Nadziejometr – jak zmierzyć optymizm polskich trybun?

Przeciętny kibic Rakowa Częstochowa zawsze wstaje prawą nogą, uśmiecha się do siebie w lustrze, a na klatce wszystkim mówi „dzień dobry” – tak, oczywiście żartobliwie, wynika z „Nadziejometru” w naszym raporcie, „Jak Ekstraklasa wygląda z wysokości trybun?”. Sympatycy drużyny Marka Papszuna wykazują 100-procentowy optymizm względem nadchodzących rozgrywek; zgoła inaczej jest we Wrocławiu czy w Mielcu – tam nowy sezon maluje się niemal wyłącznie w ciemnych barwach. Skąd takie wyniki? Co to oznacza w kontekście nadchodzącego sezonu? Zapytaliśmy o to kilku czołowych dziennikarzy opisujących PKO BP Ekstraklasę.

Nadziejometr” to pomiar optymizmu kibiców polskiej ligi. Bazując na metodologii wykorzystywanej przez redakcję „The Athletic” (Hope-O-Meter), zapytaliśmy po 50 kibiców każdego klubu Ekstraklasy o nastroje względem nadchodzącego sezonu. Na podstawie wyników powstał wykres określający proporcje optymizmu i pesymizmu na trybunach.

Już na pierwszy rzut oka widać oczywistą prawidłowość – drużyny, które zajęły czołowe pozycje na podium, otwierają Nadziejometr. Patrząc jednak na wyniki, warto mieć z tyłu głowy czas prowadzenia badań, który przypadł na początek czerwca. Wówczas kibice w Poznaniu chodzili z wysoko podniesionymi głowami, a gwarantem sukcesu była postać Macieja Skorży. Piłka, a szczególnie ta polska, bywa jednak przewrotna i stwierdzenie, że dzisiejszy Lech Poznań by w Nadziejometrze zapikował, wcale nie jest na wyrost.

Wszystkie oczy są jednak zwrócone w stronę Rakowa Częstochowa, wobec którego optymizm niemal wylewa się poza skalę. O przyczyny tego zjawiska zapytaliśmy dziennikarza Weszło!, Macieja Wąsowskiego.

„To, że nadzieje kibiców Rakowa są aż tak optymistyczne nie może dziwić. W dwóch ostatnich sezonach klub dołączył do ścisłej czołówki Ekstraklasy. Zdobycie dwóch wicemistrzostw Polski i dwukrotna wygrana z rzędu w Pucharze Polski robią swoje. Są to najlepsze wyniki w ponad 100-letniej historii klubu. Poza tym w hierarchii zarządzającej klubem wszystko się zgadza – jest kontrolujący wszystko właściciel klubu i możny sponsor w jednym, który nie szczędzi grosza na zespół – Michał Świerczewski. Jest również trener – Marek Papszun, który odrzucił propozycję od wielkiej Legii Warszawa, a wcześniej wprowadził swoją drużynę z II ligi do Ekstraklasy, a teraz odnosi najlepsze rezultaty w historii klubu. Poza tym kibic Rakowa cały czas może mieć poczucie, że jego ukochany zespół rozwija się, bo na przestrzeni dwóch ostatnich lat z klubu odszedł tylko jeden kluczowych gracz – Kamil Piątkowski (RB Salzburg). Nie nazwałbym tak sprzedanego w podobnym okresie Davida Tijanicia (Goztepe Izmir), bo na przykład Mateusz Wdowiak w poprzednim sezonie stał się już lepszym piłkarzem od Słoweńca. Vladan Kovacević, Fran Tudor czy Ivi Lopez cały czas są w klubie. Mimo świetnej gry i pewnie sporego zainteresowania ze strony innych zagranicznych ekip pod Jasną Górą są w stanie zatrzymać swoich najlepszych piłkarsko zawodników.

Do pełni szczęścia brakuje jeszcze awansu do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy i budowy nowego stadionu. Biorąc jednak pod uwagę wszystko, co wydarzyło się w ostatnich latach fani Rakowa mogą oczekiwać, że prędzej czy później coś podobnego się wydarzy, bo na razie wszystko co było obiecywane i planowane przez władze klubu, zostało spełnione. Mnie ciekawi, co się wydarzy, kiedy pojawi się kryzys, a najlepsi zawodnicy będą chcieli odejść. Wtedy trzeba będzie odpowiednio zarządzać kryzysem, a ten przy Limanowskiego dawno nie miał miejsce. Pewnym rozczarowaniem było przegranie mistrzostwa Polski w poprzednich rozgrywkach, kiedy na trzy kolejki przed końcem sezonu wszystko było w rękach, nogach i głowach częstochowskich piłkarzy. Ostatecznie lepszy okazał się Lech, co na pewno było bolesne dla kibiców Rakowa, ale jednocześnie na osłodę tej porażki był drugi Puchar Polski, drugie wicemistrzostwo z rzędu czy tytuł króla strzelców i najlepszego zawodnika dla Iviego Lopeza. Walka o tytuł w kolejnym sezonie jest dla fanów częstochowian czymś naturalnym i oczywistym, bo to kolejny krok na drodze rozwoju całej organizacji.

Zwróciłbym też uwagę na to, że pod Jasną Górą panuje duże zaufanie do władz klubu jeżeli chodzi o transfery. Klub na razie przeprowadził ich do klubu tylko trzy: środkowy obrońca Stratos Svarnas (AEK, wypożyczenie), napastnik Fabian Piasecki (Śląsk Wrocław) i bramkarz Xavier Dziekoński (Jagiellonia Białystok). Nie są to ruchy rzucające na kolana, ale kibice nie robią z tego tytułu zarzutu i nie naciskają w mediach społecznościowych na kolejne wzmocnienia, jak to mają w zwyczaju fani pozostałych polskich czołowych zespołów. Inna sprawa, że klub już przedłużył umowę z Vladanem Kovaceviciem (wybranym na Gali Ekstraklasy bramkarzem sezonu 2021/22), a lada chwila podpis pod nowym kontraktem powinien też złożyć Ivi Lopez. Dodatkowo drużyna Papszuna już zdążyła podnieść pierwsze trofeum po drugim z rzędu triumfie w Superpucharze Polski. To wszystko buduje optymizm fanów przed nowymi rozgrywkami naszej ligi.”

Przede wszystkim zaskoczyć może obecność „na pudle” Cracovii. Po nieszczególnie zachwycającym sezonie (choć będącym istotnym progresem względem 2020/21) kibice na Kałuży założyli różowe okulary. Z badania wynika, że kluczowy wpływ na tę euforię ma osoba Jacka Zielińskiego (oceniany przez kibiców na 8,34), który już na wstępie zaplusował nie byciem Michałem Probierzem. O pozostałych czynnikach mówi nam Michał Trela z newonce.sport:

„Według Nadziejometru kibice Cracovii przed nowym sezonem należą do największych optymistów w Ekstraklasie. Może to być związane z kilkoma czynnikami. Najważniejszym jest pewnie zakończenie toksycznego związku z Michałem Probierzem, który, nawet mimo obiektywnych sukcesów, nie został nigdy w Krakowie pokochany. Zastąpienie go bardzo popularnym na trybunach Jackiem Zielińskim, kojarzącym się z czasami, gdy Cracovia nie tylko notowała dobre wyniki, ale też grała efektowną, „krakowską” piłkę, było ruchem, który błyskawicznie zjednał trybuny. Przeciętna wiosna zdaje się nie osłabiać tego efektu. Jest bowiem pewnie tłumaczona balastem punktowym z czasów Probierza oraz kadrą w dużej mierze budowaną jeszcze przez niego.

Drugą ważną przesłanką przemawiającą za optymizmem kibiców „Pasów” jest fakt, że nadchodzący sezon będzie dla nich absolutnie wyjątkowy. Po raz pierwszy w historii ich klub będzie jedynym reprezentantem Krakowa w Ekstraklasie, co klub chciałby wykorzystać marketingowo, przyciągając na trybuny nowych kibiców. Po trzech awansach do eliminacji europejskich pucharów w ostatnich sześciu latach, przy Kałuży oczekiwania wyraźnie poszły w górę. Zwłaszcza że klub zaczyna mieć stabilne fundamenty także pod względem infrastruktury do treningów oraz akademii. Trudno w tym momencie nie dojść do wniosku, że Cracovia ma wszystko, by mieszać wśród najlepszych.

Dla drużyny Zielińskiego to paradoksalnie może być niewygodne położenie. Kadra Cracovii nie została na tyle wzmocniona, by upatrywać w niej naturalnego kandydata do pucharów. Zespół, który w poprzednim sezonie był idealnym średniakiem, wciąż ma wiele wyraźnych braków oraz pozycji, na których dominuje przeciętność. To sprawia, że nawet wynik na miarę potencjału zespołu, w okolicach szóstego miejsca, może być przez kibiców odebrany jako rozczarowujący.”

Wciąż trudno się nadziwić temu, w jakim tempie regres zaliczyła Legia Warszawa, piąta drużyna od dołu w pomiarze optymizmu. Wystarczy powiedzieć, że dziś typowanie Legionistów do zajęcia miejsca pucharowego nie jest opinią pozbawioną kontrowersji. Parafrazując przy tym słynny wywiad Arkadiusz Malarza – mówimy o Legii Warszawa! Legii Warszawa! Są tacy, którzy stołeczną degrengoladę musieli opisywać na bieżąco przez cały sezon – jednym z nich jest wydawca Legia.Net, Adam Dawidziuk.

