Jak to się stało, że kluby Eredivisie zarabiają niewiele więcej od polskich?
Andrea Agnelli, próbując udowodnić, że Superli… właściwie bóg jeden wie, co ten dyletant chciał dowieść, natomiast swoją argumentację oparł m.in. o Eredivisie, chcąc na przykładzie Holendrów wywołać do stołu rażącą dysproporcję w potencjale ekonomicznym czołowych lig europejskich. Sęk w tym, że ten kazus jest niezbyt miarodajny, bo Holendrzy do dziś kuśtykają po spektakularnym strzale we własne kolano wykonanym ponad dekadę temu. Jak to jest, że 6-7 liga świata rozdziela między swoje kluby nieznacznie więcej, niż polska Ekstraklasa?
Miliard euro – tyle warta jest podpisana w 2012 umowa podpisana przez Eredivisie z Fox (dziś już ESPN). To dość pokaźna suma, przynajmniej do momentu pojawienia się mianownika. Kontrakt podpisano bowiem na 12 (słownie: dwanaście!) lat. Tort (procent z całościowej kwoty) zwiększa się z roku na rok, jednak pewnego pułapu, siłą rzecz, nie jest w stanie przekroczyć. W efekcie, holenderskie kluby podzieliły między siebie w ostatnim okresie rozliczeniowym… 74 miliony euro. Dla porównania, polskie drużyny zainkasowały łącznie około 50 milionów.
Jak to się stało?
We wspomnianym 2012 roku, kluby Eredivisie stały pod ścianą. 4 lata wcześniej, kiedy nie udało im się znaleźć żadnego chętnego na zakup praw do transmisji ligi, w której grał Luis Suarez, Klaas-Jan Huntelaar czy Roy Makaay, założyły spółkę pod nazwą Eredivisie Media & Marketing CV. Wraz z Endemolem, na własną rękę zajęła się ona transmitowaniem meczów, co okazało się zupełnie nietrafionym pomysłem, który – zamiast zysków – wygenerował 60-milionowy dług.
Kiedy więc na horyzoncie pojawiło się Fox z ofertą (jakiegokolwiek przychodu), EMM podpisała papiery. Firma, która w Anglii i Niemczech funkcjonowała jako Sky, przejęła większościowe udziały w rynku transmisyjnym, jednocześnie zobowiązując się do pokrycia całego manka wynikającego z nieudolnych działań Holendrów.
Za sezon 22/23 do kas Ajaxu i PSV wpłynie kolejno 9,3 oraz 8,3 miliona euro. To wynik podziału całościowej kwoty na bazie tzw. rankingu historycznego, premiującego wyniki z przeszłości. Na dole łańcucha znajdują się zaś Go Ahead Eagles i FC Volendam, którym przyznano niecałe 2 miliony. Dla porównania – mniej zarobiły jedynie 3 kluby polskiej Ekstraklasy, natomiast czerwonej latarni Premier League przysługuje około 65% więcej niż całej Eredivisie razem wziętej.
Przez lata pojawiały się różne koncepcje, przeważnie za inicjatywą Ajaxu (dla którego de facto tak drobny zastrzyk, w obliczu około 60 milionów rocznie za grę w Europie, nie jest niezbędny). Bardziej zależy im na zamykaniu przepaści, jaka dzieli ich od reszty kontynentu. De Godenzonen najpierw chcieli się wyłamać ze struktur ligowych i negocjować sprzedaż swoich praw na własną rękę, wiedząc, że tą drogą uzyskają więcej pieniędzy (jako że ich autonomiczna marka jest silniejsza od marki Eredivisie). Druga strategia zaś zakłada podniesienie poziomu całej ligi, a więc – na model bliższy Premier League – bardziej równomierny podział wpływów. Takie rozwiązanie blokują jednak ci, którzy są w najbliższej pogoni za Ajaxem – PSV, Feyenoord czy AZ nie chcą się bowiem zgodzić na ucięcie swoich zarobków.
Droga przez Europę
Jedynym kompromisem wydaje się więc wspólny wkład w rozwój sportowy ligi, czyli ekspozycję w Europie, na oczach potencjalnych inwestorów. Z nieba Holendrom spadła Liga Konferencji, w której już w pierwszym sezonie Feyenoord zawalczył w finale. Nie można także zapominać o fenomenalnym występie Ajaksu w Lidze Mistrzów w 2019 roku. Każdy z pomniejszych sukcesów składa się na długoterminowy cel – podbić cenę na licytacji w 2024 roku.
Final destination! 🏟#UECLfinal pic.twitter.com/D5XCqAcKPv
— Feyenoord Rotterdam (@Feyenoord) May 24, 2022
I jak się okazuje – trud zaczyna procentować. W kuluarach mówiło się, że liga odrzuciła zaktualizowaną propozycję ESPN, opierającą na 135 milionów rocznie przez 7 lat – poprzeczka, poniżej Eredivisie nie chce patrzeć, spoczywa w okolicach 175 milionów. Tyle, według plotek, może zechcieć zapłacić Apple, które podpisało wartą miliard dolarów umowę z MLS, lub… Netflix, który szuka swojego pierwszego punktu zaczepienia w streamingu sportowym.
Ustawiająca się kolejka chętnych świadczy przede wszystkim o jednym – już za półtorej roku Eredivisie może stać się poważnym graczem. A już na pewno takim, który excelu nie wypada podobnie do Ekstraklasy.
Fot. Twitter