Julia Walczyk-Klimaszyk: Do szermierki trafiłam dzięki „Gwiezdnym Wojnom”

Julia Walczyk-Klimaszyk to szósta zawodniczka igrzysk olimpijskich w Paryżu. Opowiada o swoich sukcesach, planach, poszukiwaniach sponsorów i „Gwiezdnych Wojnach”.

Miejsca w czołowej ósemce Pucharów Świata – trzeba przyznać, że sezon 2024/2025 rozpoczął się dla Ciebie bardzo dobrze.

JULIA WALCZYK-KLIMASZYK: Tak. Powiem szczerze, że jestem tym faktem bardzo pozytywnie zaskoczona, bo po igrzyskach w Paryżu stwierdziliśmy z trenerem, że zrobię sobie dłuższą przerwę, żeby się zregenerować i odpocząć.

Udało się?

Myślę, że tak, choć kiedy wracałam do treningów, to jeszcze czułam trudy poprzednich miesięcy.

Kwalifikacje na igrzyska w szermierce są bardzo długie i skomplikowane i często bardziej wymagające pod względem psychicznym i fizycznym niż sam start na tej imprezie docelowej. Ty jednak przebrnęłaś przez nie koncertowo, osiągając genialne wyniki.

Już zawsze życzę sobie tak udanych i spokojnych kwalifikacji na igrzyska, jakie były dla mnie te przed Paryżem. Właściwie na pół roku przed startem imprezy w stolicy Francji byłam pewna startu w turnieju indywidualnym. To sprawiło, że mogłam ze spokojną głową walczyć o awans drużyny i szlifować formę. Niestety, nie zawsze w moim sportowym życiu było tak kolorowo. Do Tokio nie pojechałam, bo zabrakło mi zaledwie jednego punktu. Bardzo to przeżyłam, ale się nie załamałam, tylko wyciągnęłam wnioski.

Jakie?

Zrozumiałam, że w moim przypadku, bardzo ważna jest również praca z psychologiem. Dzięki temu, co stało się wcześniej, na kwalifikacje do Paryża byłam już dużo lepiej przygotowana nie tylko fizycznie, ale i mentalnie.

Szóste miejsce w Paryżu to dla Ciebie sukces czy jednak trochę niedosyt?

Duży niedosyt. Jechałam do Paryża z przeświadczeniem, że stać mnie na to, żeby wywalczyć zarówno medal w turnieju indywidualnym, jak i z dziewczynami w zawodach drużynowych. Nie udało się, ale wierzę, że wszystko jeszcze przed nami.

Poza wynikiem sportowym, jak wspominasz igrzyska w stolicy Francji?

Bardzo dobrze. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Zawody rozgrywane były w przepięknym miejscu, w niesamowitej oprawie. Bardzo cieszę się też, że miałam okazję uczestniczyć w ceremonii otwarcia, bo to z pewnością coś, czego nie zapomnę do końca życia. Cudowne było też to, że mogła przyjechać i kibicować mi moja rodzina. Mieli także okazję wejść do wioski olimpijskiej, więc razem to wszystko bardzo przeżywaliśmy.

Szermierka jest niestety w Polsce dyscypliną niszową, o której z reguły na większym forum mówi się tylko przy okazji igrzysk olimpijskich. Twoje nazwisko podczas relacji z zawodów w Paryżu było wymieniane bardzo często. Zauważyłaś po igrzyskach wzrost zainteresowania Twoją osobą, także w kontekście pozyskiwania sponsorów?

Przed igrzyskami i w ich trakcie owszem. Później jednak wszystko wróciło do normy. Powiem szczerze, że ja byłam zawsze optymistką i łudziłam się, że kiedy przyjdą wyniki sportowe, przyjdą również sponsorzy. Staram się na własną rękę ich poszukiwać, ale kiedy w okolicach igrzysk, ktoś był na tyle zainteresowany współpracą, że pozwalał wysłać ofertę, tak po zapadła cisza. Niestety. Dlatego ja staram się szukać innych możliwości. Mamy to szczęście, że żyjemy w czasach social mediów. Możemy więc zrobić coś, żeby się wyróżnić, zostać dostrzeżonym.

