Jak to możliwe, że wciąż dyskutujemy o rasizmie?

Kiedy piłkarze Sandecji zaczęli opuszczać boisko po domniemanych rasistowskich okrzykach kibiców Śląska, pojawiła się iskierka nadziei, że polska piłka doczeka się swoich pięciu minut żałosnego wstydu, tak jak niegdyś w Walencji czy Mediolanie. Tymczasem dyskutujemy o procedurach i rzekomym cynizmie gospodarzy, zamiast skupić się na tym, co naprawdę o naszych trybunach pokazał ten kompromitujący wieczór w Niepołomicach.

– Zawsze mówiłem, że jeśli z trybun padnie jakiś rasistowski okrzyk, przyjmę postawę pod tytułem „nikt nic nie powiedział, nie obchodzi mnie to”. Teraz jednak zmieniłem zdanie. Jeśli to wydarzy się jeszcze jeden raz, po prostu zejdę z boiska, bo to jest tak niebywale głupie.

To słowa Mario Balotellego z 2013 roku (tym, którzy wypierają progres czasu uświadomię, że to było dekadę temu). Nie on pierwszy i nie on jedyny otwarcie wywołał rasizm do tablicy, jednak akurat te słowa symbolizują pewną przemianę w podejściu do tematu.

Dotąd światowy futbol, doświadczony i wręcz zorany doświadczeniami lat 80. czy 90., funkcjonował w konformistycznym przekonaniu, że co na trybunach, niech pozostanie na trybunach. To konflikt, w pewnym sensie, psychologiczny – czy interweniując zamiast ignorować, nie dajesz pewnego uznania takiemu zachowaniu? Zamiast pokazać, że masz to w dupie, dajesz tym kretynom to, czego chcieli – reakcję?

Clarence Seedorf był zdania, że zejście z boiska ma niewielkie przełożenie na efekty. – Owszem, wysyła to jakiś sygnał, ale to już wydarzyło się tyle razy i wciąż nic się nie zmienia. Upoważniamy jedynie tę małą grupę do dalszego robienia bałaganu – mówił Holender, z którego słów bije zupełna bezsilność względem systemu.

Zgoła inaczej taki gest postrzega Rio Ferdinand. – Popieram to w stu procentach, przerwanie meczu z powodu rasizmu miałoby olbrzymi wpływ. To krok w prawidłowym kierunku – przekonuje Anglik, którego brat niegdyś znalazł się w samym centrum rasistowskiej afery.

Zasłaniamy się procedurami

Trudno zliczyć, ile razy na Twitterze od ubiegłego wieczoru padło hasło „procedury”, mające być jakąkolwiek formą wyjaśnienia, a może nawet załagodzenia konfliktu. Takie zapisy, rzecz jasna, istnieją – reguluje je Uchwała nr VI/68, sygnowana przez PZPN w tym roku.

Według jej zapisów, sędzia musi wyczerpać trzy kroki postępowania (dwa z nich opierają się na nawoływaniach spikera) zanim, wspólnie z delegatem, będzie mógł podjąć decyzję o zakończeniu meczu.

Procedury te, którymi tak ochoczo wielu się zasłania, są dziurawe i mają niewielkie przełożenie na rzeczywistość. Jeżeli z trybun gości rzeczywiście padły małpie huczenia (co można dziś zweryfikować dzięki krążącym na Twitterze nagrania [szacun dla ekipy ŚląskNET], jednak ten tekst pozostanie pozbawiony wyroków), miały one miejsce wyłącznie w czasie rzutu karnego Elhadji Maissa Falla. Zgodnie z procedurami, spiker mógłby sobie pokrzyczeć, natomiast krzywda została już wyrządzona. Czy więc fakt, że od tego momentu nie byłoby już pohukiwań, pozwala wyprowadzić wniosek, że problem zażegnano?

Winę śmiało można dzielić na wiele stron. Sędzia Sebastian Jarzębak miał obowiązek zastosować się do powyższych, pożal się Boże, procedur, czego nie zrobił. WKS Śląsk Wrocław ma obowiązek panować nad swoimi kibicami, czego klub nie zrobił. Elhadji Maissa Fall i jego koledzy mieli za to – może nie obowiązek, lecz moralne prawo – zająć stanowisko względem tego jak są traktowani w swoim, bądź co bądź, miejscu pracy.

Ta decyzja nie powinna była należeć do nich, lecz, niestety, nie było innej możliwości.

Kevin Prince Boateng, który również ma za sobą akt opuszczenia boiska, tłumaczył, że nie widział wówczas innego rozwiązania. – Żaden piłkarz nie powinien musieć podejmować taką decyzję, ona powinna należeć do sędziego – wyjaśniał reprezentant Ghany.

Elhadji Maissa Fall miał prawo poczuć się opluty. Nie tylko przez tych, którzy rzekomo szydzili z jego koloru skóry. Przede wszystkim przez dziurawy i nieporadny system, który obiecał mu, że będzie go chronił. FIFA górnolotnie chwali się postawą tzw. zerowej tolerancji, regularnie przytacza się artykuł 3. jej statutu, gdzie wszelkie zachowania na tle rasistowskim są „surowo zabronione i karane zawieszeniem i wykluczeniem” – ale na Boga, co z tego?

9 listopada w Niepołomicach Elhadji Maissa Fall podjął decyzję, by samowolnie zejść z boiska z powodu rasistowskich okrzyków. 9 listopada konkretnie po mordzie dostała cała polska piłka, o której dziś chciałoby się powiedzieć, zgodnie z utartym powiedzeniem, że jest sto lat za… wiadomo kim.

Fot. Screen Polsat

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »