Peszko: ze Smudą wielkiej miłości nigdy nie było…

– Trenerze, powiedziałem wtedy… Powiedziałem, co myślałem! Nie wypieram się. Czasu nie cofnę, poszło, to poszło, ch*j tam. Jak mnie trener chce wyrzucić, to nie ma sprawy – odpowiedział Sławek Peszko Franciszkowi Smudzie, gdy ten został selekcjonerem reprezentacji Polski, a co teraz zdradza w swojej biografii. Cały fragment znajdziecie poniżej.

A książkę „Peszkografia” kupicie na www.zaczytanymundial.wsqn.pl

Fragment książki:

„Ten, kto uważa, że ze Smudą się kochaliśmy, nie ma racji. Co prawda przez rok współpracowaliśmy w Poznaniu, ale z chemią pomiędzy nami różnie bywało. Gdy trenerem Lecha był już Jacek Zieliński, wygraliśmy dwa mecze: 3:1 z Piastem Gliwice i 5:0 z Koroną Kielce. Strzeliłem dwa gole i czułem, że sezon będzie należał do mnie. Po spotkaniu z Koroną tak się podnieciłem, że chlapnąłem w wywiadzie: „W końcu będziemy mogli powalczyć o mistrzostwo. Mamy trenera, który dobrał odpowiednią taktykę, dogaduje się z piłkarzami”. Co prawda nie wypowiedziałem nazwiska Smudy, ale tylko debil nie połapałby się, co chciałem w ten sposób przekazać.

Te zupełnie niepotrzebne słowa padły w sierpniu. Trzy miesiące później zarząd PZPN ogłosił, że nowym selekcjonerem reprezentacji został… Smuda. „Franek Smuda czyni cuda” i te bajery sprawiły, że lud wyniósł Franza na piłkarski ołtarz. „O ku*wa” – tylko to przyszło mi przez myśl. Miałem przesrane.

Smuda mnie jednak zaskoczył i powołanie wysłał bardzo szybko. Co on kombinuje? Może to alibi? Może chce mnie szybko odstrzelić? W Warszawie mieliśmy wtedy zagrać towarzysko z Rumunią i Kanadą. Przyjechałem do hotelu po południu. Nie za bardzo wiedziałem, co i jak mam powiedzieć trenerowi, którego przecież musiałem w końcu spotkać. Przez kilka godzin udawało mi się go unikać, aż wieczorem poszedłem do pokoju Gregora Zieleznika, naszego fizjoterapeuty, który jak zawsze kogoś masował. Nie zdążyłem usiąść, kiedy za plecami usłyszałem złowieszczy głos z charakterystycznym, niewyraźnym „r”.

– A teraz mi się, kurrr*a, przypomniało! – Od razu wiedziałem, że będzie się działo. – Coś ty tam pie*dolił w tym telewizorze? Poje*ało cię, „Peszkin”? Trenera mata lepszego? I widzisz, jak teraz wpadłeś?

Smuda od razu docisnął mnie, jak bokserski mistrz zapędza rywala do lin już w pierwszej minucie walki. Ale nie pękłem. Spojrzałem mu głęboko w oczy i walnąłem prosto z mostu:

– Trenerze, powiedziałem wtedy… Powiedziałem, co myślałem! Nie wypieram się. Czasu nie cofnę, poszło, to poszło, ch*j tam. Jak mnie trener chce wyrzucić, to nie ma sprawy.

Dookoła zapanowała cisza. Atmosfera była tak gęsta, że wrzucona do pokoju piłka sama zawisłaby w  powietrzu. A Smuda, zamiast wpaść w szał i wyrzucić mnie na zbity łeb, tylko się uśmiechnął.

– O  ku*wa, masz jaja, żeby w  oczy mi to samo powtórzyć – zaśmiał się. – Masz charakter, szpaczku jeden. Ja też mam skurwysyński charakter. Myślałem, że się wyprzesz i powiesz, żeś się pomylił. Takiego szpaczka to ja będę lubił – powiedział i… wyszedł z pokoju.

Stałem tam jak wryty, tak samo jak Zieleznik i wszyscy inni. Ale od tego momentu moje relacje ze Smudą stały się znakomite. I oficjalnie zostałem „Szpaczkiem”.

https://superbet.pl/rejestracja?bonus=THESPORT

Fot. Wiki Commons, CC 3.0

Udostępnij

Translate »