Peszko: przez te 3 dni w Vegas niezbyt rozróżniałem, czy jest noc, czy dzień
Na koniec naszej podróży przenieśliśmy się do innego hotelu, który akurat zorganizował wielkie pool party. Jego gwiazdą był David Guetta, który grał dla ludzi bawiących się w basenie. Nie wiem, ile Kolonia zapłaciła za tę naszą podróż, ale jedno było pewne – opłacało nam się awansować – opowiada w swojej biografii Sławomir Peszko, zdradzając, w jaki sposób jego FC Köln świętowało awans do Bundesligi w Las Vegas. Cały fragment znajdziecie poniżej.
Książkę „Peszkografia” można kupić na www.zaczytanymundial.wsqn.pl!
Fragment książki:
„Po awansie klub zaproponował nam trzydniowy wyjazd na wakacje. Mieliśmy do wyboru Majorkę, Ibizę albo jakiś kurort we Włoszech.
Brečko, który był wtedy kapitanem, stwierdził jednak:
– A może Las Vegas? I działacze się zgodzili.
To był mój pierwszy raz w stolicy hazardu. Kasyna znajdowały się tam na każdym kroku. W wypasionym, pięciogwiazdkowym Cosmopolitanie, w którym zamieszkaliśmy, w drodze do pokojów stało dziesiątki jednorękich bandytów, stoły do pokera, rulety. Gdziekolwiek się skręciło, można było w coś zagrać, więc z tego korzystaliśmy. Zostawiłem tam z siedem tysięcy dolarów, ale znacznie grubiej grał mój kolega Kevin McKenna. Już drugiego dnia poprosił, żebym poszedł z nim do placówki Western Union, bo przegrał wszystko, co miał, a dalej chciał kręcić białą kulką. Kanadyjczyk wyciągnął więc kolejne dziesięć koła, które za kilka godzin także przepuścił. Łącznie oddał maszynom ze sto tysięcy złotych.
Poszliśmy też do legendarnego klubu TAO, w którym bawili się Kanye West, Madonna i gwiazdy z Hollywood. Organizatorzy przygotowali dla nas wypasioną lożę, na telewizorach dookoła niej wyświetlili napis „FC Köln from Germany”. Wcześniej pojechałem na miasto na zakupy i żeby dojechać do dyskoteki, musiałem złapać taksówkę. A do tych były olbrzymie kolejki. Gdy zobaczyłem więc jadącą limuzynę, ogromnego białego lincolna, zatrzymałem go na środku ulicy. Facet jechał na pusto, więc nie pogardził paroma stówkami i zawiózł mnie pod wskazany adres.
Nie wiedziałem jednak, że w TAO tak bardzo pilnują dress code’u. Minimum to była koszula. Ja jednak miałem tylko zwykłą polówkę.
– Nie wejdziesz.
– Proszę mnie wpuścić, mam hotel czterdzieści minut stąd. Jak pojadę po koszulę, to nie zdążę na imprezę.
– Niestety, zasady to zasady.
Zasady? Są przecież po to, żeby je łamać. W końcu wyszedł więc po mnie jeden z kolegów, który zabrał ze sobą zwitek dolarów i dyskretnie wsadził go ochroniarzowi do kieszeni. I magia – już byłem w środku. Przez te trzy dni w Vegas niezbyt rozróżniałem, czy jest noc, czy dzień. Wszędzie jasno, wszędzie pełno ludzi, kasyn nie zamykano, a muzyka grała non stop. Na koniec naszej podróży przenieśliśmy się do innego hotelu, który akurat zorganizował wielkie pool party. Jego gwiazdą był David Guetta, który grał dla ludzi bawiących się w basenie. Nie wiem, ile Kolonia zapłaciła za tę naszą podróż, ale jedno było pewne – opłacało nam się awansować.