Niebywały zjazd kadrowicza Nawałki

Autorski cykl #GdzieIchWywiało na „The Sport” przybliża kariery byłych reprezentantów Polski, lub piłkarzy mocno związanych z polską piłką, którzy od jakiegoś czasu znajdują się poza piłkarskim mainstreamem. Co robią, jak sobie radzą i dlaczego są tam, gdzie są. Tym razem zaglądamy do Łukasza Teodorczyka, który cztery lata temu grał na mundialu, a teraz spadł z Serie B.

Gdyby ktoś 5 lat temu powiedział polskim kibicom, że Łukasz Teodorczyk w wieku 30 lat wyląduje na trzecim poziomie rozgrywkowym we Włoszech, pewnie zostałby wyśmiany i odesłany do wariatkowa. Dziś brzmi to abstrakcyjnie, ale tak właśnie się stało. Zjazd uczestnika mundialu w 2018 roku jest wręcz niebywały.

Popularny Teo z ekstraklasy wyjeżdżał w 2014 roku, jako wicemistrz Polski z Lechem Poznań i trzeci najlepszy strzelec sezonu 2013/14 (zdobył 20 goli, więcej mieli tylko Marco Paixão ze Śląska Wrocław – 21 i Marcin Robak z Pogoni Szczecin – 22). Miał wówczas 23 lata, a branżowy portal transfermarkt.de wyceniał go na 2 mln euro. Lech nie zamierzał sprzedawać go tak tanio, dlatego mimo wielkiego zainteresowania ostatecznie wymagania finansowe „Kolejorza” i samego zawodnika było w stanie spełnić dopiero ukraińskie Dynamo Kijów.

  

Jego przygoda w Kijowie mimo wszystko nie należała do wybitnie udanych. Wprawdzie dwukrotnie został mistrzem Ukrainy, sięgał po puchar i superpuchar tego kraju, ale jego wkład w te sukcesy nie był tak duży, jak mogłoby się wydawać. Był głównie rezerwowym i przez dwa sezony uzbierał 24 ligowe występy, będąc na boisku łącznie przez 765 minut. 10 bramek i asysta w tych okolicznościach i tak brzmią nadwyraz dobrze. W rozgrywkach pucharowych z kolei zagrał ośmiokrotnie (5 razy w pierwszym składzie) i dołożył trzy trafienia. Nie był zadowolony z małej ilości minut, dlatego latem 2016 roku poszedł na wypożyczenie do belgijskiego Anderlechtu. Jak się później okazało, była to najlepsza decyzja w jego karierze i zarazem ostatnia dobra.

  

Teodorczyk do Belgii szedł pełnić podobną rolę. Początkowo ekipa „Fiołków” nie widziała w nim pierwszego napastnika, a wartościowe uzupełnienie. Mimo to urodzony w Żurominie snajper chciał spróbować czegoś innego, pograć chwilę na zachodzie Europy i rozwinąć się. Powiedzieć, że zaczęło żreć, to nic nie powiedzieć. „Teo” nie dość, że szybko stał się pierwszym wyborem, to strzelał jak oszalały. Sezon 2016/17 zakończył z 22 golami w lidze, 7 w Lidze Europy i jednym w Pucharze Belgii.

  

Strzelał seryjnie i rozkochał w sobie kibiców, co doskonale słychać na powyższym nagraniu. Do imponującego dorobku strzeleckiego dołożył 5 asyst, czym ściągnął na siebie zainteresowanie klubów z lig TOP 5. W pewnym momencie Teodorczyka bardzo chciały mieć u siebie West Bromwich Albion i West Ham United, ale Anderlecht w umowie wypożyczenia zagwarantował sobie opcję wykupu reprezentanta Polski, więc miał pierwszeństwo. Po takim sezonie decyzja mogła być tylko jedna.

  

Równia pochyła

Niestety kolejny sezon w wykonaniu Polaka już tak spektakularny nie był, choć słabym też nazwać go nie można. 10 bramek w 24 meczach sezonu zasadniczego i 5 w fazie play-off. W Lidze Mistrzów i krajowym pucharze goli nie było. Teodorczyk zaczynał mieć muchy w nosie, zafiksował się na transfer do mocniejszej ligi. Tak jakby czuł, że w Belgii zrobił już wszystko, co miał do zrobienia i w wieku 27 lat nie musi niczego udowadniać.

Polak dopiął swego, wraz ze swoimi agentami sfinalizował przenosiny do klubu z ligi TOP 5. Włoskie Udinese Calcio zapłaciło 7 mln euro i zaoferowało mu bardzo atrakcyjny finansowo kontrakt. Wtedy nie mogło wiedzieć, że były to jedne z najgorzej wydanych pieniędzy w historii klubu. Wprawdzie jedni spoglądając na liczby Polaka, powiedzą: eeee, nie było aż tak źle. 30 występów na poziomie Serie A na przestrzeni dwóch sezonów to nie jest powód do wstydu. Bardziej dociekliwi zobaczą jednak, że „Teo” w tych 30 meczach uzbierał jedynie… 1055 minut, strzelił dwie bramki i miał jedną asystę. Mało, jak na 7 mln euro.

Z czego wynikał aż tak gwałtowny zjazd napastnika, który znalazł się w kadrze Adama Nawałki na mistrzostwa świata w Rosji (i rozegrał tam dwa spotkania, wchodząc z ławki w meczach z Kolumbią i Japonią)? Nie bez znaczenia były trapiące go kontuzje: problemy z przepukliną zabrały mu niemal połowę sezonu 2018/2019. Później pauzował przez wyjątkowo uciążliwe stłuczenie kolana i bóle mięśniowe. W Udine pogodzili się z myślą, że nic już z niego nie będzie.

Dalsze pikowanie

Wspomniane wejścia na mundialu w 2018 roku były ostatnimi epizodami Teodorczyka w kadrze. Potem popadł w niepamięć kolejnych selekcjonerów i polskich kibiców, ale trudno się temu dziwić. W zdemolowanym przez pandemię sezonie 2020/21 postanowił wrócić tam, gdzie mu szło. Wprawdzie Anderlecht nie był już zainteresowany, ale na wypożyczenie Polaka skusił się Royal Charleroi.

  

Efekt był skrajnie daleki od oczekiwanego: 15 ligowych występów — wszystkie z ławki rezerwowych — 0 goli, 0 asyst. Łącznie zaledwie 284 minuty. Do tego dwa występy i gol w rozgrywkach pucharowych, ale tam także łącznie na placu gry przebywał przez mniej niż jedną połowę (39 min). Po Teodorczyku z sezonu 2016/17, a nawet 2017/18 pozostało już tylko wspomnienie.

Wrócił do Włoch, ale wiedział, że w Udine nie ma czego szukać. Klub nie zgłosił go nawet do rozgrywek. Wtedy jego agencja zdecydowała się na… odważny ruch, rozsiewając plotki po znajomych dziennikarzach — a gdzie jak gdzie, ale we Włoszech i w Turcji spekulantów transferowych jest pod dostatkiem — jakoby Teodorczykiem zainteresowany był Besiktas Stambuł. Nikt nie brał tego na poważnie, ale o Polaku znów przez chwilę zrobiło się głośno. 29 grudnia 2021 roku rozwiązał kontrakt z Udinese za porozumieniem stron, a w styczniu 2022 roku związał się z drugoligową włoską Vicenzą.

  

Miał pomóc drużynie znajdującej się wówczas w strefie spadkowej Serie B w spokojnym utrzymaniu. Jeden gol w 14 występach to było za mało, by uratować klub z ponad 100 tys. miasta w północno-wschodnich Włoszech. Na „szczęście” Polak podpisał umowę do końca sezonu z opcją automatycznego przedłużenia w przypadku utrzymania, więc teraz znów jest do wzięcia za darmo.

„Teo”, bądźmy szczerzy — pora przestać się wygłupiać. Czas wrócić do ekstraklasy.

FOT. twitter.com/Eugeniogonza2

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »