Kibicowanie sędziemu, czyli o fenomenie Szymona Marciniaka

Cała piłkarska Europa przygotowuje się do finału piłkarskiej Ligi Mistrzów. 10 czerwca przed szansą na potrójną koronę Manchesteru City i wielki powrót na salony Interu w Polsce przyćmi jednak Szymon Marciniak. Za postawę polskiego arbitra ponownie kciuki trzymać będzie cały kraj.

Kończący się sezon to spełnienie sędziowskich marzeń w karierze Szymona Marciniaka. Najpierw 42-latek prowadził jeden z najlepszych finałów piłkarskich Mistrzostw Świata w historii. Poprowadził to jednak mało powiedziane. Polski sędzia był bezbłędny i po wielkim piłkarskim święcie jednym głosem chwaliło go całe środowisko. W superlatywach o Marciniaku wypowiedział się sam Pierluigi Collina. Teraz czas na drugi najważniejszy mecz na świecie. 10 czerwca na Stadionie Atatürka w Stambule Polak będzie „gwizdał” starcie o puchar Ligi Mistrzów.

Dwie dekady doświadczenia

Sędziowska przygoda Szymona Marciniaka rozpoczęła się w 2002 roku, kiedy to obiecujący wówczas obrońca zdecydował się zaliczyć kurs sędziowski. Słynna stała się już anegdota, mówiąca o tym, że zachęcił go do tego Adam Lyczmański słowami „skoro jesteś taki mądry, to sam zacznij sędziować”. W meczu, którym usłyszał to zdanie, Marciniak zobaczył z rąk tego arbitra dwie żółte kartki, ale słowa Lyczmańskiego wziął do serca. Początkowo starał się łączyć rolę rozjemcy spotkań z amatorskim graniem. Z czasem jednak zupełnie poświęcił się gwizdkowi i kartkom.

Po 7 latach Szymon Marciniak wdrapał się na krajowy szczyt. Arbiter zaczął sędziować mecze w Ekstraklasie, a po dwóch latach stał się polskim sędzią międzynarodowym. Gdy europejskie areny stanęły przed nim otworem, 42-letni sędzia rozpoczął budowę swojej renomy w świecie wielkiego futbolu. Już w 2015 roku stał się arbitrem z grupy UEFA Elite, czyli sędzią nominowanym do najważniejszych spotkań na Starym Kontynencie. Solidny występ na EURO 2016, potem Superpuchar Europy i mundial – kariera nabrała rozpędu, a teraz Szymona Marciniaka nazywa się po prostu najlepszym sędzią piłkarskim na świecie.

Podwójna korona

Ostatnie miesiące to już tylko potwierdzenie tego, jak klasowym i szanowanym arbitrem stał się Szymon Marciniak. Po kapitalnym występie w finale Mistrzostw Świata pochodzący z Płocka sędzia został wybrany najlepszym w 2022 roku. Klasę potwierdził również w siedmiu meczach Ligi Mistrzów prowadzonych dotychczas w sezonie 22/23. Ósmym będzie finał rozgrywek i wielki mecz na stadionie w Stambule. Ze względu na dobrą postawę Marciniaka, UEFA zrezygnowała z niepisanej zasady dotyczącej obsad najważniejszych meczów w sezonie. Gdy Polaka wyznaczono do półfinału pomiędzy City i Realem Madryt, szanse drastycznie spadły, bo władze europejskiej piłki zwykle nie nominują tego samego sędziego do dwóch tak ważnych spotkań. Marciniak jednak dostąpił tego wyróżnienia.

Prowadzenie dwóch najważniejszych meczów piłkarskich świata to wyczyn, który ma na koncie tylko kilku sędziów. Dotychczas dokonało tego sześciu panów – to Gottfried Dienst, Jack Taylor, Sandor Puhl, Pierluigi Collina oraz nie wybiegając w przeszłość zbyt daleko Niccola Rizzolli (2013 LM i 2014 MŚ) i Howard Webb. Ten ostatni zrobił to w jednym sezonie. Anglik w 2010 roku był jedynym sędzią w historii, który założył sędziowską „podwójną koronę”. Teraz to samo wyróżnienie spotkało Szymona Marciniaka. 

Piłkarski fenomen

Fenomen, bo jak inaczej nazwać fakt, że polscy kibice zaczęli kibicować sędziemu? Futbol na krajowym podwórku z roku na rok stawia kroki w dobrym kierunku i stale się rozwija, ale na większe sukcesy trzeba zaczekać. Polaka za to możemy oglądać na murawie podczas najważniejszych piłkarskich spotkań sezonu. Nie jest to jednak Robert Lewandowski. Tym razem biega z gwizdkiem i pokazuje kartki gwiazdorom. A rodacy z zapartym tchem oglądają powtórki i upewniają się, że nie popełnił błędu i wszystko jest w porządku.

Polski sport widział wiele „manii”, ale ta dotycząca Szymona Marciniaka jest jedną z najciekawszych, a zarazem najbardziej pozytywnych. Gdy miliony kibiców przed telewizorami i na stadionach przyglądają się bramkom Erlinga Haalanda czy podaniom Marcelo Brozovicia, w Polsce niemniejszą uwagę poświęca się każdej decyzji arbitra. Kluczowe jest tu nasze miejsce na piłkarskiej mapie Europy. Hiszpańskie, brytyjskie i włoskie kluby mają zespoły walczące o trofea, więc zainteresowanie pracą ich arbitrów nie może budzić takiego zainteresowania. Polacy natomiast mają sędziego, który realnie wpływa na wynik.

Komercyjny sukces

Po wielkim sukcesie w Katarze pojawiły się wielkie sukcesy na płaszczyźnie pozasportowej. Szymon Marciniak stał się medialną gwiazdą. Arbiter gościł w programach publicystycznych, telewizjach śniadaniowych, udzielił dziesiątek wywiadów. Pojawiło się także zainteresowanie wizerunkiem płocczanina. Wiosną o nawiązaniu współpracy z Marciniakiem z dumą poinformowała firma Lancerto. – Szymon Marciniak to nie tylko popularny sędzia cieszący się uznaniem i sympatią, ale także wyjątkowy profesjonalista – na boisku i poza nim. Wszystkie te cechy współgrają z naszymi wartościami – mówił wówczas Michał Grochala, brand manager firmy zajmującej się męską odzieżą. Już wcześniej Marciniak współpracował z Auto-Forum Płock.

42-latek w Stambule może piękną klamrą spiąć najlepszy sezon w swojej karierze. Na jakie zarobki może liczyć? Według ustaleń hiszpańskiem „Marci” i portalu „SportingFree” za same mecze w Lidze Mistrzów i na Mistrzostwach Świata Szymon Marciniak zarobił około 800 tysięcy złotych. Sam finał Champions League to zarobek rzędu 10 tysięcy euro. Biorąc pod uwagę ogromną presję czy zarobki piłkarzy, wydaje się to całkiem niedużo, ale renoma i szacunek, który budzi w środowisku są jednak bezcenne i unikatowe w skali światowej.

Wielki dzień

Zaplanowany na 10 czerwca finał Champions League może przejść do historii jako skompletowanie potrójnej korony przez Manchester City. Inter postara się o pokrzyżowanie planów „The Citizens”, ale już teraz wiemy, że w Polsce oceniany będzie występ rodaka, a data zapisze się w historii jako dzień, kiedy po raz drugi Szymon Marciniak był „najważniejszym Polakiem po papieżu”, jak powiedział po finale w Katarze Pierluigi Collina.

Autor Joachim Piwek

Udostępnij

Translate »