Messi w Barcelonie? To ma sens

Jeden z najgłośniejszych transferów XXI wieku okazał się niewypałem. Lionel Messi, siedmiokrotny laureat Złotej Piłki, nosi się z zamiarem powrotu do FC Barcelony, gdyż jego przygoda w PSG to pasmo nieustannych rozczarowań. Tylko czy Barcelona dziś realnie potrzebuje swojej ikony? Pojawiła się finansowa możliwość przeprowadzenia takiego transferu.

Sierpień 2021 roku. Trawiona przez gigantyczny kryzys ekonomiczny FC Barcelona z nowym-starym prezydentem Joanem Laportą na pokładzie traci jakiekolwiek argumenty w walce o zatrzymanie swojej legendy, piłkarskiej ikony XXI wieku, a może nawet całej dyscypliny – Lionela Messiego. Klub ma tak wielkie długi, że nie jest już w stanie dłużej żyć na kredyt i udawać, że wszystko jest w porządku. Sam Messi po szczerej rozmowie z Laportą przekazał mediom wiadomość:

 

Coś niewyobrażalnego dla przeciętnego kibica Dumy Katalonii po stracie Luisa Suareza, nieco wcześniej Ivana Rakiticia i Arturo Vidala czy obliczu informacji o chęci powrotu Antoine Griezmanna do Atletico Madryt, stało się faktem. Messi odszedł do PSG i to za darmo. W Paryżu zapanowała euforia. Witany był jak papież Jan Paweł II po przylocie do Polski.

 

Papież, który nie okazał się zbawcą

Niestety dla kibiców PSG i samego Argentyńczyka ten stan nie trwał zbyt długo. Wydawało się, że tu nie ma co pójść nie tak. Spodziewano się, że jego serdeczny przyjaciel Neymar zadba o dobrą aklimatyzację i sam będzie dawał z siebie więcej przy starym kumplu z Barcelony, z którym wygrywał wszystko, co było do wygrania. Messi nie wojował o koszulkę z numerem „10”, po prostu wziął wolny numer (30) i wszedł do szatni. Przychodząc, był największą i najjaśniejszą gwiazdą paryskiej konstelacji, ale PSG nie stało się nowym „Galacticos”, jak wszyscy się spodziewali.

Sam Messi strzelił tylko dwie bramki w Ligue 1. Wprawdzie ma aż 11 asyst, ale mimo wszystko liczono na więcej, zwłaszcza w rozgrywkach Ligi Mistrzów, czyli wciąż niespełnionym marzeniu prezesa Nassera Al-Khelaifiego. PSG odpadło w 1/8 finału po dwumeczu z Realem Madryt, który przecież nie jest już tym Realem z Cristiano Ronaldo, wygrywającym Champions League trzy razy z rzędu.

Messi nie okazał się zbawcą, na co wpływ miały także pozaboiskowe problemy. A to kontuzja, a to ostatnie zachorowanie na COVID-19, a to kłopoty rodzinne. Myślami był gdzie indziej, a zdaniem dobrze poinformowanych dziennikarzy hiszpańskiego dziennika „El Pais”, mimo początkowej ekscytacji nigdy nie zakochał się w Paryżu.

„Messi powtarza, że jego życie w Barcelonie było zwyczajne. Skoncentrowane wokół dzieci, oparte na codziennej rutynie. Stworzył sobie w Barcelonie swoje małe Rosario. Jadał w ulubionych restauracjach, trzymał się urugwajsko-argentyńskiego środowiska, a podczas spacerów był jak gdyby niewidzialny pośród uliczek Castelldefels. W samej Barcelonie właściwie nie bywał. Pojawiał się tam po to, by na krótko zmienić się z normalnego ojca rodziny w nadzwyczajnego piłkarza” – czytamy w periodyku.

„Po przeprowadzce do Paryża Messi zamieszkał w hotelu Le Royal Monceau. Obiekt jest położony 800 metrów od Łuku Triumfalnego i należy do Katarczyków. Skończyły się spokojne spacery z Antonelą (żona Messiego-przyp. red.). Hotel bez przerwy był otoczony przez paparazzich. Messi potrzebował godziny, by odwieźć dzieci do szkoły, a także kolejnej, by dotrzeć do ośrodka treningowego. Wieczorami pozostawał zamknięty w pokoju hotelowym” – dowodzą dziennikarze „El Pais”.

Kiedy nie ma spokoju w życiu prywatnym, trudno o równą i wysoką formę na boisku. Do tego doszła specyfika Ligue 1 i nastawienie się przeciwników na rywalizację z argentyńskim Bogiem futbolu. Ciekawą opinię ma na ten temat były kolega Messiego z Barcelony, który także przewinął się w ostatnich latach przez PSG, Dani Alves.

– We Francji gra się bardziej fizycznie. W lidze hiszpańskiej przeciwnicy mieli do Leo większy szacunek. W Ligue 1 atakują go częściej, ale sędziowie rzadziej odgwizdują faule – zauważa Brazylijczyk.

Powrót na Camp Nou – czy to ma sens?

W świetle tych wszystkich wydarzeń w głowie Argentyńczyka zaczęła nasilać się chęć powrotu do spokojniejszego życia w Katalonii, ligi, którą zna na wylot i przede wszystkim klubu, który szczerze kocha. Romans z PSG nie przyniósł niczego dobrego ani jemu, ani jego rodzinie, ani katarskim właścicielom, ani Barcelonie. Paradoksalnie ta ostatnia zdaje się najlepiej radzić sobie w erze po Messim. Hiszpanie donoszą, że reprezentujący interesy syna Jorge Messi skontaktował się z Laportą, by porozmawiać o możliwości powrotu na Camp Nou.

 

Argentyńczyk ma asa w rękawie, w postaci możliwości rozwiązania umowy z PSG po zakończeniu tego sezonu. Miał tak mocną pozycję negocjacyjną, że zagwarantował sobie taki zapis, podpisując kontrakt do 30 czerwca 2023 roku. Mógłby więc odejść za darmo i dogadać się z Barceloną, która właśnie dostała bardzo solidny zastrzyk gotówki, wiążąc się z nowym sponsorem strategicznym – Spotify. Na mocy zawartej umowy pierwszy raz w historii klubu Camp Nou będzie miało sponsora tytularnego (od 16 marca oficjalna nazwa to Spotify Camp Nou).

 

Umowa będzie obowiązywała przez 4 lata, a jej wartość to 240 mln euro. Tyle szwedzki serwis streamingowy zapłaci w czterech ratach lub – jeśli zajdzie taka potrzeba – jednorazowo wpłaci na konto Blaugrany, dając jej zupełnie nowe możliwości, także na rynku transferowym.

Pytanie tylko, czy Barca będzie chciała przeznaczyć znaczną część tych pieniędzy na kontrakt Messiego, który w czerwcu skończy 35-lat? Dużo zależeć będzie od stosunku, jaki wobec powrotu będzie miał sam Argentyńczyk. Zgromadził już tak ogromny majątek, że przy mądrym zarządzaniu nawet jego prawnuki będą mogły żyć jak pączki w maśle. Wciąż ma gigantyczną wartość reklamową, więc wysokość kontraktu nie musi odegrać kluczowej roli w tej skomplikowanej operacji o nazwie „Powrót Messiego na (Spotify) Camp Nou”.

Nowa Barcelona z Pierre-Emerickiem Aubameyangiem, Adamą Traore, Memphisem Depay’em, Ferranem Torresem, Nico, Gavim, Pedrim, Ericiem Garcią, oparta na takich filarach jak Marc-Andre ter Stegen, Jordi Alba, Gerard Pique, Dani Alves, Sergio Busquets, Frenkie de Jong plus wracający Messi!? To brzmi jak obraz potęgi z automatu wracającej na światowy TOP. Mówiąc krótko #oglądałbym. Dużo mądrzejsi będziemy latem, bo do tej pory jeszcze sporo może się wydarzyć, ale na tę chwilę to całkiem realny scenariusz.

Fot. Pixabay

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »