Ministrowie sportu, których zapamiętamy na długo…

… i to niekoniecznie z dobrej strony. Mamy nowy rząd i nowego ministra sportu, którym został Sławomir Nitras. Poseł, który nie ma zbyt wiele wspólnego ze sportem poza tym, że jest kibicem. Nowy minister to przede wszystkim bliski współpracownik Donalda Tuska i poseł dość znany z kontrowersyjnego zachowania. Jednak jego „wyskoki” w sejmie w porównaniu z wyczynami poprzedników to tyle, co nic. 

Nitras to człowiek – delikatnie mówiąc – mocno ekspresyjny. Jego nadmierna ekspresja doprowadziła do tego, że w poprzednich kadencjach był jednym z najczęściej karanych posłów w Sejmie. Co nie zmienia faktu, że trzeba mu dać czas na to, żeby pokazał, jak będzie zarządzał polskim sportem. 

  

Historia pokazuje, że nie zawsze mieliśmy szczęście do osób, które pełniły tę funkcję. Jednak warto zacząć, od pozytywów. Po zmianie ustroju ministrem sportu (w latach 1993-97) był przedstawiciel lewicy Stanisław Stefan Paszczyk – człowiek znający tę dziedzinę życia od podszewki (był trenerem, potem lekkoatletycznym działaczem), przy tym komunikatywny, szanowany w środowisku (także poza granicami kraju). 

Po nim, w rządzie AWS, nastał Jacek Dębski, który za życia zasłynął otwartą wojną z prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej Marianem Dziurowiczem. Za życia, bo bardziej znany opinii publicznej stał się po tym, jak zginął od kuli gangstera. Zlecenie na zabójstwo Dębskiego wydał mafiozo Jeremiasz Barański – „Baranina”. Powodem były ponoć nie do końca rozliczone interesy. 

W 2001 roku sport włączono do ministerstwa edukacji. Potem (pierwszy koalicyjny – z LPR i Samoobroną – rząd Prawa i Sprawiedliwości) w fotelu ministra rozsiadł się Tomasz Lipiec – były chodziarz. Jeszcze jako zawodnik został zawieszony na cztery lata za stosowanie niedozwolonych substancji. Lipiec, podobnie jak poprzednik, także poszedł na wojnę z PZPN (usadowił w nim komisarza). W 2007 r. podał się do dymisji, jakby przeczuwając, iż za moment upomni się o niego prokurator. 25 października 2007 r. został aresztowany pod zarzutem przyjęcia korzyści majątkowej – 100 tys. zł oraz uzależniania wykonania czynności służbowej od otrzymania tejże korzyści. Sprawa dotyczyły korupcji w Centralnym Ośrodku Sportu. Lipiec początkowo za kratkami miał spędzić trzy miesiące, ale okres ten został kilkukrotnie wydłużony.

Po lipcu przyszła seria szefów resortu z Platformy Obywatelskiej. Zaczął ją Mirosław Drzewiecki. Zwany przez kolegów „Mirem” polityk został zdymisjonowany po ujawnieniu afery hazardowej. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone, a Drzewieckiemu nie postawiono zarzutów. Mieszkańcy stolicy zapamiętali jego rezygnację z budowy dużej hali sportowej, której Warszawa nie doczekała się do dzisiaj. 

Powszechną wesołość wywołało powierzenie kierowaniem ministerstwa Joannie Musze. Zasłynęła z dwóch wypowiedzi i jednej decyzji, kompromitującej ją jako szefa resortu sportu. Wypuszczona przez dziennikarza mówiła o reformie w trzeciej lidze hokejowej, która nie istniała. Do reszty skompromitowało Muchę pytanie dotyczące meczu o piłkarski Superpuchar (czyli mistrza kraju ze zdobywcą jego pucharu): „Kto wybrał drużyny do tego meczu?”.

  

Mocno kontrowersyjna był także decyzja o dopłaceniu z kasy ministerstwa pięciu milionów złotych do koncertu Madonny. Za jej czasów pojawił się pomysł likwidacji ministerstwa sportu i oddanie jego kompetencji Polskiemu Komitetu Olimpijskiemu. 

Co pokaże Sławomir Nitras? Miejmy nadzieję, że nie będzie tak kontrowersyjny jak jego poprzednicy.

AS

FOT. Freepik

Udostępnij

Translate »