Maciejewski: tu nie ma przypadkowych osób

Mimo że transmisji z zawodów w karate nie oglądamy w otwartej telewizji, to dyscyplina ta od wielu lat zalicza się do najpopularniejszych w Polsce. Wkrótce w naszym kraju zostaną zorganizowane mistrzostwa świata – dla środowiska karate przełomowe, bo ujednolicone. O tym, jak należy odbierać karate i jaki rozwój notuje ono w ostatnich latach, rozmawialiśmy z Andrzejem Maciejewskim – prezesem Polskiego Związku Karate Tradycyjnego.

Damian Filipowski: Czy karate należy odbierać jedynie jako dyscyplinę sportu? A może formę samoobrony, sposób na wychowanie, albo nawet styl życia?

Andrzej Maciejewski: Karate to nie tylko sport. Zajmuję się nim od 40 lat, wychowuję, przygotowuję zawodników do najważniejszych imprez krajowych i międzynarodowych. Oczywiście aspekt sportowy, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, jest kluczowy, ale na przestrzeni historii karate zajmowano się z różnych powodów. Z początku traktowano je jako formę samoobrony, później jako sposób na wychowanie i edukację, natomiast ostatnie lata to przede wszystkim aspekt sportowy. Oczywiście nie tylko – zwłaszcza rodzice dostrzegają inne aspekty, które towarzyszą uprawianiu karate tradycyjnego. I to przekłada się na konkretne statystyki – od lat jesteśmy jednym z najpopularniejszych sportów w Polsce.

Damian Filipowski: Obecna rzeczywistość wygląda zgoła inaczej niż chociażby dziesięć lat temu. W pewien sposób życie „przenosi się” do świata wirtualnego. Czy w kontekście karate należy odbierać to jako zagrożenie, czy wręcz preciwnie – możliwość, aby rola karate w wychowaniu młodzieży rosła?

Świat się zmienia i to jest naturalna rzecz. W ten transformacji należy jednak poszukiwać pozytywnych aspektów – ja np. obserwuję, jak szeroko promowane w mediach są obecnie zawody karate. Informacje z imprez błyskawicznie rozchodzą się w kanałach społecznościowych. To inspirujące. Tak naprawdę chodzi jedynie o zachowanie balansu między światem wirtualnym a fizycznym.

Dzisiaj dużo łatwiej jest przekazać informacje o tym co robimy, niż kiedyś. Dawniej o zapisach na zajęcia informowało się plakatem przyklejonym na słupie. Teraz to są ładne materiały, które funkcjonują w sieci. Z naszej strony ważne, aby w tym wszystkim dbać o swój wizerunek, pokazywać coraz lepszą ofertę. Młodzież będzie garnąć się do uprawiania sportu, jeśli ten będzie dla nich atrakcyjny.

Żyjemy w erze popularności mieszanych sztuk walki. Czy ten boom na MMA jest odczuwany przez środowisko karate jako zagrożenie? A może jest na odwrót?

Uważam, że to nie ma dla nas wielkiego znaczenia, jest wiele dyscyplin i każdy musi się gdzieś odnaleźć. Dla przykładu – mamy swój obiekt treningowy w Lublinie, gdzie z dwóch sal treningowych korzystają również nasi przyjaciele z MMA i brazylijskiego jiu-jitsu. I to nie działa tak, że osoby, które chodzą do nas, nagle pójdą do nich, czy na odwrót. Każdy pozycjonuje się w zależności od swoich warunków psychofizycznych. My również dzielimy się na różne nurty – mamy przecież karate, karate tradycyjne i karate WKF.

Różnorodność to zaleta, ale wiąże się z pewnymi przeszkodami. Jak wygląda proces uporządkowania struktur i ujednolicenia środowiska karate?

Mamy dzisiaj trzy nurty, które równolegle funkcjonują obok siebie. Staramy się wychodzić z inicjatywami, które integrują naszą dyscyplinę. Mamy w planach festiwal – być może na Stadionie Narodowym – gdzie na kilkudziesięciu matach położonych obok siebie, wystąpią zawodnicy w trzech różnych rodzajach karate, które funkcjonują niezależnie obok siebie, ale które wspierają się w niektórych działaniach.

Jeżeli chodzi o karate tradycyjne, to zmierzamy w kierunku konsolidacji, ponieważ tu funkcjonuje wiele organizacji. To, co udało nam się na tym polu zdziałać, to np. organizacja mistrzostw Europy w ubiegłym roku – kilku organizacji jednocześnie. Dwa lata wcześniej w Stuttgarcie podpisaliśmy porozumienie o utworzeniu wspólnej platformy przez cztery organizacje, które funkcjonują na rynku europejskim i nie tylko.

To doprowadziło do tego, że powstała Światowa Unia Karate Tradycyjnego, która jest federacją zrzeszającą te mniejsze organizacje, do tej pory działające obok siebie, a czasami konkurujące ze sobą w zasadzie o to samo. Każdy może mieć swój pomysł na kreowanie swoich uczniów czy promowanie swojej szkoły, natomiast w aspekcie sportowym dążymy do tego, aby przepisy były jednolite. To nam się udaje i owocem tych działań jest właśnie utworzenie światowej federacji i rozegranie pierwszych wspólnych mistrzostw Europy. Następnym krokiem, w jeszcze szerszej skali, będzie rozegranie w grudniu pierwszych mistrzostw świata – także w formie platformy kilku organizacji.

Ten proces trwał kilka lat i trwa nadal. Mamy za sobą pierwsze mistrzostwa Europy i jestem przekonany, że będziemy mieć piękne mistrzostwa świata, które także przejdą do historii. To naprawdę historyczny moment dla karate, ponieważ  jeszcze nigdy nie mieliśmy wspólnych zawodów.

Jakie są Wasze nadzieje w związku z organizacją tak wielkiej imprezy jak mistrzostwa świata, jeżeli mówimy o wymiarze sportowym?

Pozostajemy aktywni nie tylko w kreowaniu tej imprezy. Jesteśmy jednym z liderów systemu szkoleniowego. Stworzyliśmy system, w którym wszyscy zawodnicy naszej obecnej kadry seniorskiej to dzieciaki, które kilkanaście lat temu stawiały swoje pierwsze kroki w karate w wieku zaledwie 5-8 lat. Tu nie ma przypadkowych osób.

Zaplecze kadry narodowej stanowi program, który nazwaliśmy „Sportowy Talent” – bierze w nim udział setka najbardziej aktywnych dzieciaków z całej Polski, które szkolimy. W tej przestrzeni mamy kilkudziesięciu bardzo zdolnych i bardzo dobrze wytrenowanych karateków. Naturalną konsekwencją jest to, że następnie właśnie oni zasilają grupę seniorską. To dlatego na zawodach rangi międzynarodowej Polacy zawsze są w tej grupie reprezentacji, które zdobywają najwięcej medali.

Z czym wiąże się organizacja imprezy tej rangi od strony technicznej?

Na polu organizacyjnym mistrzostwa świata z pewnością nie będą łatwym zadaniem. Funkcjonujemy w niestabilnych czasach, czego nie trzeba specjalnie tłumaczyć. Wcześniej szacowaliśmy, że koszt organizacji tej imprezy zamknie się w pół miliona złotych. Teraz myślimy o pułapie dwa razy wyższym, a nadal chcemy, aby  impreza ta miała odpowiednią rangę i całą otoczkę. Mimo wszystko jesteśmy przekonani, że wszystko się uda, spodziewamy się udziału mnóstwa uczestników z bardzo wielu krajów. Liczymy na bardzo szeroki oddźwięk w mediach.

W imprezie tej rangi z pewnością bardzo ważni są ambasadorzy, czyli osoby, które pomagają zwrócić uwagę na wydarzenie, zachęcić do jego śledzenia. Czy tak będzie w przypadku mistrzostw w karate?

Jak najbardziej to jest drogą, którą planujemy iść. Będziemy gościć legendarną postać środowiska karate – Sensei’a Kenyu Chinena, który jednocześnie jest prezydentem Światowej Unii Karate. Od tego momentu rozpoczyna się kampania na rzecz promocji tej imprezy. Mamy również w planach zapraszać znane osoby do grona ambasadorów – nieoficjalnie już parę osób potwierdziło swój udział w tej roli.

Bardzo istotny jest dla nas udział w mistrzostwach reprezentacji Ukrainy i już teraz mogę powiedzieć, że jej patronem będzie Weronika Marczuk, która bardzo aktywnie działa na rzecz wspierania tych, którzy walczą za naszą wschodnią granicą. Być może do tego grona dołączy ktoś jeszcze, Mogę zdradzić, że liczymy na zaangażowanie m.in. Witalija Kliczko. Chcemy, aby udział Ukraińców miał charakter nieco szerszy, niż wyłącznie udział w sportowej rywalizacji.

Damian Filipowski

Udostępnij

Translate »