Kołecki: krwi było dużo, ale mnie nie przeszkadzała

Mistrz olimpijski w podnoszeniu ciężarów Szymon Kołecki po ponad trzech latach wrócił do MMA. W swojej 11 walce w karierze pokonał w świetnym stylu Oli Thompsona.

Jak się czujesz po walce?

SZYMON KOŁECKI: Dobrze. Jedyne, na co mogę narzekać to fakt, że mam nieco poobijane piszczele i stopę. Kiedy kopałem rywala, Thompsona zasłaniał się łokciami i przedramionami, w które trafiałem.

A Twoje kolano, które przeszło już wiele operacji?

Nie odczułem w trakcie walki, ani po niej, że jest z nim gorzej. Sytuacja jest stabilna. Szczerze mówiąc bardziej niż kolanem, przed walką martwiłem się złamanym palcem u stopy. Dziesięć dni przed nią na treningu niefortunnie kopnąłem kolegę w kolano i niestety skończyło się złamaniem. Na szczęście nie odczuwałem bólu, więc wszystko dobrze się skończyło.

Jesteś w pełni zadowolony z przebiegu walki z Oli Thompsonem?

Cieszę się, że wygrałem i tak, jestem z niej zadowolony. Nie zmienia to jednak faktu, że popełniłem błędy, które mogły się dla mnie źle skończyć. Teraz kiedy oglądam filmy z walki, stwierdzam, że w pierwszej rundzie trochę zlekceważyłem przeciwnika i dałem się obalić. Wydawało mi się, że on nie jest w stanie mnie przewrócić, bo klincze nie sprawiały mi żadnego problemu. Tymczasem chwilę później leżałem na macie. Drugim niebezpiecznym momentem był cios w drugiej rundzie. Gdybym inaczej się ustawił, mógłby być on naprawdę niebezpieczny. Poza tym było dobrze. Wiedziałem, że Thompson to bardzo twardy zawodnik i nie można się spieszyć i chcieć za wszelką cenę walkę skończyć przed czasem. Trzymałem się planu i ustalonej taktyki i dopiero kiedy poczułem, że mam już pełną kontrolę nad tym, co się dzieje, doprowadziłem walkę do końca.

W sieci pojawiło się sporo tytułów typu: „Kołecki urządził krwawą jatkę”. Jak po pierwsze odbierasz takie tytuły? A po drugie wiadomo, że krew jest wkalkulowana w sporty walki, zwłaszcza w MMA, ale tak duża jej ilość tym razem, nie była dla Ciebie problemem?

Odnośnie tytułów, wiem, że są takie po to, żeby teksty się klikały. Nie przeszkadzają mi one. Jeśli chodzi o krew w oktagonie, to rzeczywiście tym razem było jej bardzo dużo. Z reguły wsiąka ona w matę, tym razem był wręcz kałuże, a to dlatego, że rozciąłem Thompsonowi łuk brwiowy, który jest bardzo mocno ukrwiony. Krwi było dużo, ale mi ona nie przeszkadzała, byłem skoncentrowany na tym, żeby robić swoje. Poza tym po walkach i rozmaitych operacjach, które w życiu przeszedłem, jestem z nią obyty.

No właśnie, przeszedłeś w życiu operacje kręgosłupa, kolana. Nie wypominając wieku, to jesteś już po 40. Co Cię więc skłoniło Cię do tego, żeby po ponad trzech latach wrócić do MMA?

Wpływ na to miało wiele czynników. Po pierwsze, uwielbiam tę adrenalinę, krzyki kibiców, emocje i uczucie po wygranej walce. Druga sprawa kocham trenować, jestem od tego uzależniony, a skoro już trenuję, to fajnie jest mieć cel i coś z tą wypracowaną formą zrobić. Trzecia kwestia, to ja na tych walkach też zarabiam i nie można o tym zapominać. Tak więc dopóki zdrowie pozwala i ktoś chce mnie zatrudniać, walczę.

Ile dochodziłeś do formy, jaką prezentowałeś na ostatniej gali Babilon MMA 50?

3,5 roku temu przeszedłem kolejną operację kolana. Rehabilitacja i powrót do niemal całkowitej sprawności trwał około dwóch lat. Przez te pierwsze dwa lata budowałem kondycję, siłę, wykonywałem dużo ćwiczeń funkcjonalnych, stabilizujących. Od marca wróciłem już do MMA.

W jednym z wywiadów przed sobotnią walką powiedziałeś, że właściwie nie masz już sprecyzowanego celu sportowego. Jesteś sportowcem spełnionym, złotym medalistą olimpijskim, medalistą mistrzostw świata, Europy. Właśnie wygrałeś kolejną walkę i co dalej?

Dużo zależy od mojego przeciwnika. Oli Thompson to aktualny mistrz federacji Babilon MMA w wadze ciężkiej. Podpisując umowę, zgodziliśmy się na to, że możliwy będzie rewanż. Czekam więc czy Thompson takiego rewanżu będzie chciał. Musielibyśmy go zawalczyć maksymalnie do końca marca. Jeśli doszłoby do tego, to w najbliższych miesiącach będę się przygotowywał do tej walki. Jeśli nie, zobaczymy.

Jak wyglądały Twoje treningi przed ostatnią walką?

W związku z tym, że od jakiegoś czasu prowadzę studio treningowe i treningi personalne w Ciechanowie nie mogę już sobie pozwolić na to, żeby wyjechać do Warszawy i tam szlifować formę. Musiałem więc dobrze zaplanować logistykę. I tak od niedzieli do wtorku byłem w Warszawie, gdzie robiłem pięć treningów. Od środy do piątku treningi miałem w Ciechanowie. Wolna była tylko sobota. Do tego dochodziła oczywiście odpowiednia dieta, więc nie będę ukrywał, że od marca byłem w bardzo restrykcyjnym reżimie treningowym.

Z jednej strony przygotowanie fizyczne, z drugiej strony ustalenie taktyki też jest pewnie bardzo ważne. Sporo walk rywali oglądasz przed wejściem do klatki?

Taktykę ustala przede wszystkim trener. Najpierw oglądamy całe walki przeciwnika, później wyciągamy z nich to, co ma najlepszego i najgorszego, i montujemy krótkie filmiki, które oglądam non stop. Praktycznie uczę się ich na pamięć. Nagrywamy też moje treningi, sparingi, z których również montujemy krótkie materiały bardzo ważne pod względem szkoleniowym.

Nie mogę nie zapytać o podnoszenie ciężarów. Co sądzisz o kondycji dyscypliny, w której zdobywałeś medale olimpijskie?

Powiedzieć, zapaść, to nic nie powiedzieć. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że marne są perspektywy na to, żeby było lepiej. Myślę, że sam nie potrafiłbym znaleźć rozsądnego rozwiązania.

MMA

Udostępnij

Translate »