Pie*rz się, Gianni

Gianni Infantino, mając czelność wystosować list do biorących udział w katarskim mundialu reprezentacji, apelując by te „skupiły się na piłce”, oficjalnie sprał ze swojego splamionego krwią garnituru ostatnią krztynę ludzkiej godności. Jest istotą tak śliską, chytrą i podupadłą, że trudno uwierzyć, że jego łysą głowę podtrzymuje jeszcze jakiś kręgosłup. Oto szkoła niemieszania sportu i polityki według prezydenta FIFA.

7 lat temu piłkarski świat świętował wyzwolenie spod 17-letnich rządów Seppa Blattera (które, na domiar, poprzedzała 24-letnia kadencja Joao Havelange, równie… fascynująca). Kibice (wśród których zdecydowana większość nawet nie znała niepogrążonej w korupcji FIFY) budowali złudną narrację, że idą lepsze, nieblatterowe czasy. I wtedy pojawił się on.

Łysy od kulek.

Gość, którego zwykły niedzielny konsument piłkarskich emocji kojarzył wyłącznie z groteskowej skrupulatności przy losowaniu grup w rozgrywkach UEFA. Oraz z łysiny. Poza tym – kartę miał czystą.

To znaczy… właściwie to nie miał. Infantino wystartował w wyborach przede wszystkim dlatego, że nie mógł tego zrobić umoczony po szyję Michel Platini, jego bliski współpracownik. Wszystko to, za co beknął były szef UEFA, konsultował z Infantino. Mówiąc więc wprost – albo winni uefowej korupcji są obaj, albo żaden.

Sęk w tym, że ze wszystkich tragicznych wyborów, łysy był najmniej tragiczny. Jego głównym konkurentem, którego w 1. rundzie głosowania pokonał rzutem na taśmę, był Salman bin Ibrahim Al Khalifa, dla którego prawa człowieka są ledwie sugestią (stojąc na czele bahrańskiego związku miał rzekomo torturować piłkarzy).

I tak Infantino przejął schedę po Blatterze (który nota bene urodził się 10 kilometrów od niego; przypadek?) na kanwie ładnych obietnic i okrągłych słów, takich jak przejrzystość czy demokracja.

Miarka się przebrała

Na różnych poziomach można mieć tolerancję na działania, a przede wszystkim słowa, Infantino. Jedni wymiękli już gdy wyciekły rachunki, które wystawił swojemu pracodawcy na dziesiątki tysięcy za materace i pranie w jego prywatnym domu. Inni wysiedli z pociągu, gdy przed poprzednim mundialem miział się z Putinem. Jeszcze innych (zdecydowaną większość) do skrajności doprowadziło obrzydzenie Katarem.

Nasz moment złamania nastąpił właśnie teraz.

Osiągając absolutne himalaje hipokryzji, Infantino wysmarował swój bełkot na kartce papieru, którą miał czelność wysłać do wszystkich reprezentacji jadących na mundial. Cytując za dziennikarzami Sky Sports, którzy zobaczyli cały ten list:

„Skupmy się na piłce nożnej. Wszyscy wiemy, że piłka nożna nie istnieje w próżni, a w równym stopniu zdajemy sobie sprawę, że świat boryka się z szeregiem przeszkód i trudności o podłożu politycznym. Ale proszę Was, nie pozwólmy wciągnąć piłkę nożną w każdy konflikt polityczny i ideologiczny, jak istnieje”.

Tłumacząc na nasze:

„Już za półtorej miesiąca będzie po mundialu i mój dom w Doha będzie po sam sufit pełny banknotów, więc postarajcie się mi tego nie spieprzyć. Schowajcie proszę tych wszystkich gejów i prawa człowieka na później”.

Całe szczęście, Gianni Infantino służy fenomenalnym przykładem stawiania twardej granicy między problemami politycznymi świata a piłką nożną.

Granica #1 – Afryka

Łysy do Afryki przystawia się od dłuższego czasu, wyciągając swoje chciwe łapska po 54 głosy, jakimi dysponuje tamtejszy związek. Przykładowo, do wspólnej kandydatury Portugalii i Hiszpanii próbował dokoptować Maroko, bezinteresownie, bo jakże.

