Maliszewska zawieszona za doping. To nie musi być koniec

Czołowa polska łyżwiarka szybka – Natalia Maliszewska – została oficjalnie zawieszona na 14 miesięcy za naruszenie przepisów antydopingowych. Maliszewska trzykrotnie uniknęła kontroli, ale Polska i Światowa Agencja Dopingowa uznały, że wina Polki nie była duża i otrzymała najmniejszy wymiar kary. Czy taka wpadka w dzisiejszych czasach to wizerunkowy koniec? Niekoniecznie.

Czołowi sportowcy na świecie objęci są systemem antydopingowym ADAMS. Muszą na bieżąco aktualizować w specjalnym systemie miejsce swojego pobytu, a także wyznaczyć sztywną godzinę, w której zawsze są do dyspozycji kontrolerów. Ci natomiast mają prawo odwiedzić zawodnika bez wcześniejszej zapowiedzi. Jeśli trzy razy sportowiec będzie nieobecny może zostać zawieszony nawet na dwa lata. 14 miesięcy to najniższy wymiar kary, jaką polska łyżwiarka mogła otrzymać. Do rywalizacji wróci już w lipcu i będzie mogła walczyć o kwalifikację na igrzyska w 2026.

– Cieszę się, że cała sprawa znalazła już swój finał – czytamy w oficjalnym komunikacie Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego. – Wiem, na czym stoję i mogę planować najbliższą przyszłość. Najważniejsze, że będę mogła powrócić do profesjonalnych treningów już od przyszłego sezonu i spokojnie przygotowywać się do kolejnych Igrzysk Olimpijskich – zakończyła Maliszewska. Choć nie udowodniono jej stosowania niedozwolonych środków, to jednak plama na honorze się pojawiła i czasem trudno ją zmazać.

Jestem niewinny! To była maść, zjadłem skażone mięso, miałem to w d…!

Prawda lub milczenie w tej sytuacji wydają się być lepsze od najbardziej przemyślanego kłamstwa. Wpływ na to, co sądzimy o dopingowiczach lub sportowcach, potencjalnie biorących niedozwolone środki ma wpływ ich zachowanie po wybuchu afery. Maliszewska długo milczała, aż w końcu w jej mediach społecznościowych pojawił się post. Zdjęcie łyżwiarki bez makijażu z podpisem: „Dobra, koniec tej ciszy. Myślę, że nie muszę tłumaczyć. Po prostu jej potrzebowałam.

Tak najzwyczajniej w świecie chciałam dać znać, że żyję, jestem zdrowa, chodzę na terapię […]. O wszystkim będę Was informować, a na razie zapraszam do śledzenia mojego zwyczajnego życia”. Pod postem zero negatywnych komentarzy, raczej te wspierające sportsmenkę. Podobnie było po ogłoszeniu wyroku. Kibice więc do Maliszewskiej zaufania nie utracili i zgodnie twierdzą, że wróci silniejsza.

Inaczej było w przypadku Roberta Karasia. W organizmie ultratriathlonisty, który w tym roku został mistrzem i rekordzistą świata w 10-krotnym Ironmanie, wykryto niedozwolone substancje. Jednego dnia Karaś twierdził, że nic nie brał, tylko leki, które pozwoliły mu szybciej wrócić do zdrowia po odniesionych kontuzjach. Na drugi dzień w programie „Hejt Park” przyznał, że stosował doping przed walką MMA.

– Wiedziałem, że to biorę, ale nie interesowało mnie, co to jest, bo miałem to w d…. Zapewniono mnie, że to nie będzie miało wpływu na start w Brazylii – próbował się tłumaczyć. Kibice tego nie kupili, a na kontach w mediach społecznościowych sportowca rozpoczął się lincz.

Sportowcami, którzy odkupili swoje winy po wpadce dopingowej, mimo dziwnych tłumaczeń byli m.in. kolarze Ivan Basso i Alberto Contador. U Contadora wykryto w 2010 śladowe ilości klenbuterolu. Hiszpan przekonywał, że niedozwolona substancja znalazła się w jego organizmie, ponieważ zjadł skażone mięso… Trybunał arbitrażowy w Lozannie orzekł jednak dwuletnią dyskwalifikację i odebranie zwycięstw w Tour de France i Giro d’Italia. Contador wrócił i wygrał kolejną edycję wyścig dookoła Włoch.

We krwi jego kolegi po fachu co prawda nie odnaleziono zabronionych substancji, ale policja natknęła się na jego krew w laboratorium doktora Eufemiano Fuentesa, który już swoje na sumieniu miał. Ponoć opisana była imieniem psa Basso. Kolarz nie przyznawał się do stosowania dopingu, twierdząc, że miał tylko taki zamiar, a krew po prostu oddał i wcale nie planował transfuzji. Później jednak zgodził się współpracować z wymiarem sprawiedliwości i nie uniknął kary. Do ścigania wrócił w 2008 roku. Wygrał po raz kolejny Giro d’Italia i znów stał się wielką gwiazdą we Włoszech. Dziś obaj panowie są właścicielami ekipy kolarskiej drugiej dywizji EOLO-Kometa.

Swoje w życiu nabroiła także narciarka Theres Johaug. Norweżka wyrosła na godną następczynię Marit Bjorgen. Wygrywała Puchary Świata, mistrzostwa świata. W 2016 Johaug podczas konferencji prasowej przyznała, że w jej organizmie wykryto obecność clostebolu, sterydu anabolicznego. Odpowiedzialność za wpadkę wziął na siebie lekarz kadry norweskich biegaczek. Stwierdził, że zabroniona substancja znajdowała się w maści, którą zalecił na gojenie się poparzonych od słońca warg.

  

Johaug dostała karę 18 miesięcy. Choć nie wystartowała na igrzyskach w Pjongczang, to wróciła ze zdwojoną siłą. W 2019 roku zdobyła trzy złote medale mistrzostw świata, dwa lata później cztery, a na igrzyskach w Pekinie stawała na najwyższym stopniu podium trzy razy. Jest niekwestionowaną bohaterką w Norwegii.

Przepadli na zawsze

Nie każdy sportowiec jednak z afery dopingowej wyszedł cało. Najwięcej kontrowersji w historii towarzyszyło sprawie Lanca Armstronga. Kolarzowi odebrano wszystkie sukcesy, stracił kontrakty ze sponsorami, musiał oddać część wypłaconych mu środków i co równie bolesne dostał dożywotni zakaz jakiejkolwiek rywalizacji sportowej.

W 2013 roku dla ratowania resztek swojego wizerunku i podreperowania budżetu udzielił wywiadu Ophrze Winfrey, w którym przyznał się do stosowania dopingu. Rozmowę na żywo obejrzało 28 mln ludzi na całym świecie.

Klęskę poniosła także lekkoatletka Marion Jones. Podczas igrzysk w Sydney wywalczyła pięć medali. Choć osoby z jej środowiska wpadały na dopingu, a ją również uważano za podejrzaną, nie było niezbitych dowodów. W końcu w 2007 zapadł wyrok. Jones przyznała się do stosowania niedozwolonych środków oraz składania fałszywych zeznań. Płakała i tłumaczyła, że trener wmawiał jej, że to co jej podaje to olej lniany… Swoją przygodę ostatecznie zakończyła w więzieniu, w którym została osadzona na 6 miesięcy.

Karierę w niesławie zakończyli również polscy ciężarowcy bracia Adrian i Tomasz Zielińscy. Na stosowaniu sterydu anabolicznego 19-norandrosteronu przyłapani zostali po przybyciu do wioski olimpijskiej w Rio. Obaj zarzekali się, że są czyści, ale charakterystyczne krosty (skutek uboczny brania sterydów) mówiły co innego, podobnie jak wyniki próbek. Bracia zostali zawieszeni na cztery lata i do sportu na tym poziomie nigdy już nie wrócili.

AS

Fot. Archiwum PZŁS

Udostępnij

Translate »