#GdzieIchWywiało 05: Adrian Mierzejewski

Autorski cykl #GdzieIchWywiało na „The Sport” przybliża kariery byłych reprezentantów Polski, lub piłkarzy w mocno związanych z polską piłką, którzy dziś znajdują się poza piłkarskim mainstreamem. Co robią, jak sobie radzą i dlaczego są tam, gdzie są. Zaglądamy do Adriana Mierzejewskiego, piłkarza od 11 lat występującego głównie na Bliskim i Dalekim Wschodzie.

Pochodzący z Olsztyna Adrian Mierzejewski z Polski wyjeżdżał w 2011 roku, jako gwiazda ligi. Zapracował na ten status w Polonii Warszawa, w którą niebotyczne jak na polskie warunki pieniądze pompował wówczas multimilioner z branży deweloperskiej Józef Wojciechowski. Mierzejewski za ponad 5 mln euro przeniósł się do tureckiego Trabzonsporu, gdzie mógł poczuć się jak gwiazda europejskiego formatu.

 

Przez trzy sezony rozegrał 115 spotkań, w trakcie których strzelił 20 bramek i zaliczył 29 asyst. Po mieście nie był w stanie poruszać się bez ochrony lub kamuflażu, bo z miejsca był otaczany przez tłum kibiców. Kto nie był na meczu w Turcji, nie jest w stanie wyobrazić sobie fanatyzmu tamtejszej widowni. Już na lotnisku po przylocie na testy medyczne witały go tłumy, choć nie było jeszcze 100% pewności, że przejdzie je pozytywnie i złoży podpis pod pięcioletnim, lukratywnym pod względem finansowym kontraktem.

Po trzech latach w Turcji dostał kolejną, jeszcze lepszą pod kątem zarobkowym propozycję. Zgłosił się po niego Al-Nassr FC z Arabii Saudyjskiej, oferując Trabzonsporowi kwotę oscylującą w granicach 3,5 mln euro. Turkom ten układ pasował, bo w tym samym okienku kontraktowali m.in. reprezentanta Ghany Majeeda Warisa, którego Spartak Moskwa wycenił wówczas na niecałe 7 mln euro, legendę paragwajskiej piłki Óscara Cardozo z Benfici Lizbona czy reprezentanta Gwineii Kévina Constanta z AC Milan.

Petrodolary

W chwili przenosin do Arabii Saudyjskiej Mierzejewski miał 27 lat. To była decyzja kluczowa dla jego kariery, bo będąc w najlepszym wieku dla piłkarza, odrzucił oferty z Europy i wybierał petrodolary na Półwyspie Arabskim. Stało się jasne, że nie będzie już gwiazdą żadnej z liczących się na Starym Kontynencie lig, choć papiery na to miał. Choć grał już głównie dla pieniędzy, to nigdy nie odpuszczał. Ciągle błyszczał techniką, dbał o formę fizyczną i cały czas dawał to co najważniejsze, czyli liczby. W dwa lata w barwach Al-Nassr zaliczył 65 występów, strzelił 23 bramki i miał 17 asyst. Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że był gwiazdą ligi naszych rywali w fazie grupowej mistrzostw świata w Katarze. Zresztą nigdy tej decyzji nie żałował, co wyznał kilka lat później na antenie Canal+Sport.

Po Arabii Saudyjskiej była roczna przygoda w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, gdzie dość nieoczekiwanie nie grał na swojej pozycji. Najlepiej czuł się jako typowa dziesiątka lub zawodnik podwieszony za napastnikiem, a w Sharjah FC na siłę robiono z niego prawoskrzydłowego. „Mierzej” nie zwykł trwać w niedogodnej dla siebie pozycji, więc po sezonie zmienił kierunek.

Idealna temperatura do grania w piłkę? 30+

Dostał ofertę, która pod względem sportowym znów była mocno dyskusyjna, ale za to wyglądała na kolejną fantastyczną przygodę. Zgłosiło się australijskie Sydney FC, które w świadomości kibica Europy zaistniało po polsko-ukraińskim Euro 2012, kontraktując wielkiego Alessandro Del Piero. Któż by nie chciał po 6 latach spędzonych w krajach arabskich pomieszkać w największym mieście Australii, w znacznie bliższej nam kulturze anglosaskiej?