„Jak widać w przypadku Legii, optymiści vs pesymiści, to fifty fifty, czyli typowa gra na dwa uda: uda się albo nie uda. Tak też było w ostatnim sezonie, w Europie się udało, w lidze była tragedia. Wykres oddaje nastroje w Warszawie. Jedni liczą, że tak fatalny rok nie ma prawa się powtórzyć, inni są zwiedzeni polityką prowadzoną w ostatnich latach i nawet zmiany, które zaszły w klubie, nie zmieniają opinii negatywnych.

Pamiętajmy jednak o jednej zmiennej: kibic Legii jest rozpieszczony wynikami w latach 2013-2021. Dziś trzeba mieć 40 lat i więcej, aby dobrze pamiętać ponad 20 lat bez mistrzostwa Polski. Trudno powiedzieć, czego oczekuje dziś kibic Legii. Walki o mistrzostwo czy powrotu do czołówki. Jak pokazał Lech w minionym sezonie, szybko można wrócić z piekła do nieba.”

Wykres zamykają dwa kluby, które – mimo wszystko – trudno wymienić w tej samej kategorii. Najbardziej pesymistycznych kibiców w kraju ma Stal Mielec, czyli klub, który – bądź co bądź – świętował trzy sukcesy z rzędu. Po awansie do elity udało się dwukrotnie w tejże utrzymać, co zdaniem wielu bynajmniej nie jest wynikiem odpowiadającym potencjałowi klubu.

Tuż nad Stalą plasuje się Śląsk Wrocław, który zamiast pójść za ciosem i nawiązać do chwalebnego początku ubiegłej dekady, zdecydował się odtworzyć jej koniec i do ostatniego gwizdka drżeć o utrzymanie. O przygnębiającą aurę na wrocławskich i mieleckich trybunach zapytaliśmy Michała Zachodnego z Viaplay i Michała Czajkę, dziennikarza Nowiny24.

„Wokół Śląska jak zwykle kompletny misz masz nastrojów. Z jednej strony kibice są bardzo negatywnie nastawieni przed sezonem, z drugiej spora część celuje w europejskie puchary. To tylko pokazuje, że dziś niewiele osób wie na ile stać drużynę Ivana Djurdjevicia, jaki jest jej styl i charakter. Może to dla samego szkoleniowca dobrze, bo na razie buduje w spokoju, a poprzeczka względem poprzednich rozgrywek naprawdę nie jest zawieszona wysoko.

Pytanie, jak będzie to wyglądało w momencie, gdy ten restart Śląska okaże się trudniejszy, naznaczony problemami jakościowymi, charakterologicznymi… Ale też na rewolucję trzeba było się kiedyś zdecydować, choć jest ona ewidentnie spóźniona o rok, który klub stracił: a w jego trakcie swoją reputację, sporą kasę, czy wreszcie to, co raport pokazał – zaufanie kibiców.”

„Szanse mieleckiej Stali ogólnie nie są oceniane, delikatnie mówiąc, zbyt wysoko, więc pewnie te nastroje udzielają się też trochę kibicom. Wynika to zapewne z tego, że latem w zespole nie tyle zaszły zmiany, co doszło do prawdziwej rewolucji. W minionym sezonie dobra runda jesienna dała mielczanom wysokie miejsce, ale wtedy mieli świetnego Fabiana Piaseckiego. Wiosną już go nie było i przełożyło się to na wyniki, ale jeszcze swoje robili chociażby Grzegorz Tomasiewicz czy młody Maksymilian Sitek. Po sezonie nie ma już tej dwójki, a dodatkowo też takich graczy jak m. in.: Granlund, Czorbadżijski, Mateusz Żyro czy bramkarz Strączek.

Nazwiska zawodników, którzy przyszli nie powalają – np. w ataku jest Mikołaj Lebedyński, który ostatnio w pierwszej lidze zdobył 10 goli i nieznany w lidze polskiej Holender Saïd Hamulic. W bramce trener Majewski też musi postawić na młodość, bo Mrozek czy Kochalski to rocznik 2000, a Dudek 2002. Przerwa między sezonami znowu nie była tak długa, więc może być też problem ze zgraniem i zrozumieniem w początkowej fazie sezonu. Te wszystkie czynniki zapewne spędzają sen z powiek kibicom mieleckiego zespołu.”

Nastroje w Ekstraklasie zmieniają się jak w kalejdoskopie i bardzo prawdopodobne, że po niechybnie czekającej nasz wysokiej wygranej Stali w Poznaniu, a także potknięciu Rakowa w meczu z Wartą, Nadziejometr można by wrzucić do maszyny losującej i rozdać na nowo. Ale czy to nie w tym tkwi całe piękno polskiej piki? Byle do piątku!

Zobacz jak Nadziejometr komentowali dziennikarze „Meczyków”

Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »