Triathloniści, pamiętajcie o treningu mentalnym!

Po wygranym US Open na zdjęciach obok Igi Świątek możecie zobaczyć dwóch mężczyzn i kobietę. Panowie to jej trener Tomasz Wiktorowski oraz odpowiadający za przygotowanie fizyczne Maciej Ryszczuk. Pani nazywa się Daria Abramowicz i jest psycholożką sportu. Jedną z najlepszych w kraju. Nasza znakomita tenisistka nie ukrywa, że gdyby nie Abramowicz, ciężko byłoby jej osiągać tak kapitalne wyniki. Tym samym wysyła światu jasny sygnał: trening mentalny jest w jej przygotowaniu bardzo ważny. Środowisko triathlonowe powinno sobie wziąć te słowa do serca. Dlaczego? Bo z mojego doświadczenia wynika jasno, że w naszym ukochanym sporcie za mało osób regularnie pracuje nad głową, niestety… – pisze na łamach TheSport.pl Kamil Gapiński.

Tenis i triathlon to dyscypliny, w których sportowiec jest zdany na siebie. Kiedy przegrywasz z rywalem w decydującym secie, nie weźmiesz czasu jak w siatkówce, by porozmawiać z trenerem. Nie powiesz też koledze z drużyny, żeby wykończył akcję atakiem, bo akurat masz gorszy dzień. Nie, wszystko spoczywa na twoich barkach, od pierwszej do ostatniej sekundy meczu. O tej samotności na korcie pięknie pisał Andre Agassi w książce „Open”, którą bardzo gorąco wam polecam – do dziś nie miałem w rękach lepszej książki o sporcie, a czytam sporo.

W triathlonie sytuacja wygląda bardzo podobnie. Oczywiście – w trakcie biegu możesz wychwycić jakąś uwagę szkoleniowca, jeśli akurat jest na zawodach. Ale i tak strategiczną robotę musisz wykonać sam. W obu tych sportach głowa odgrywa więc bardzo ważną, może nawet najistotniejszą rolę. Dlatego warto nad nią pracować. Regularnie. Od dłuższego czasu robi to chociażby najlepszy polski zawodnik, czyli Robert Wilkowiecki, który 8 października wystartuje na mistrzostwach świata Ironman na Hawajach. Gdy zagaduję go o współpracę z psychologiem sportu Kamilem Wódką (w przeszłości pracował m.in. ze znakomitym piłkarzem Łukaszem Piszczkiem), opowiada mi o niej tak:

– Podchodzę do tego jak do treningu mięśnia. Większość polskich triathlonistów liczy mięśnie, które ma w ciele, od szyi w dół, zapominając o tym, co jest najwyżej, niestety. A to błąd, ponieważ głowa jest niezwykle ważnym elementem całej układanki. Żeby osiągać poważne wyniki, trzeba połączyć ze sobą przygotowanie fizyczne, taktyczne, techniczne, sprzętowe i mentalne. W tym ostatnim dla mnie najważniejsza jest wizualizacja. Podczas rozmów z Kamilem przygotowuje się na wszystkie możliwe scenariusze wyścigu. Przerobienie ich wcześniej pozwala mi mieć w głowie gotowe rozwiązania, które z niej „wyciągam” w zależności od tego, jak toczy się dana impreza.

Czy potrzebna lepszej rekomendacji, żeby zacząć współpracę z psychologiem sportu? Moim zdaniem nie. 

Niestety, zdecydowana większość polskich profesjonalnych triathlonistów jej nie podejmuje. Takie wnioski wyciągam po wysłuchaniu wypowiedzi Roberta, ale przede wszystkim po latach rozmów z nimi w moim podcaście TriGapa. Kiedy zagadywałem swoich gości o tę kwestię, czasem oficjalnie, a czasem poza anteną, to w 19 przypadkach na 20 słyszałem, że taka kooperacja nie jest osobie X potrzebna, bo:

a) doskonale radzę sobie z moją głową sam 

b) przecież wszystko ze mną w porządku (!) 

c) mnie na to nie stać 

d) nie mam czasu (!) 

e) za rzadko jestem w kraju

To wymówki jakie słyszałem najczęściej. Cztery ostatnie drażnią mnie najbardziej, zatrzymajmy się przy nich na chwilę.

Odpowiedź b sugeruje, że ktoś, kto spotyka z psychologiem sportu, musi mieć jakieś problemy z psychiką, a to przecież w zdecydowanej większości przypadków nieprawda. Owszem, zdarza się, że zawodnik trafia do takiego fachowca w momencie wielkiego kryzysu mentalnego, ale najczęściej podejmuje taką współpracę nie po to, żeby się odbudować, tylko po to, aby wzmocnić głowę.

Odpowiedź c i d też są ciekawe: sugerują, że psycholog sportu kosztuje tyle co karbonowy rower, a spotkania z nim zajmą więcej czasu w tygodniu niż treningi do pełnego dystansu. A przecież to bujda, odpowiedniego fachowca można znaleźć za 150 – 200 zł za sesje, która nie musi się odbywać co tydzień. Dwa spotkania w miesiącu na początek wystarczą. Naprawdę tak ciężko znaleźć na nie miejsce w kalendarzu? 

Odnośnie punktu e: praca w erze Covidu udowodniła, że świat radzi sobie w trybie on-line, tym samym argument tych, którzy są w Polsce raz na jakiś czas, bo większość czasu spędzają na zagranicznych obozach, traci rację bytu.

Podsumowując ten wątek: dziesiątki najlepszych sportowców na świecie z różnych dyscyplin podkreślają, że regularnie korzystają z treningu mentalnego, a nasi zawodnicy przeważnie mówią, że – z różnych powodów – nie czują takiej potrzeby. Sami oceńcie, kto w tej sytuacji ma rację…

Na szczęście w tym tunelu jest światełko. Tak przynajmniej uważa mój rozmówca Kamil Damentka, przez lata nasz czołowy triathlonista, który już za rok będzie dyplomowanym psychologiem sportu.

– Świadomość zawodników w ostatnich latach nieco wzrosła, chociażby za sprawą „Wilka”, twoich podcastów i tego, że coraz więcej mówi się o psychologii sportu w różnych mediach. Niektórzy triathloniści się do mnie zgłaszają z pytaniem o trening mentalny, a ja tłumaczę im co dalej robić. 

Pocieszające, choć uważam, że to ciągle tylko początek drogi. 

Kamil zwraca mi uwagę na jeszcze jedną ważną kwestię, mianowicie trenerów. Jego zdaniem o ile niektórzy triathloniści zaczynają rozumieć wagę treningu mentalnego, o tyle zdecydowana większość polskich szkoleniowców nie dostrzega jeszcze jego potencjału. Tych ludzi należy zatem nieustannie edukować i przypominać im, żeby nie zaniedbywali tej części układanki. Jeśli nadal będą to robić, niewykluczone, że ich doskonale przygotowany fizycznie i sprzętowo zawodnik, polegnie na ostatniej prostej podczas walki z rywalem właśnie dlatego, że „siądzie” mu głowa…

Trening mentalny polecam też age-grouperom. Niezależnie od tego, czy jak Ania Lechowicz lub Marcin Konieczny walczycie o medale MŚ na Hawajach, czy po prostu regularnie startujecie w amatorskich zawodach w Polsce. Tym najlepszym przyda się głównie po to, by zyskać kilka procent ekstra mocy, która może pomóc w ważnym momencie wyścigu. Tym nieco słabszym psycholog sportu może pomóc połączyć kilka sfer życia: pracę, rodzinę i trening. 

Niejednego z nas ten miks pokonał, doprowadzając często do rezygnacji z uprawiania triathlonu, a w skrajnych przypadkach do odpuszczenia sobie jakiegokolwiek ruchu, co okraszone było jeszcze złapaniem dodatkowych kilogramów i depresją. Znam przynajmniej kilku zawodników, którzy przerobili ten mało przyjemny scenariusz. Znam też ludzi, którzy katowali się treningami, chociaż nie mieli na to ochoty, robiąc tym samym z pasji przekleństwo. Po jakimś czasie pojawiało się u nich zniechęcenie, zarówno do ćwiczeń jak i do samego siebie, ponieważ nie byli w stanie sprostać własnym, wysokim wymaganiom. Głęboko wierzę, że jeśli nad takimi ludźmi czuwałby regularnie ktoś z dużą wiedzą, tych auto-zajechań można by było uniknąć…

Udostępnij

Translate »