył kolejne 10 bramek i 5 asyst.
– Zatrzymanie go zimą w Śląsku może nie jest całkowicie nie możliwe, ale będzie graniczyło z cudem –  mówił nam ponad miesiąc temu dyrektor sportowy klubu Dariusz Sztylka.

Wiedział co mówi, bo zainteresowane Hiszpanem były kluby Serie A, węgierski Ferencvárosi TC, który gra wprawdzie w lidze węgierskiej, ale budżetem zjada Legię Warszawa i dopiero co grał w fazie grupowej Ligi Mistrzów, kluby z Hiszpanii i ponownie z kierunków dość egzotycznych, lecz dobrze płacących. Śląsk nie chciał przyjmować pierwszej lepszej oferty, bo miał z piłkarzem kontrakt do czerwca 2024 roku i nie rozpoczynał rozmów jeśli pierwsza oferta była niższa niż 2 mln euro.

Został z żoną jak Himilsbach z angielskim

Do końca stycznia Expósito klubu nie zmienił, a to oznaczało, że w grze są już tylko kierunki zarobkowe, a to miało nie być dla rosłego Hiszpana najważniejszym czynnikiem. Interesowały go wyzwania sportowe, więc prawdopodobieństwo odejścia znacznie zmalało. Wtedy jednak pojawiła się oferta, której się po prostu nie odrzuca. Chiński Changchun Yatai zaoferował za zawodnika kwotę między 2,5 a 3 mln euro, a samemu zawodnikowi kontrakt życia. Strony doszły do porozumienia i wtedy się zaczęło…

Opóźnienia w dostarczaniu dokumentacji, niejasności, nieodpowiadanie przez kilka dni na maile itd. Śląsk szybko się przekonał, że wielkie pieniądze, jakimi dysponują chińskie kluby, wcale nie przekładają się na profesjonalizm ludzi tam pracujących. Temat potwornie się przedłużał, a sprawy nie ułatwiał fakt, że Expósito podczas zimowej przerwy drugi raz na przestrzeni kilkunastu miesięcy zakaził się koronawirusem. Przez to utknął na Wyspach Kanaryjskich, nie poleciał ze Śląskiem na obóz przygotowawczy do Turcji i siedział zamknięty w rodzinnych stronach, nie mogąc nawet normalnie trenować.

Wrócił do Wrocławia, kiedy drużyna już pakowała się do powrotu znad Bosforu, rozpoczął indywidualne zajęcia, ale po pierwsze – miał spore zaległości, a po drugie – temat jego przenosin za Wielki Mur miał być już tylko kwestią dopięcia niewielkich formalności, dlatego w ogóle nie mógł być brany pod uwagę przy ustalaniu kadry na mecze z Lechią Gdańsk, Górnikiem Łęczna czy Piastem Gliwice. Po spotkaniu z Lechią trener Jacek Magiera powiedział wprost:

– Mogę powiedzieć, że Erik Exposito jest jedną nogą poza Śląskiem. Może nawet już kawałkiem drugiej nogi również. Jego transfer powinien być niedługo potwierdzony. Nie na sto procent, ale na dziewięćdziesiąt dziewięć Erika w naszej drużynie już nie będzie.

Powiedzieć, że było blisko, to nic nie powiedzieć. Umowa transferowa między klubami była podpisana, a agencja piłkarza zapewniła działaczy WKS-u, że kwestia kontraktu indywidualnego także została dogadana. Hiszpan dostał więc zgodę na wylot do Hiszpanii, gdzie miał załatwić swoje sprawy i bezpośrednio stamtąd udać się do Chin na testy medyczne – ostatni etap przed podpisaniem umowy.

Jego pobyt w ojczyźnie znów się przedłużał. Zdążył w tym czasie odebrać w Madrycie wizę, a nawet… wziąć szybki ślub. Dzięki temu jego partnerka życiowa Verónica González mogła lecieć z nim za Wielki Mur i żyć tam na stałe. Hiszpan podporządkował pod ten transfer całe swoje życie, by na końcu dowiedzieć się, że… żadnego wylotu do Chin na testy medyczne nie będzie, nie mówiąc już o transferze.

Cierpliwość do nieprofesjonalizmu Chińczyków straciła agencja zawodnika, która nie mogła doprosić się zmiany zapisów będących zabezpieczeniem dla zawodnika. Chińczycy dodali zapis, na mocy którego uraz, choroba lub inna niedyspozycja zawodnika przez więcej niż miesiąc mogłaby być podstawą do rozwiązania umowy z winy zawodnika. Drugi zapis mówił o tym, że ewentualny spór na tym tle miałby zostać rozwiązywany nie przez Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu w Lozannie, lecz jakiś bliżej w Europie nieznany chiński organ.

Azjaci nie chcieli wycofać się z tych zapisów, a sam Śląsk w umowie transferowej zawarł termin, do którego transfer musi zostać sfinalizowany. WKS miał w zanadrzu dogadane przenosiny reprezentanta Kazachstanu Artura Szuszenaczewa z Kajratu Ałmaty, który też nie mógł czekać w nieskończoność. Ostatecznie Śląsk zakomunikował, że umowa z Changchun Yatai nie wchodzi w życie, Erik ma wracać do Wrocławia, a Szuszenaczew zostaje w Kazachstanie. Można powiedzieć, że w tej sytuacji Expósito został z żoną jak ten przysłowiowy Himilsbach z angielskim…

Jan Himilsbach, wybitny polski aktor powojenny, miał swego czasu propozycję zagrania w zachodnim filmie. Miała ona pochodzić od samego Stevena Spielberga, a jedynym warunkiem było nauczenie się języka angielskiego. Pytany przez przyjaciół, czy zaczął się uczyć, odpowiedział:
„Nie. Spielberg się rozmyśli, a ja z tym angielskim zostanę jak ten **uj.”

Drugi napastnik z ekstraklasy wyrolowany przez Chińczyków

Co ciekawe Erik Expósito nie jest pierwszym napastnikiem z ekstraklasy, którego transfer do Chin upadł na ostatniej prostej. Wcześniej czegoś takiego doświadczył Marcin Robak (swoją drogą późniejszy piłkarz Śląska), który w sezonie 2013/14, będąc piłkarzem Pogoni Szczecin, sięgnął po koronę króla strzelców ekstraklasy. Miał wtedy 32-lata, więc niezwykle atrakcyjna pod kątem finansowym oferta z chińskiego Guizhou Renhe wydawała się być dla niego marzeniem, by solidnie zarobić przed odwieszeniem butów na kołku, wrócić jeszcze do Polski i tu pożegnać się z kibicami.


Robak na zaproszenie chińskiego klubu poleciał do Londynu, tam spotkał się z właścicielką, ustalił warunki, podpisał umowę wstępną i miał lecieć na testy medyczne do Państwa Środka. Tylko że podobnie jak Expósito – nie poleciał. Chińczycy znaleźli w międzyczasie innego napastnika, a przez limit obcokrajowców nie mogli wziąć obu. Robak został na lodzie, choć nie do końca, bo z pomocą FIFA wywalczył całkiem pokaźne odszkodowanie, o czym sam kiedyś opowiedział.

Robak po rozwiązaniu tej sytuacji mógł wrócić do Polski i związać się z dowolnym klubem. Expósito wciąż ma ważny kontrakt ze Śląskiem i teraz pozostało mu pracować nad powrotem do formy, dołożeniem kilku bramek na wiosnę i kolejnym transferem, już w letnim oknie. Chinami raczej już się sparzył, bo umowy nie podpisał, więc odszkodowania nie będzie. O tej przygodzie przypominać mu będzie już (oby) do końca życia… rocznica ślubu.

Fot. slaskwroclaw.pl

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »