Natalia Czerwonka: W Pekinie przeżyłam horror
Natalia Czerwonka niedawno ogłosiła wznowienie kariery sportowej. Jedna z najlepszych polskich łyżwiarek szybkich zamierza pojechać na swoje piąte igrzyska olimpijskie.
Pamiętasz moment, w którym zdecydowałaś o tym, że chcesz odwiesić karierę zawodniczą?
NATALIA CZERWONKA: Nie był to moment, chwila, jeden impuls. Ta decyzja we mnie dojrzewała dłuższy czas. Wydaje mi się, że kiedy zakończyłam karierę po igrzyskach w Pekinie, cały czas czułam, że zrobiłam to nie w taki sposób, jak bym chciała. Przypomnę, że podczas igrzysk w Chinach ze względu na pozytywny wynik testu na COVID-19 sporo czasu spędziłam w izolatce. Nie mogłam trenować, kontaktować się ze światem. Nie mogłam być chorążym reprezentacji, ani wystartować na takim poziomie, do którego się przygotowywałam. To był mój ostatni start w karierze, który wiązał się z bardzo przykrymi wspomnieniami. Po jakimś czasie, kiedy przepracowałam te trudne igrzyska w Pekinie, poczułam chęć do treningu. Poczułam, że chciałabym jeszcze powalczyć. I tak przed rokiem wznowiłam treningi.
Wielu sportowców, którzy kończą karierę, podkreśla, że lubią trenować, ale stracili chęć do rywalizacji. Męczą ich starty, wyjazdy na zawody, stresy z tym związany. Jak jest w Twoim przypadku?
Inaczej. Ja sobie nie wyobrażam trenować tylko po to, żeby trenować, żeby zdrowo żyć. Ja muszę w treningu widzieć jasno określony cel.
Jesteś zawodniczką, która z jednej strony zdobywała medale na najważniejszych światowych imprezach, z drugiej strony ma za sobą bardzo trudne chwile. Wystarczy wspomnieć wypadek na rowerze, igrzyska, podczas których Twoje koleżanki dostały medal, a Ty będąc rezerwową nie czy wspomniany już Pekin. Te trudne momenty bardziej Cię zahartowały czy bardziej zniechęcają do sportu?
W mojej karierze nie brakowało emocji i to skrajnych. Wszystko, co się działo przez lata, zmieniało mnie nie tylko jako zawodniczkę, ale także jako człowieka. Zdecydowanie największy wpływ miały na mnie wspomniane już igrzyska w Pekinie. Horror, jaki tam przeżyłam, długo był we mnie. I mimo że jestem pozytywną osobą, to trudno mi się było po tym otrząsnąć. Kiedy miałam wypadek na rowerze i okazało się, że uraz jest bardzo poważny, już w szpitalu mówiłam wszystkim, że wyjdę z tego, że będę ciężko trenować i jeszcze wrócę na lód. Na to, co działo się w Pekinie, nie miałam żadnego wpływu. Najpierw siedziałam w izolatorium, później w wiosce też byłam odizolowana od świata. Na lodowisko osoby, które miały rzekomo pozytywny wynik testu jeździły innym transportem, czuliśmy się napiętnowani. To było straszne, bo nic tam nie było jasne i oczywiste.
To prawda, że kiedy wyszłaś w Pekinie na lód, popłakałaś się?
Tak, i to bynajmniej nie ze szczęścia, że w końcu mogę na nim być. Targały mną skrajne emocje. Latami się przygotowywałam do tego startu, tymczasem ktoś mi to zabrał. Miałam też być chorążym reprezentacji, to wielkie wyróżnienie, które też mi zabrano.
Pomówmy o przyszłości. Co jest obecnie Twoim sportowym celem?
Przede wszystkim chciałabym się zakwalifikować na kolejne igrzyska i ponieść polską flagę, tak jak miało to być w Pekinie. Byłyby to moje piąte igrzyska. Z tego co wiem, nikt wcześniej z Dolnego Śląska nie wystartowała na pięciu kolejnych igrzyskach. Chciałabym też podkreślić, że nie sam start mnie interesuje, a wyniki. Czuję, że jeszcze stać mnie na dużo. Jeśli oczywiście zdrowie pozwoli.
A pozwala?
Przez ostatni rok trenowałam bardzo ciężko. Czerpałam z tego wielką przyjemność, nawet jeśli pierwsze treningi na lodzie były dla mnie wymagające. Zdrowie dopisywało. Niestety w ostatnich tygodniach mój organizm zrobił mi dość niemiłą niespodziankę.
Jaką?
Czułam się bardzo zmęczona, miałam ciągle wysokie tętno. Nie wiedziałam do końca, o co chodzi. Kołatanie serca było na tyle niepokojące, że w końcu poszłam do lekarza. Dodam, że jeszcze w czerwcu robiłam komplet badań i wszystko było w najlepszym porządku. Teraz okazało się, że mam nadczynność tarczycy. W związku z tym musiałam trochę przystopować. Dać organizmowi czas, żeby się ustabilizował, zaczął reagować na leki. Przez to nie mogłam wystartować w mistrzostwach Polski, które miały być moim oficjalnym powrotem.
Kolejne trudne chwile…
Niestety, ale wiem już, że co nas nie zabije to wzmocni. Obecnie mam wielkie wsparcie nie tylko od mojej rodziny, ale także zawodniczek i zawodników z mojej akademii. To mnie niesie i dodaje mi otuchy.
Po zakończeniu kariery zawodniczej poukładałaś swoje życie zawodowe. Masz świetnie działający klub, którego wychowanki i wychowankowie już odnoszą sukcesy. Bardzo angażujesz się w treningi najmłodszych, ale także w promocję sportu. Teraz dochodzą Twoje treningi. Jak to wszystko godzisz?
Nie jest to takie proste. Rzeczywiście moja akademia działa od lat, trenuje w niej coraz więcej dzieciaków. Co ciekawe, obecnie ja reprezentuję swój własny klub, co jest dla mnie dodatkową mobilizacją do treningów. Tak jak też wspomniałam, dodatkową motywację dają mi zawodnicy. Zawsze bardzo angażowałam się w ich treningi, od jakiegoś czasu musiałam trochę jednak wejść na boczny tor i więcej czasu poświęcić na swój trening. Nie zmienia to faktu, że moje zawodniczki patrzą, jak trenuję, jak się cieszę, jak płaczę, kiedy mam trudniejsze chwile. Mam nadzieję, że daję im dobry przykład, bo przede wszystkim o to mi chodzi.
Jak na Twój powrót zareagowali trenerzy kadry, koleżanki?
Nie było jakiegoś wielkiego entuzjazmu, ale raczej odbiór był pozytywny. Wiadomo, startuję z innego pułapu, niż było to kilkanaście lat temu. Obecnie trenerem kadry jest mój kolega, który jest z tego samego rocznika co ja. Z dziewczynami w większości dobrze się dogaduję, zwłaszcza z Andżeliką Wójcik, z którą znamy się od lat i wiele już razem przeżyłyśmy.
Przez lata Twojej kariery łyżwiarstwo szybkie przechodziło w Polsce przez różne etapy. Jak obecnie oceniasz poziom dyscypliny w naszym kraju?
Jest dobrze. Po wielkich sukcesach przyszły chudsze lata kryzysu, podczas których nie da się ukryć, świat nam mocno odjechał.
Teraz go doganiamy?
Myślę, że tak. Wyniki są coraz lepsze. W Polsce organizowane są imprezy rangi mistrzowskiej czy rangi Pucharu Świata. Nie muszę mówić, jak świetna jest to promocja dyscypliny. To, co najważniejsze to fakt, że powstał tor w Tomaszowie Mazowieckim. Dzięki niemu nie musimy przez większość rok trenować za granicą i możemy startować także w Polsce.
Podobnych obiektów w Polsce ma być więcej.
Tak, choć póki co długo się na nie czeka. W lutym miało zostać otwarte lodowisko w Zakopanem. To bardzo wyczekiwany obiekt nie tylko przez polskich zawodników, ale również przez światową czołówkę. Wszystko się jednak przedłuża z różnych względów. Szkoda, bo przy ciepłych zimach trening w Polsce na zewnątrz staje się już praktycznie niemożliwy. Mi samej marzy się remont i zadaszenie lodowiska w moim rodzinnym Lubinie. To ułatwiłoby nam znacznie życie, bo z dzieciakami z Akademii jeździmy do oddalone Świdnicy, albo do wspomnianego Tomaszowa.
Fot. Archiwum N. Czerwonki