Korzeniowski: Jestem uzależniony. Chcę szóstych igrzysk!
Paweł Korzeniowski to jeden z najbardziej utytułowanych pływaków w historii tej dyscypliny w Polsce. W swojej karierze sięgał po medale mistrzostw świata, Europy, pięciokrotnie reprezentował nasz kraj na igrzyskach olimpijskich. Niedawno zapowiedział, że stara się o start w najważniejszej imprezie sportowej po raz szósty. Nam opowiedział o treningach, uzależnieniu od adrenaliny, swojej szkole pływania i wsparciu, jakie otrzymał od sponsorów.
Na mistrzostwach Polski nie udało się zdobyć olimpijskiej kwalifikacji. Wypełnił Pan za to minimum na mistrzostwa Europy. Można powiedzieć, że plan minimum został wykonany?
PAWEŁ KORZENIOWSKI: Szczerze mówiąc, nie liczyłem, że w Lublinie od razu sięgnę po kwalifikację olimpijską. Oczywiście, gdyby się udało, byłbym niesamowicie szczęśliwy. Bardziej jednak zakładałem, że powalczę o przepustkę na mistrzostwa Europy, które rozegrane zostaną w połowie czerwca, tym samym zyskam kolejnych sześć tygodni na trening i szlifowanie formy. W Belgradzie również będziemy walczyć o bilety do Paryża i mam nadzieję, że uda mi się wypełnić minimum, które pozwoli mi po raz szósty uczestniczyć w najważniejszej sportowej imprezie czterolecia.
Skąd decyzja, że będzie Pan ubiegał się o szóste igrzyska w karierze?
Przede wszystkim chciałbym, żeby moje dzieci zobaczyły mnie jeszcze w akcji, żeby miały okazję mi kibicować, być dumne, że tato startuje w igrzyskach. Z drugiej strony w Polsce nie było jeszcze sportowca w dyscyplinach wytrzymałościowych, który startował w sześciu kolejnych igrzyskach. Byłbym pierwszy. Do tej pory spośród naszych rodaków sześć razy udział w igrzyskach wzięło dwóch zawodników: szermierz Jerzy Pawłowski oraz strzelec Adam Smelczyński. Obaj jednak reprezentowali dyscypliny o zupełnie inne charakterystyce niż moja.
Jest Pan medalistą mistrzostw świata, Europy, uczestnikiem igrzysk, czy mimo takie dorobku i doświadczenia, czuje Pan presję w walce o kwalifikację olimpijską?
Oczywiście bardzo chciałbym ją wywalczyć i robię wszystko, żeby to się udało, jednak nie czuję presji. Po tylu latach udanej w mojej ocenie kariery sportowej mam poczucie, że nie muszę nikomu nic udowadniać. Robię to, żeby spełnić swoje marzenia i przede wszystkim z wielką przyjemnością.
Czyli rozumiem, że motywacja do treningu jest?
Oczywiście. Jestem sportowcem, który uwielbia trenować i startować. Kocham też adrenalinę związaną ze startami w zawodach, a im wyższej są one rangi, tym lepiej się na nich czuję i tym więcej potrafię z siebie dać. Mimo wieku wiem, że bez adrenaliny i sportowego celu trudno jest mi funkcjonować. Jestem od tego uzależniony.
Ich brak spowodował u Pana epizod z depresją?
W dużej mierze tak, ale w roku 2012 w moim życiu miał miejsce cały splot nieszczęśliwych wydarzeń, z którymi nie do końca umiałem sobie poradzić. Nie odniosłem sukcesu, jakiego ode mnie oczekiwano na igrzyskach, opuścili mnie sponsorzy, to był początek… Na szczęście wyszedłem z tego kryzysu i myślę, że gdyby nie dołek kilkanaście lat temu, nie byłbym dziś tym, kim jestem. Te złe doświadczenia wiele mnie nauczyły i pozwoliły na wiele rzeczy związanych ze sportem i nie tylko spojrzeć z innej strony.
Zaangażował się Pan w kampanię społeczną fundacji „Twarze Depresji”, bardzo otwarcie opowiedział Pan o swoich problemach. Z jakim odbiorem społeczeństwa się Pan spotkał?
Bardzo dobrym. Miałem wiele sygnałów często od obcych ludzi, że bardzo im to moje wyznanie pomogło. A co najważniejsze, pomogłem sam sobie, poczułem się lżej. My sportowcy często przez społeczeństwo, ale też przez samych siebie postrzegani jesteśmy jako herosi, którzy nie mają prawa do słabości. Tymczasem sport, choć jest wspaniały, często bywa okrutny i potrafi złamać nawet najsilniejszych. Ja kiedy znalazłem się w trudnej sytuacji, sam do siebie miałem pretensje o to, że jestem miękki i słaby. Na szczęście zrozumiałem, że mam problem i potrafiłem sobie z nim poradzić.
Obecnie szlifuje Pan formę na mistrzostwa Europy. Jak wyglądają treningi? Czy jako sportowiec z tak wielkim doświadczeniem trenuje Pan sam, czy jednak korzysta ze wsparcia trenera?
Rzeczywiście z wieloma aspektami potrafię radzić sobie sam. Są jednak kwestie, gdzie pomoc trenera jest niezbędna. Mam to szczęście, że wspiera mnie kolega, z którym pracuję w naszej firmie 5Styl. Mowa o Marcinie Cieślaku, który jest m.in. olimpijczykiem z Londynu. Często koryguje moje błędy, których nie jestem w stanie wychwycić, płynąc na dużej szybkości. Udaje mi się też łączyć pracę z przygotowaniami do igrzysk. Nasza szkoła pływacka 5Styl, to nie tylko nauka pływania, ale także obozy pływackie różne eventy także rekreacyjne na basenach. Ostatnio byliśmy na zgrupowaniu na Teneryfie. Oprócz tego, że szkoliłem innych, miałem również okazję sam porządnie potrenować.
A kwestie finansowe? Osoby w kadrze objęte są szkoleniem centralnym, Pan z pewnością wszystkie koszty związane z przygotowaniami musi ponosić sam?
Rzeczywiście tak jest. Na początku na tzw. rozruch otrzymałem środki od mojej grupy pływackiej. Bez tego wsparcia byłoby mi bardzo trudno zacząć. Z czasem, kiedy o mojej walce o igrzyskach zrobiło się nieco głośniej, udało mi się pozyskać sponsorów. Laboratorium ALAB wspiera mnie zarówno finansowo, jak i poprzez pomoc w przeprowadzaniu badań, leczeniu kontuzji czy zapewnieniu regeneracji.
Ostatnio rozpocząłem również współpracę z firmą Żywiec, która dostarcza mi napoje izotoniczne, wodę, a także pomaga finansowo. Pomoc sponsorów jest nieoceniona i myślę, że bez nich trudno byłoby mi walczyć o szóste w karierze igrzyska.
Z tym wsparciem wyjazd do Paryża będzie łatwiej?
Zdecydowanie. Dzięki temu mogę skupić się na treningach i swoim celu, a tym oczywiście jest olimpiada w stolicy Francji.
Rozmawiała: Aleksandra Szumska