Nikola Mazur: Dwa razy myślałam, że to już koniec
Łyżwiarka szybka Nikola Mazur mówi, dlaczego zdecydowała się trenować łyżwiarstwo szybkie, kryzysach, przez jakie przeszła i o tym, co ma w planach w tym i w przyszłym sezonie.
Jesteś po pierwszych startach międzynarodowych w tym sezonie, jak oceniasz swoją dyspozycję?
NIKOLA MAZUR: Dzisiaj forma jest już inna, lepsza niż była podczas inauguracyjnego startu w zawodach Word Tour. Przypomnę, że od bieżącego sezonu nie ma już Pucharów Świata, jest właśnie zmieniona formuła, czyli World Tour. Nie ukrywam, że moja forma i wyniki, jakie osiągnęłam, nie były dla mnie satysfakcjonujące. Wiem jednak, że to był to efekt sezonu przygotowawczego i bardzo ciężkich treningów, jakie wykonywałam w ostatnich miesiącach. Cała kadra przygotowywała się bardzo solidnie, bo wszyscy mamy w głowach już igrzyska olimpijskie.
Wspomniałaś o zmienionej formule zawodów. Jesteś jej zwolenniczką czy przeciwniczką?
Szczerze mówiąc, wolałam starą formułę, podobnie zresztą jak większość zawodników. Władze naszej Unii Kolarskiej jednak wprost powiedziały nam, że tu nie chodzi o nas – łyżwiarzy – a o transmisje telewizyjne, uatrakcyjnienie zawodów dla widza i przez to lepszą promocję dyscypliny.
Co jest dla Was niekorzystne w tej nowej formule?
World Tour jest bardzo zbliżony do imprez rangi mistrzowskiej. Jest zdecydowanie mniej dystansów, na których możemy rywalizować. To oznacza, że większość dobrych zawodników startuje w większości wyścigów. Poziom jest więc dużo wyższy. Poza tym są bardzo krótkie przerwy między poszczególnymi startami. Często nie mamy czasu nawet ścignąć i z powrotem założyć łyżwy, a co dopiero zadbać o odpoczynek, czy regenerację.
Wspomniałaś już o igrzyskach, ale póki co jesteśmy w sezonie 2024/25. Co będzie Twoją docelową imprezą?
Celem nie tylko moim, ale całej naszej reprezentacji są mistrzostwa Europy i mistrzostwa świata, które rozgrywane będą w drugiej połowie sezonu. I właśnie z formą celujemy w pierwsze miesiące przyszłego roku.
Jesteś już olimpijką, ale trzeba przyznać, że igrzyska w Pekinie były dla polskich łyżwiarzy szybkich dość traumatyczne. Potrafiłaś się nimi w ogóle cieszyć?
Myślę, że tak. Oczywiście były one bardzo trudne i przede wszystkim niesamowicie stresujące. Ja co prawda nie trafiłam na kwarantannę, ale codziennie przed śniadaniem mieliśmy robione testy na Covid-19. Stres był ogromny, bo wszyscy baliśmy się bardzo, że podzielimy losy Natalii Maliszewskiej czy Natalii Czerwonki. Były to jednak moje pierwsze igrzyska, więc starałam się z nich czerpać jak najwięcej. I trochę dobrych wspomnień też mam. Mam też nadzieję, że po takiej szkole życia, kolejne będą już dużo, dużo lepsze.
Dlaczego w ogóle zdecydowałaś się trenować łyżwiarstwo szybkie, a dokładnie short-track?
Właściwie to był trochę przypadek. Pochodzę z Białegostoku, miasta, które w Polsce jest największym ośrodkiem, w którym uprawia się właśnie łyżwiarstwo szybkie na krótkim torze. Ja zawsze byłam bardzo sprawnym dzieckiem, szybko biegałam, daleko skakałam, lubiłam też grać w piłkę z chłopcami. Naturalnym wyborem była więc dla mnie klasa sportowa. Zdałam testy sprawnościowe i okazało się, że dostałam się do Szkoły Mistrzostwa Sportowego i że będę w klasie łyżwiarskiej.
Odpowiadało Ci to?
Tak. Do 16 roku życia byłam jedną z najlepszych zawodniczek w swoim roczniku. Wygrywałam większość zawodów. Jak wiadomo, lubimy to, w czym jesteśmy dobrzy, więc ja łyżwy polubiłam bardzo szybko.
Często zawodnicy, którzy mają dużą łatwość wygrywania zawodów w młodszych kategoriach wiekowych, mają problem z przejściem do kategorii seniorskiej, w której okazuje się, że nagle nie są najlepsi. Miałaś w swojej karierze takie mocne zderzeniem z dorosłym sportem?
Oj miałam. Mało tego, przeżyłam w swojej karierze dwa poważne kryzys. Właściwie nigdy wcześniej o tym nie opowiadałam, ale musiałam sobie zrobić kilkumiesięczne przerwy, podczas których byłam pewna, że do łyżwiarstwa już nie wrócę, że to koniec.
Czym to było spowodowane?
Jeszcze kilka, kilkanaście lat temu łyżwiarstwo szybkie w Polsce nie było tak rozwinięte jak dzisiaj. Nie było takich obiektów, warunków do treningu. Takich perspektywy jak są teraz. Miałam więc dwa momenty, w których do końca nie wiedziałam, czy rzeczywiście chcę dalej jeździć na łyżwach. Pierwszy z nich przydarzył mi się po ukończeniu liceum. To często dla młodych sportowców jest czas, w którym poważnie zastanawiają się, co dalej. W tym okresie z reguły nie ma się jeszcze tak dobrych wyników w sporcie seniorskim, żeby załapać się do kadry, mieć stypendium. A z drugiej strony przestaje się być dzieckiem. W tym momencie wsparcie rodziców, rodziny jest nieocenione. Drugi moment pojawił się kiedy mieliśmy sporo zawirowań w kadrze, z trenerami, z naszą grupą treningową.
Kto Cię namówił do dalszego uprawiania sportu, rodzina, trenerzy?
W tych sytuacja byłam raczej sama i ostatecznie sama znalazłam w sobie siłę, żeby próbować dalej. A warto dodać, że raz już wynajęłam pokój w Warszawie i chciałam studiować psychologię. Innym razem byłam kilka miesięcy u rodziny w Kalifornii i też miałam już jakiś pomysł na siebie. Do dziś nie wiem, dlaczego za każdym razem pakowałam się, wracałam do Białegostoku i zaczynałam trenować. To chyba przeznaczenie.
Z perspektywy czasu chyba nie żałujesz tych wyborów? Zwłaszcza że łyżwiarstwo szybkie mocno rozwija się obecnie w Polsce. Mamy obiekty, imprezy rangi międzynarodowej.
Nie żałuję, a łyżwiarstwo szybkie rzeczywiście bardzo rozwija się w Polsce. Zyskuje na popularności, dzięki czemu mamy dużo lepsze warunki do treningów, startów. W Polsce rozgrywane były już mistrzostwa Europy, Puchar Świata. To coś wielkiego móc startować u siebie, przed własną publicznością, rodziną, przyjaciółmi.
A treningi? Bardzo często mówiło się, że łyżwiarze niestety, żeby móc trenować na lodzie, muszą wyjechać z Polski. Jak jest obecnie?
To również zmieniło się na plus. Co prawda my akurat z toru w Tomaszowie nie korzystamy za wiele jeśli chodzi o treningi, ale w tym sezonie przygotowawczym udało nam się zorganizować dwa zgrupowania w Polsce w Gdański i Białymstoku. To był prawdziwy luksus, że nie musieliśmy wyjeżdżać, tylko dodatkowe trzy tygodnie spędziliśmy w domu. Później przez siedem tygodniu trenowaliśmy we Włoszech, tam jednak warunki są nieco lepsze, a lód dużo szybszy.
Mówiliśmy o trudnych momentach w Twojej dotychczasowej karierze, a te najlepsze?
Nigdy się nad nimi nie zastanawiała. W pamięci mam jednak, że bardzo cieszyłam się, kiedy zakwalifikowałam się do indywidualnego startu na mistrzostwach Europy, po tych moich zawirowaniach, przerwach. Do końca nie wierzyłam w to, że mi się uda i byłam zaskoczona. Ta kwalifikacja mnie mentalnie podbudowała. Sprawiła, że uwierzyłam w to, że jeszcze mogę być dobra. Drugim takim momentem były mistrzostwa świata w Korei, na których wygrałam finał B i zajęłam ostatecznie szóste miejsce. Myślę jednak, że jeszcze nie pokazałam wszystkiego, na co mnie stać. Mam nadzieję, że to, co najlepsze jeszcze przede mną.
Fot. Justyna Drewniak