Szczyt szczytów osiągnął jednak w swojej „kampanii” promującej koncepcję mundialu co 2 lata (co ciekawe, podobny projekt chciał zrealizować Blatter). Wówczas padł cytat, który – z dziennikarskiego obowiązku – przytoczymy w całości, by nie pozbawiać go kontekstu:

„Musimy znaleźć sposoby, by zaangażować cały świat, by dać nadzieję Afrykańczykom, tak by nie musieli wypływać na Morze Śródziemne w poszukiwaniu lepszego życia, albo – co bardziej prawdopodobne – śmierci.

Musimy dawać możliwości, dawać godność. Nie charytatywnie, lecz pozwalając całemu światu brać udział w czymś większym. Może i mundial co dwa lata nie jest na to odpowiedzią, ale dyskutujmy o tym”

Kiedy cały piłkarski świat stanowczo sprzeciwił się idei podwojenia częstotliwości mundiali, Infantino rzucił na stół kartę pt. „umierający na morzu Afrykańczycy”. I tu postawmy kropkę.

Granica #2 – Rosja

– Putin jest moim wielkim przyjacielem – deklarował Infantino w drodze na rosyjski mundial. Obaj panowie chętnie się wspólnie pokazywali fotoreporterom, a prezydent Rosji dbał o dopieszczenie swojego przyjaciela jak króla – po Rosji latał odrzutowcami i spał w łożach niemalże carskich. W zamian, prezydent FIFA sławił kraj gospodarza imprezy, opowiadając jakieś dyrdymały o tym, że Rosja zbuduje z resztą świata wieczną przyjaźń.

Odbiło mu się to paskudną czkawką, kiedy przyjaciel Infantino zorganizował specjalną operację wojskową w Ukrainie. Wówczas Szwajcar wyginał swój kauczukowy kręgosłup moralny w każdą z możliwych stron, wykonując fikołek za fikołkiem, aby tylko nie zająć konkretnego stanowiska względem Rosjan. W zasadzie, gdyby nie napór opinii publicznej, wytrwałby w swojej „neutralności”, a Polacy musieliby oddać mecz w Moskwie walkowerem.

Granica #3 – Indonezja

Jeden z najświeższych wybryków łysego dobitnie skomentowali dziennikarze The Athletic:

„Pozbawiony wyczucia, nietaktowny, odklejony, nazwijcie to jak chcecie. Nawet użycie słowa „katastrofa”, by opisać tę zagrywkę PR-ową wydaje się być poniżające względem tych, którzy znają prawdziwe znaczenie tego słowa”.

W ten sam dzień, w którym na stadionie Kanjuruhan zginęły 133 osoby, Infantino wybrał się do Indonezji i… przebrał się w getry i fikuśnie kolorową koszulkę, by z tamtejszymi oficjelami pograć w piłkę. Nie miesiąc czy rok później – w ten sam dzień. Żałobę narodową, którą pojechał uhonorować, wsparł biegając z bananem na twarzy za piłką. Ale co zbudował znajomości, to jego.

Granica #4 – Katar

Nie ma w tej kategorii nic szczególnie świeżego, co można by napisać. Infantino mieszka z całą rodziną w Katarze, a cara zręcznie podmienił na emira. To on „załatwił” światu najobrzydliwszy mundial, jaki można sobie wyobrazić (nawet dla Blattera przepchanie kandydatury Kataru było za mocne) i to on z cynicznym uśmiechem próbuje mu wmówić, że to będzie nie tylko udana impreza, ale i najlepsza w historii.

A ten świat odpowiada mu dokładnie w ten sposób (warto obejrzeć, choć ostrzegamy przed uczuciem fizycznego i psychicznego bólu):

—————

Trzymamy więc niezwykle mocno kciuki, że adresaci listu ustosunkują się do próśb prezydenta, oddzielając politykę od sportu w dokładnie tak konsekwentny i etyczny sposób, jak on sam. Szkoda byłoby bowiem zostawić rysę na szkle najlepszego mundialu w historii.

A do ciebie, Gianni, kierujemy serdeczne „pieprz się”.

Fot. Wiki Commons, CC 2.0

Postaw mi kawę na buycoffee.to
Rafał Hydzik

Udostępnij

Translate »