„Uwielbiam grać w temperaturze powyżej 30 stopni Celsjusza. Wiem, że to mało popularna opinia wśród piłkarzy z naszej części Europy, ale ja się czuję jak ryba w wodzie w takim klimacie. W Australii bardzo ceniłem sobie jak tamtejsza A-League jest opakowana, pokazywana w telewizji, ilu jest ekspertów z Europy, zwłaszcza z Anglii. Może dla piłkarza o moich walorach nie była idealna, bo piłkarze odpowiedzialni za destrukcję często nie przebierali w środkach, a sędziowie – jak to się potocznie mówi – dawali grać. Widziałem na własne oczy, jak facet wjeżdża chłopakowi z Ameryki Południowej „saniami” od tyłu, łamie mu nogę, po czym jest wielce oburzony i macha łapami, bo sędzia nie dość, że odgwizdał faul, to jeszcze mu dał… żółtą kartkę. W Polsce za coś takiego były as kier i wykluczenie na minimum pięć meczów. Tam to przechodziło, więc czasami było trzeba cofać nogę, w obawie o własne zdrowie” – mówił Mierzejewski w rozmowie z TVP Sport.

Liczby wciąż go broniły, bo 32 występy okraszone 14 trafieniami i 12 asystami musiały robić wrażenie. Nie przeszły niezauważone na antypodach i liczni agenci znów zaczęli namawiać go na transfer do Azji. Tym razem do największego i najmożniejszego gracza na tamtejszym rynku. Po roku w Sydney Mierzejewski zawitał do Chin.

Chińska tułaczka

Zaczęło się od Changchun Yatai, ale pół roku później był już piłkarzem Chongqing Liangjiang Athletic (wówczas klub nazywał się Chongqing Dangdai Lifan). Tam grał przez półtora roku, a następnie przez problem z ilością piłkarzy z zagranicy był wypożyczany do Guangzhou City, i Shanghai Shenhua, w którym gra do dziś.

 

W lipcu minią cztery lata, odkąd przeprowadził się do Chin. Na tamtejszych boiskach rozegrał – licząc wszystkie rozgrywki – 84 spotkania, strzelił 20 goli i 29 razy otwierał drogę do bramki kolegom z drużyny. W listopadzie skończy 36 lat, ale nigdy nie zrezygnował z kariery reprezentacyjnej. Przez kilka lat głośno domagał się powołania, ale ostatni raz w Biało-Czerwonych barwach z orłem na piersi zagrał w 2013 roku, za kadencji Adama Nawałki.

W grudniu 2018 roku był gościem Ligi+Extra. Bronił wówczas krytykowanego za niespełnianie oczekiwań w kadrze Piotra Zielińskiego. Argumentował to faktem, że na tej pozycji w reprezentacji Polski gra się trudno, bo polska piłka bazuje na grze z kontry i szybkich skrzydłach. „Na kierownicy” nie poradzili sobie ani Radosław Majewski, ani Mateusz Klich, ani on. Biło od niego wówczas zrezygnowanie w kontekście kadry. Zdawał sobie sprawę, że jego licznik, który zatrzymał się na 41 występach, trzech golach i trzech asystach – już nie drgnie.

Powrotu do Polski nie wyklucza, ale jak sam powtarza – jest on dla niego ostatecznością. Po karierze chciałby zamieszkać w Dubaju, ale na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy zaczął przejawiać menadżerskie zacięcie. Goszcząc w kilku polskich programach jako ekspert, wyznał, że mógłby wykorzystać swoje kontakty i pomagać w przenosinach polskich piłkarzy na Bliski i Daleki Wschód. Ciśnienia nie ma, bo pieniędzy zarobił tyle, że przy mądrym zarządzaniu wystarczy dla niego, jego dzieci i jeszcze dla wnuków coś zostanie.

Fot. twitter.com/adrianmierzej86

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »