Pięknie, albo wcale. Nawet w Kazachstanie

W kolejnym tekście z naszego cyklu #GdzieIchWywiało zaglądamy do odległego Kazachstanu, gdzie kibiców swoimi pięknymi golami czaruje Piotr Grzelczak. Ten sam, który pakował woleja za wolejem w ekstraklasie. Nie miał litości nawet dla samej FC Barcelony i to w debiucie Neymara.

Piotr Grzelczak w rodzimej ekstraklasie rozegrał 11 sezonów. Począwszy od Widzewa Łódź, którego jest wychowankiem, poprzez Lechię Gdańsk, Polonię Warszawa, Jagiellonię Białystok, na Górniku Łęczna kończąc. Nie był typem rasowego snajpera, notującego co sezon dwucyfrową liczbę bramek. W zasadzie nie zrobił tego nigdy, a najlepsza pod względem liczb była dla niego kampania 2013/14 w barwach Lechii, kiedy strzelił 7 bramek i dołożył do tego 6 asyst. Często grał na skrzydle, lub jako podwieszony napastnik.

Liczba goli w 221 występach na poziomie polskiej ekstraklasy nie robi wielkiego wrażenia, bo mówimy o 34 trafieniach. To, co je wyróżniało, to uroda. Z tych 34 goli zdecydowana większość była naprawdę nieprzeciętna. Mowa o bramkach, o których komentatorzy zwykli mawiać „stadiony świata”. I to nie na wyrost.

Co ważne, Grzelczak strzelał takie gole nie tylko lewą, ale i prawą nogą, co widać na poniższym nagraniu. Facet po prostu „to” ma.

  

Ostatni sezon na poziomie ekstraklasy Mr. Wolej rozegrał w sezonie 2016/2017. Był dla niego całkiem przyzwoity, mimo że zakończony spadkiem z Łęczną. Wraz z Bartoszem Śpiączką i Grzegorzem Boninem najeżał do najlepszych strzelców drużyny (6 goli i 4 asysty) i wydawało się, że znajdzie sobie innego pracodawcę na najwyższym szczeblu rozgrywkowym. Tak się jednak nie stało.

Przez Grecję i Chojnice aż do Kazachstanu

Nie chodziło o to, że nie miał ofert. Po prostu wybrał opcję zagraniczną, bo miał już 29 lat, więc był to dla niego prawdopodobnie ostatni gwizdek, by spróbować czegoś poza granicami naszego kraju. Ofertę złożył mu grecki AÓ Plataniá Chaníon, wówczas 7. drużyna tamtejszej ekstraklasy. Grzelczak nie zastanawiał się długo. Spakował manatki i podpisał dwuletni kontrakt.

  

W Grecji poznał smak meczów z Panathinaikosem Ateny czy PAOK-iem Saloniki. W meczach z Olympiakosem siedział na ławce, a np. rewanżu z AEK-iem Ateny (w pierwszym meczu także nie zagrał) nie doczekał. Z powodu niewypłacalności klubu z siedzibą na północno-zachodnim wybrzeżu Krety rozwiązał kontrakt w marcu 2018 roku. Łącznie spędził tam zatem niecałe 10 miesięcy i strzelił jednego gola. Królem strzelców tamtego sezonu został znany z boisk ekstraklasy Aleksandar Prijović z PAOK-u, a Plataniá Chaníon z hukiem spadła z ligi. W 30 spotkaniach uzbierała tylko 10 pkt i zajęła ostatnie miejsce w tabeli. Trzy lata później klub całkowicie przestał istnieć.

Dla Grzelczaka był to najdłuższy rozbrat z czynnym uprawianiem zawodu piłkarza. 30-latek przez pięć miesięcy był bez klubu. W końcu we wrześniu 2018 roku związał się z pierwszoligową Chojniczanką Chojnice, mającą wówczas ekstraklasowe aspiracje.

  

Rozegrał tam 21 spotkań, strzelił dwa gole i choć awansu nie było, to klub z Chojnic chciał podjąć jeszcze jedną próbę ataku na najwyższy szczebel rozgrywkowy w Polsce. Nikt Grzelczaka z klubu nie wypychał, ale pewnego razu zadzwonił do niego menadżer, mówiąc, że ma dla niego ofertę z Kazachstanu i to z tamtejszej ekstraklasy. Złożyło ją walczące o utrzymanie FK Atyrau (sezon w Kazachstanie trwa od marca do listopada), które pilnie potrzebowało wzmocnień.

– Długo się nad tym nie zastanawiałem, szybka rozmowa z żoną i trzeba było się pakować. Klub był w ciężkiej sytuacji i potrzebował wzmocnień. Nie było łatwo wejść do zespołu, bo każdy mecz musieliśmy grać o życie. W moim debiucie straciliśmy bramkę w piątej minucie gry, a od 18. minuty graliśmy w dziesięciu. Początki nie były kolorowe – wspomina tamten czas Grzelczak w rozmowie z portalem weszlo.com.

  

Klub miał w tamtym momencie dwa cele: utrzymać się w lidze i wygrać Puchar Kazachstanu, bo trzeci raz awansował do finału, ale nigdy nie sięgnął po to trofeum. Niestety, nie udało się osiągnąć ani tego, ani tego. Finał pucharu był wyjątkowo pechowy, bo drużyna Grzelczaka prowadziła, a rywale grali w osłabieniu, ale w końcówce regulaminowego czasu gry Atyrau dało sobie strzelić gola. W dogrywce przeciwnik wygrał po strzale życia w 123 minucie…

Mimo spadku z ligi Grzelczak nie odszedł z FK Atyrau. Spodobało mu się tam, pieniądze zarabiał takie, jakich nigdy nie dostałby w ekstraklasie i był ważną postacią w drużynie.

– Duży wpływ na to, że zostałem w klubie, miał dyrektor sportowy Nurtaz Serikovich, to osoba, która mnie tu ściągnęła i od początku we mnie wierzyła. Od razu po sezonie przedstawiono mi wizję i cele drużyny, co mi się spodobało. Atyrau włożyło wiele starań, żebym tu został i pomógł im w szybkim powrocie na należne miejsce. Wiem, że tu na mnie liczą – tłumaczył w tym samym wywiadzie.

Łącznie Grzelczak w Kazachstanie spędził już trzy lata. Rozegrał 66 spotkań, zdobył 19 goli i zaliczył 4 asysty. Faktycznie pomógł Atyrau szybko wrócić do kazachskiej ekstraklasy i wciąż ma tam ważną umowę. Wciąż także zdobywa niebrzydkie gole.

Gol, którego nikt mu nie zabierze

Czego by nie osiągnął i gdzie by nie grał i tak wszyscy kojarzą Grzelczaka z golem strzelonym wielkiej Barcelonie. Wprawdzie był to tylko towarzyski mecz, rozgrywany w lipcu 2013 roku w Gdańsku, ale ilu polskich zawodników może o sobie powiedzieć, że strzeliło gola Barcelonie z Messim i wszystkimi gwiazdami? Na dodatek w meczu, w którym nieoficjalny, ale jednak debiut zaliczył sam Neymar, przez co cały świat interesował się tym spotkaniem mniej więcej tak, jak teraz przy okazji El Clasico w Stanach Zjednoczonych, gdzie debiutował Robert Lewandowski? Niewielu. Prawie żaden.

Grzelczak musi opowiadać o tym golu za każdym razem, kiedy zmienia klub, zwłaszcza za granicą. Pytają nie tylko dziennikarze, ale też koledzy z szatni. On sam nie narzeka, w końcu to wspomnienie, o jakim 99% z nich może tylko pomarzyć.

Czy 34-letni już Piotr Grzelczak wróci jeszcze do Polski? Wiele zależeć będzie od tego, czy Atyrau będzie chciało zatrzymać go po zakończeniu obecnego sezonu, ale nawet jeśli nie, to nie wiadomo, czy ponownie zobaczymy go wówczas nad Wisłą. Jakiś czas temu zgłaszały się po niego kluby nawet z Indonezji, więc ma szansę jeszcze trochę pozwiedzać i zarobić na piłkarską emeryturę.

FOT. Facebook.com/rfcatyrau

Piotr Janas

Udostępnij

Translate »