Twoim sposobem stały się rolki, w których przybliżasz ludziom swoją dyscyplinę?

Tak. Postanowiłam nagrywać je po to, żeby pomóc ludziom poznać i zrozumieć szermierkę. Dyscyplina jest nieco skomplikowana, także przez to, że mamy trzy bronie, a każda jest inna. Jest mnóstwo zasada, które staram się tłumaczyć.

Z jakim odbiorem się spotkałaś?

Bardzo dobrym. W pierwszej kolejności te rolki bardzo podobają się w środowisku szermierzy. Czyli, okazało się, że coś takiego było nam potrzebne. Poza tym cieszę się również, że oglądają je ludzie spoza naszego kręgu, zdają mi dodatkowe pytanie.

Jesteś w trakcie sezonu, sezonu poolimpijskiego, który uznawany jest z reguły za lżejszy, mniej stresujący. Nie oznacza to jednak, że sportowcy w takim czasie nie mają jasno określonego celu. Co jest Twoim sportowym celem, w tym roku?

Dobre starty na każdych, kolejnych zawodach. Obecnie jestem na zgrupowaniu w Wałczu. Najbliższe plany to Grand Prix w Turynie na początku lutego. Później mam starty m.in. w: Egipcie, Peru i w Poznaniu. Cel? Zakwalifikować się i jak najlepiej zaprezentować na mistrzostwach Europy we Włoszech i mistrzostwach świata w Gruzji. Obydwie imprezy rozgrywane będą latem.

Dobrych wyników już trochę masz na swoim koncie, a co uważasz za ten największy?

Chyba zwycięstwo w Igrzyskach Europejskich, które rozgrywane były w Polsce i pierwsze medale zdobyte na seniorskich mistrzostwach Europy. Wcześniej byłam medalistką mistrzostw świata i Europy, ale w młodszych kategoriach wiekowych. Na medale seniorskie musiałam trochę poczekać, więc radość była ogromna.

A to prawda, że szermierkę zaczęłaś trenować dzięki „Gwiezdnym Wojną”?

Zdecydowanie tak. Od najmłodszych lat uwielbiałam „Gwiezdne Wojny”. Latałam po podwórku z chłopakami i wymachiwaliśmy kijami, jak mieczami świetlnymi. Mój dziadek wpadł na pomysł, że można by tę moją fascynację wykorzystać. I tak właśnie trafiłam do mojego pierwszego klubu Zjednoczeni Pabianice.

Od razu poczułaś, że to jest to?

Nie umiem tego tak jednoznacznie stwierdzić. Miałam wtedy 9 lat i chyba bardziej niż sama dyscyplina spodobała mi się atmosfera w klubie. Byliśmy zawsze jedną wielką szermierczą rodzinę i myślę, że na początku chodziłam na zajęcia przede wszystkim dla innych dzieciaków.

Klub jednak zmieniłaś.

Tak. Trzeba było pójść krok dalej. Poszłam też na studia chemiczne na Uniwersytecieim. Adama Mickiewicza. Moje przejście do klubu AZS UAM Poznań zbiegło się także w czasie z powrotem do Polski z Egiptu trenera Pawła Kantorskiego. Stworzony został świetny ośrodek, do którego przyjechały zawodniczki także z różnych innych miejsc. Do dziś mamy bardzo profesjonalne warunki do treningu, indywidualne podejście.

Studiowałaś chemię? Trudne studia, treningi, zawody – pewnie niełatwo było to wszystko pogodzić?

Do dziś się zastanawiam, jak sobie z tym wszystkim poradziłam (śmiech), ale przedmioty ścisłe, a zwłaszcza chemia zawsze były moim konikiem. Mam analityczny umysł, co przydaje mi się także w sporcie, bo w szermierce sporo jest analizowania walk, taktyki przeciwnika. Kiedyś po zakończeniu sportowej kariery mam nadzieję na powrót do laboratorium chemicznego.

Udostępnij

Translate »